24 gru 2016

"And I Love You" She Said



sehunxoc, angst
❆    
Pamiętam tamtą zimę.
Pamiętam dźwięk wiatru.
Pamiętam zapach ludzkich zmartwień.
Pamiętam wszystko tak, jakby to był tylko ten idealny czas.
Ale nie był.
Nie pamiętam jej krzyków, kiedy leżała na zimnej podłodze w łazience o 3 nad ranem.
Nie pamiętam jej głosu, gdy mówiła, że to jej wina.
Nie pamiętam jak wtedy żyłem.
Pamiętam tylko tamtą zimę i dziewczynę, którą kochałem.
Pamiętam tak, jakby to było wczoraj.
To była zima mojego życia.
A po zimie zawsze przychodzi wiosna.


  ❆  

Była moją zimą.
Zimna, nieustępliwa, poważna, ale jednocześnie posiadająca urok wieczorów spędzonych pod kocem, zapalonych świeczek i kakao.
Była też moim latem.
Radosna, ciągle uśmiechnięta i pachnąca wakacyjnym powietrzem.
Była moją gwiazdą – jedyną, która pasowała do mojej własnej konfiguracji.
I jeśli mężczyzna nazywany jest nieczułym i inaczej okazującym miłość, to ja muszę być porażką męskiego gatunku.
Ponieważ kochałem ją. Kochałem ją tak, jak kocha się spadające gwiazdy w letnią noc, jak kocha się uśmiechy szczęśliwych ludzi. Po prostu ją kochałem.
Delikatnie, ale mocno.
Gorąco, ale z powiewem chłodu.
Byłem zakochanym mężczyzną.
A zakochany mężczyzna to taka konfiguracja rzeczywistości, która nie wymaga żadnych wyjaśnień.

  ❆    

-Wróciłem! - krzyczę wchodząc do małego mieszkania w którym panuje ciemność.
Jest piąta rano. Powietrze jest gęste i jakby zbyt zachłanne jak na początek zimy.
Ściągam buty, grubą zimową kurtkę i udaję się na poszukiwania. Gdzie ona może być?
Wołam jej imię kilka razy, ale nie dostaję odpowiedzi.
I zaczynam się bać. Boję się, ponieważ nasza historia nie jest kolorowa. Owszem, jest kochana, ale przepełniona żalem. I historia i ona.
Wchodzę do sypialni, gdzie światło księżyca za oknem tworzy setki iluminacji na drewnianej podłodze. Wszystko tonie w ciszy. Słyszę tylko jej równomierny oddech.
Śpi. Płakała. Wiem to, patrząc na jej dłoń zaciśniętą w pięść i po sposobie w jakim jej rzęsy się układają.
Znam ją na pamięć. W każdej sytuacji.
Szepczę delikatnie jej imię. Nie chcę jej obudzić. Chcę jej tylko przypomnieć, że jestem obok, że wróciłem i już nie musi się niczym martwić.
Tylko i ja i ona – oboje wiemy, że to tak nie działa. Smutku nie da się pokonać. Można go zakopać, wysadzić, zapomnieć. Ale nie da się go pokonać. Smutek nie opuszcza naszych żył. Nigdy. A ona jest smutna. Zatopiona w swojej własnej tajemnicy. I gdy tak na nią patrzę – moje serce krwawi. Krwawi, ponieważ ją kocham. A kochać oznacza czuć ból drugiej osoby. Moje serce krwawi, a ja zataczam się w otchłani czegoś, o czym istnieniu nie mam pojęcia. Ale trwam przy jej boku. Trwam i kocham ją.
Nawet mimo tego, że ona nigdy nie powiedziała, że kocha mnie.
Ale ja wiem, że ona mnie kocha. To, w jaki sposób wypowiada moje imię, widzę w jej oczach zakochane iskierki, kiedy na mnie patrzy.
Ona mnie kocha.
Musi mnie kochać.

  ❆    

Zawsze marzyłem, że spotkam miłość mojego życia w jednej z sytuacji, jak w tych filmach romantycznych. Tak, oglądam je i potrafię się do tego przyznać.
Ale ją poznałem przepadkiem. Nie była to chwila podoba do tych z filmów, ale podobało mi się to w jaki prosty sposób los potrafi skrzyżować drogi dwóch zupełnie różnych od siebie osób. To mnie zachwycało.
Pracowała w kawiarni w biurowcu, w którym pracowałem. Przychodziłem tam prawie każdego dnia na kawę. Wcześniej już ją tam widziałem, ale nigdy mnie nie obsługiwała. Nie wiem dlaczego. Po prostu byliśmy sobie zupełnie obcy. Tamtego dnia jednak podeszła, aby odebrać moje zamówienie. Stała przy białym stoliku, mając na sobie jeansy, białą koszulę i czarny, firmowy fartuszek. I kiedy spojrzałem jej w oczy, a ona się uśmiechnęła – zatonąłem w tej głębi, niebieskiej głębi jej oczu. Ale nie zakochałem się wtedy, nie. To jest trudniejsze niż się wszystkim wydaje. Po prostu spodobała mi się wtedy, tam, w tamtym czasie i przestrzeni. To normalne, że mężczyźnie podobają się kobiety. Złożyłem zamówienie ze wzrokiem wbitym w kartę, choć i tak znałem ją już na pamięć. Nie mogłem patrzeć jej w oczy. Nie zawstydzały mnie, ale powodowały jakąś skruchę.
Kątem okna spostrzegłem, że się uśmiechnęła i wróciła za bar.
Była jakby wymarłym gatunkiem. Jak eksponat oglądany w muzeum przez setki ludzki każdego dnia. Miała w sobie coś, co kilka miesięcy później nazwałem po prostu wrażliwością. Była wrażliwa na to, co ją otacza. Miała w głowie swój własny świat, zbudowany z uczuć, miłych słów i delikatnego dotyku.
Tamtego dnia długo przyglądałem się jej pijąc moją kawę najdłużej jak się da. Nie chciałem utracić ani jednej sekundy. Chciałem po prostu przyglądać się jej jak zbiera zamówienia od klientów, realizuje je i podaje do stołu uśmiechając się uprzejmie.
Dlatego nie mogłem się doczekać, aby wrócić tam następnego dnia i zobaczyć, czy się zmieniła. Czy wciąż będzie się tak uśmiechać i czy jej oczy wciąż będą takie niebieskie.
Więc tam wróciłem. Tamten dnia był ostatnim dniem przez przerwą świąteczną. Za oknem prószył śnieg, ale zima nie była zła i mroźna. Powiedziałbym, że dawała poczucie bezpieczeństwa. I czułem się tak, pierwszy raz odkąd wyjechałem z rodzinnego domu.
Wchodząc do kawiarni, od razu zacząłem szukać jej wzrokiem.
W ogóle się nie zmieniła. A kiedy nasze oczy się spotkały, ona uśmiechnęła się i być może była to chwila, w której postanowiłem, że nie chcę zobaczyć jej dopiero po świętach.
Tamtego dnia zostawiłem na kartce, razem z rachunkiem i zapłatą, mój numer telefonu.
Następnego dnia, w Wigilię, ona zadzwoniła.

  ❆    

Boję się o nią. Nie lubię patrzeć, kiedy śpi po przepłakanych godzinach. I czasem czuję, jakby była to tylko moja wina. A przecież wiem, że to niczyja wina. Ani jej, ani moja.
To los, który bardzo nas znienawidził.
Kładę się obok niej, tuląc ją mocno do mojego ciepłego ciała. Jest taka zimna. Jakby nieżywa, a jednak oddycha. Zamykam oczy i marzę. Marzę, aby choć raz zasnąć spokojnie.
Kiedy się budzę, jej już nie ma obok. Kiedyś tak nie było, ale to było przed tym wszystkim, co nas spotkało.
Wstaję i nie wiem, czy ja naprawdę chcę żyć i tak trwać, ale ją kocham, a miłość ma przezwyciężać wszystko.
-Dzień dobry. - mówi, kiedy wchodzę do kuchni. I tęsknię za tym jej porannym uśmiechem i znów się boję, że nigdy już go nie ujrzę.
Przygotowuje śniadanie. Robi wszystko automatycznie, bez życia, bez cienia emocji. Jak lalka, którą postawiono na wystawie w sklepie, aby spełniała tylko jedną określoną rolę. I wiem, że ona się stara być dobrą narzeczoną, ale ja nawet nie wiem, czy kiedyś będzie moją żoną. Ponieważ pierścionek na jej palcu nie jest obietnicą na wieczność.
Ale tego się nie boję. Bardziej boję się, że kiedyś zniknie i już więcej jej w tym świecie żywych nie zobaczę.
Podaje mi kubek gorącej kawy, mojej ulubionej i talerz z jedzeniem. Patrzę na nią szukając choć cienia emocji, ale go nie dostrzegam. Jest zimna. Jak zima.
-Jak się czujesz?- pytam, gdy siada obok mnie.
Mam wrażenie, że zaraz skorci mnie za to pytanie. I wtedy następuje przełom.
-Nie powinieneś pytać, jak się czuję – mówi cicho – powinieneś pytać, czy czuję się lepiej. Wtedy łatwiej jest mi odpowiedzieć, że nie.
Chwytam jej dłoń mocno, jakbym chciał uchronić ją przed światem.
-Będzie lepiej. Obiecuję. - mówię stanowczo.
Widzę jak drży wstrzymując płacz.
Łzy. Kiedyś ciągle płakała.

  ❆    

1 stycznia umówiliśmy się na randkę. Byłem podekscytowany bardziej, niż dzieciak, który pierwszy raz idzie do szkoły. Mieliśmy się spotkać na rogu jednej z ulic w centrum miasta, gdzie była moja ulubiona restauracja. Tam też uwielbiałem chodzić na kawę i na ciastko, ponieważ sprzedawali najlepsze tiramisu pod słońcem.
Wyglądała uroczo w czarnym płaszczyku i berecie. Uśmiechnęła się do mnie na przywitanie i cieszyłem się, że przynajmniej nie udawała faktu, iż spędziliśmy ostatnie kilka dni na rozmowach przez telefon. To w niej polubiłem najbardziej. Była szczera. Szczera aż do bólu, ale nie złośliwie. Była szczera, ponieważ nie chciała oszukiwać.
-Więc, pracujesz tam?- zapytała, kiedy już siedzieliśmy przy jednym ze stolików w ciepłym pomieszczeniu pijąc karmelową kawę.
-Nie mam wyjścia – zaśmiałem się – to nie jest łatwe musieć się samemu utrzymać. Choć ty pewnie sama to wiesz.
Przytaknęła głową. Mieszkała sama od kiedy skończyła osiemnaście lat. Chciała być samodzielna i niezależna. Tak zawsze mi potem mówiła.
-Wiesz, praca w tej kawiarni nie jest szczytem moich marzeń, ale lubię to. Lubię być miła dla innych i dawać im chociaż odrobinę szczęścia. To tak jakbym mogła dać ludziom magię, ale nie posiadając magicznych mocy. Świetne, prawa?
Uśmiechnąłem się patrząc na nią. Była taka piękna. I nie chodziło o piękno zewnętrzne, tylko wewnętrzne. Jak zima.
To był pierwszy z wielu dni, które spędziłem ku jej boku. Odkrywaliśmy razem świat, uczyliśmy się nowych rzeczy i byliśmy razem. A to było dla mnie wtedy najważniejsze.

  ❆    

-Sehun?
-Tak? - patrzę na nią, gdy układa starannie ciuchy do szały. Opieram się o wielki drewniany mebel próbując dociec, czy w te nadchodzące święta coś się zmieni. Czy może w ogóle być tak jak dawniej?
-Chcę zostać w tym roku tutaj, w domu. Nie chcę jeździć po naszych rodzicach.
Wzdycham niezadowolony jej słowami. Bo w głębi wiem, że to mogłoby jej pomóc, ale nie mogę jej do niczego zmusić.
-Dobrze. - odpowiadam na jej słowa, ponieważ nie mam wyboru.
Kiedy w życiu zdarzy się jakaś tragedia czasem nie ma słów na to, aby wyrazić żal. Czasem reagujemy płaczem, a czasem złością. Czasem nie chcemy uwierzyć, a czasem po prostu chcemy, aby to wszystko się skończyło.
Nigdy nie pomyślałem, że chciałbym końca. Nigdy. I za to chyba Bóg mnie ukarał.

  ❆    

Tamta wiosna była wspaniałą wiosną. Przepełniona moją pierwszą prawdziwą miłością. Chciałem stać się dla niej lepszy. Chciałem być lepszy we wszystkim. Byłem miły, uczuciowy i kochałem ją całym sercem.
Właśnie, wtedy ją pokochałem.
Tamtej wiosny.
Spędziliśmy wtedy jeden dzień razem odcięci od świata w moim mieszkaniu. Cały dzień oglądaliśmy filmy i uczyliśmy się gotować. Śmiała się ze mnie za każdym razem, gdy robiłem coś źle. Ale lubiłem to. Lubiłem, gdy zadzierała nosek i szczerzyła się do mnie, a potem wybuchała śmiechem. Mogłem wtedy przytulić ją mocno, położyć głowę na jej ramieniu i wyszeptać, że bardzo ją lubię. Ona wtedy odsuwała się ode mnie i odpowiadała: „ Ja ciebie lubię bardziej.”
Tego dnia, kiedy leżała w moich ramionach na przemian płacząc i śmiejąc się z „Pamiętnika” dotarło do mnie, że chcę, aby było tak już zawsze.
A przecież nie musiało. Mogła być jedną z tych wielu dziewczyn, które wcześniej miałem. Mogłem rozkochać ją w sobie, przespać się z nią i porzucić. Ponieważ tak podobno robią mężczyźni. Ale nie mogłem tak zrobić.
Była moją wiosną. Pokochałem ją w tamtą porę roku przepełnioną śpiewem ptaków powracających z ciepłych krajów, słońcem wyłaniającym się zza horyzontu i śmiechem dzieci, które cieszyły się z ciepłych popołudni.
Była moją wiosną i pokochałem ją. Na zawsze.

  ❆    

-Chciałbym o czymś z tobą porozmawiać. - mówię stanowczo siadając obok niej na kanapie, gdzie leży zakopana w koc oglądając swój ulubiony serial.
-Tak, Sehun?
-Chcę sprzedać te rzeczy. - mówię, czekając z bijącym sercem na jej reakcję. - Minął już prawie rok. Musimy ruszyć dalej. To nie może ciągnąć się tak w nieskończoność, proszę. Sprzedajmy to wszystko.
Mruga nie odrywając wzroku od telewizora choć wiem, że zaraz wybuchnie. Nie wiem tylko, czy płaczem, czy złością.
I nagle spogląda na mnie.
-Ruszyć dalej? - jej głos jest lodowaty – Jak ty w ogóle możesz tak mówić? Słyszysz siebie teraz? Jak głupio to brzmi w twoich ustach? Ruszyć dalej? Spójrz na mnie i zastanów się, czy wrak człowieka może ruszyć dalej.
Czuję łzy zbierające się w moich oczach.
-Nie, wiesz co? - krzyczy- Mam to gdzieś. Nie musisz tutaj siedzieć i być ze mną tylko z litości. Bo ja nie ruszę dalej. Ty możesz. Tobie jest łatwiej. W takiej sytuacji to właśnie wam, mężczyznom jest najłatwiej.
Wychodzi z salonu i zamyka się w sypialni. Nie pierwszy raz. A jej słowa mnie ranią.
Dlaczego wszyscy myślą, że mężczyźni to skurwiele bez serca? Dlaczego nikt nie widzi tego, że my nie jesteśmy z kamienia, że mamy uczucia. One są i zawsze będą częścią człowieczeństwa. Są naszym schronieniem w tym biegnącym do przodu świecie.

  ❆    

-Co będzie za 10 lat, hm?
-Nie wiem – odpowiadam szczerze – Może zamieszkamy razem, co?
Uśmiechnęła się zadziornie.
-Ależ proszę pana, niech mnie pan nie demoralizuje. Jestem za młoda na mieszkanie z jakimś tam mężczyzną.
-Jakimś tam? - rzuciłem się na nią, przytulając mono, a ona próbowała się wyrwać. Śmiała się przy tym niemiłosiernie.
-Chcę, żeby wszystko było dobrze w przyszłości, wiesz? - powiedziała kładąc głowę na moją klatkę piersiową, a ja przytuliłem ją mocno do siebie wdychając jej zapach. - Chcę szczęścia, ale nie takiego jak w bajkach o księżniczkach. Chcę, abyśmy byli razem i mogli robić razem rzeczy, które nas uszczęśliwiają. Bez zazdrości, czy kłótni. Chcę po prostu z tobą być.
-Kocham cię. - powiedziałem.
Ale ona mi nie odpowiedziała. I wiedziałem, że zanim to się stanie minie długa droga wiary w nowe wartości i przede wszystkim ona będzie musiała mi zaufać. A zaufanie raz stracone to koniec wszystkiego.
Kiedyś kokoś bardzo kochała. Mówiła, że był kompletnym przeciwieństwem mnie. Ale ona naprawdę go kochała. Mówiła jak bardzo jego głos mieszał w jej głowie, jak jego zapach wprowadzał nią w stan euforii. Mówiła, że to była dla niej jedyna słuszna miłość. Ale ja nie czułem zazdrości. Czułem tylko smutek, ponieważ on ją zranił. Zdradzał ją z wieloma innymi kobietami i świadomość tego ją zabiła. Bo czuła się nie chciana, jak przy swoich rodzicach, niedoceniona, jak w szkole, kiedy była dzieckiem. Czuła się po prostu źle. I straciła wszystko. Począwszy od miłości, poprzez jej duszę.
A mnie udało się ją uratować. Dziękowała mi za to wiele razy i wiele razy nie chciałem tego w ogóle słuchać, ale po pewnym czasie zrozumiałem, że każde „dziękuję”, które wychodziło z jej ust pozwalało jej zapomnieć o tamtym bólu.
I nauczyłem się doceniać słowo „dziękuję”, ponieważ czasem kryje ono za sobą wiele innych emocji niżeli tylko wdzięczność.

  ❆    

Leże w zimnym łóżku i gapię się w biały sufit. Nie ma słów, którymi mógłbym opisać moje uczucia. Są jak kamień. Żywe, ale zastygłe w miejscu. Nie potrafię się ruszyć i tak po prostu zapomnieć. To niemożliwe. Moje uczucia to tajemnica. Nie potrafię zdefiniować mojego myślenia, ani moich czynów. To wszystko, co wiem i czym się kieruję.
Jedynym, co słyszę tej nocy jest jej płacz, dochodzący z łazienki.
I zamykam oczy i nie chcę tego widzieć. Nie chcę widzieć jak zegar wybija trzecią nad ranem, a ona leży na zimnej podłodze krzycząc, że to jej wina.
To nigdy nie będzie jej wina.

  ❆    

Była moim latem.
Lekka, ciepła i taka cudowna jak bryza morza w wakacyjny wieczór.
-Cieszysz się, że tutaj razem przyjechaliśmy? - zapytałem, patrząc jak pożera kolejny kawałek pieczonej ryby.
-Tak, kocham morze. - uśmiechnęła się lekko – Jest takie świeże i uwielbiam ten zapach. I przede wszystkim mogę uciec od problemów.
Patrzałem na nią ciesząc się każdą chwilą. Tamten moment był idealny. I pokochałem to w jaki sposób słońce kładzie swoje ramiona na jej bladej twarzy, kiedy uśmiecha się do mnie.
-Wyjdziesz za mnie?
Patrzała na mnie zdziwiona, lekko zdezorientowana i nie wiedziała co powiedzieć.
I to nie tak, że się wahała, nie. Ona się nie wahała. Była tylko przerażona wizją tego jak szybko się to wszystko stało. Znaliśmy się tylko osiem miesięcy.
-Tak – odpowiedziała. I znałem jej odpowiedź już wcześniej, ponieważ znałem ją całą. Każde bicie jej serca, każdy jej oddech.
Znałem ją tak, jak tylko mężczyzna może znać kobietę.

  ❆    

-I jak ona się czuję? - pyta moja mam.
-Nie wiem, jest źle. - stoję trzymając w ręce telefon. Patrzę na śnieg prószący za oknem. - Sądzę, że zamyka się w sobie coraz bardziej. Nie chce ze mną rozmawiać i prawie w ogóle nie odpowiada na moje pytania. Czuje się jakbym był dla niej cieniem.
-Kochanie, będzie lepiej. - jej głos jest naprawdę zmartwiony. Uśmiecham się lekko, bo uwielbiam to w jaki sposób moja mam ją kocha. Stała się dla niej jej córą pierwszego dnia, kiedy ją jej przedstawiłem. - Tylko...Nie sądzisz, że pomoc psychiatry nie jest konieczna? Sugerowali nam to już wcześniej, pamiętasz? To bardzo traumatyczne przeżycie. Dla kobiety to jak... stracić siebie. Musisz o tym pamiętać.
-Wiem, mamo, ale ona... -powstrzymuję łzy – Nie chcę tego. Nie chcę żeby ludzie uważali ją za świra, nie chcę słyszeć, że ma depresje. Nie potrzebuje lekarskiej diagnozy. Ja to wiem. Ja na nią patrzę i widzę śmierć, mamo.
-Sehun-ah...
-Ale wiem, że ona gdzieś tam jest. Ona jest tam, pod tą płachtą smutku i bólu, ona jest tam. Nie mogła zginąć.
Łza spływa po moim policzku i wiem. Wiem, że ból kobiety po stracie dziecka jest nie do porównania.
Ale ból jaki odczuwam, jako ojciec, który stracił córkę, jest bólem, który nie powinien istnieć.
Ponieważ jest zabójczy.

  ❆    

-Jestem w ciąży.
Jej głos był spokojny, przepełniony jakby szczęściem. I nie bała się. Bo wiedziałem jak bardzo to jej pomogło się obudzić i zacząć na nowo żyć.
A ona znów była moją wiosną.
-Będziesz tatą. - uśmiechnęła się do mnie i chwyciła moją dłoń, gdy wpatrywałem się w jej oczy nie mając pewności, czy naprawdę to powiedziała.
-Sehun?
Posłałem jej mój najszczerszy uśmiech.
-Kocham cię i obiecuję, że będzie dobrze. Obcuję, że będziemy najlepszymi rodzicami na świecie i że cię nigdy nie opuszczę, obiecuję.
Ta obietnica, złożona tamtej wiosny nie była moją pierwszą. Ja sam obiecałem sobie, że nigdy jej nie zostawię. Chyba, że sama mnie o to poprosi, ale ona tego nigdy nie zrobiła i miałem nadzieję, że nie zrobi, ponieważ to byłby dla mnie mój własny koniec świata.
Jakie to uczucie wiedzieć, że będzie się ojcem? Najlepsze na świecie. To jak wygrać milion złotych na loterii wiedząc, że nie wyda się ani grosza. Dlaczego? Bo pieniądze nie są najważniejsze. Bycie ojcem było tylko częścią tego. Drugą częścią było bycie kochającym matkę tego dziecka mężczyzną.
A ja starałem się jak mogłem.
I nigdy nie zawiodłem.

  ❆    

Patrzę na świąteczne drzewko, które stoi w rogu salonu. Lampki iskrzą się delikatnym światłem i wprowadzają w świąteczny nastrój. Ale ja przecież wiem, że te święta nie będą takie jak zawsze. Te święta będą smutne i inne. Święta, które w ogóle nie są świąteczne. Cóż za absurd.
Słyszę jak wychodzi z pokoju. Jej oczy są opuchnięte, zaczerwienione i nie mogę znieść tego widoku. Widoku złamanego serca.
-Sehun?
Stoi przy drzwiach okryta kocem i patrzy na mnie prosząc o ratunek, a ja nie myślę nawet sekundy i już jestem przy niej trzymając ją w ramionach.
Płacze, dusząc się łzami. A ja patrzę na to świąteczne drzewko i marzę, żeby świat nas tak nie ranił, nie karał za zło, które wyrządziliśmy.
Ponieważ ja wiem, że mogłem na to zasłużyć, ale ona? Nie, ona na to nie zasłużyła.

  ❆    

Nasza córka przyszła na świat 24 grudnia. Urodziła się bez komplikacji, problemów. Była zdrowym noworodkiem.
-Sehun, jestem taka szczęśliwa. - patrzałem na kobietę, którą kochałem i na to w jaki sposób trzyma w dłoniach swoje dziecko.
Ten obraz był tym, który odegrał ważną rolę w mojej pamięci. Zapisałem go dokładnie, głęboko, aby nigdy nie moc go stracić.
Jakie to uczucie być ojcem? Najcudowniejsze na świecie. Patrzałem z podziwem na jej malutkie rączki, wielkie oczy i widziałem w niej jakąś część mnie i to sprawiło, że moje serce zabiło dwa razy szybciej.
Była moją córą. I gdzieś w mojej głowie snułem obrazy tego, że będzie typową córeczką tatusia. Że będę uczył ją chodzić, a potem czytać i liczyć. Widziałem nawet obraz w którym zabraniam jej wychodzić na randkę z chłopakiem, bo będzie na to młoda.
I chciałem, żeby tak było.
Ale życie.
Życie nie zawsze daje nam tego, czego oczekujemy.

  ❆    

-Nie chcę, żebyś tak żył. - mówi patrząc w moje oczy – Sehun, to nie jest to, czego bym dla ciebie chciała.
-Przestań. I tak wiesz, że cię nie zostawię.
-A co jeśli ja tego właśnie chce? Co jeśli chcę, abyś został mnie, znalazł sobie jakąś piękną dziewczynę i zapomniał?
Łza spływa po moim policzku.
-Zapomniał? Czy ty siebie słyszysz? Ja cię kocham. Byłem przy Tobie przez ten cały rok. Podnosiłem cię, za każdym razem, kiedy upadałaś. Nie pozwolę, żeby to poszło na marne. Wierzę w ciebie.
-Nie jestem już tą samą osobą, co kiedyś.
-Wiem. - chwytam jej twarz w swoje ręce – Ale ja też nie. Ja też cierpię z  powodu jej śmierci. Ale spójrz, wiesz co mnie trzyma przy życiu? Ty. Jesteś moją gwiazdą i życie bez ciebie, to mój koniec. Myślisz, że ja potrafię zapomnieć? Była moją córką. Kochałem ją przez ten cały czas. Tak samo jak kocham ciebie. Ale żeby było dobrze, musisz dać mi szansę. - całuję jej czoło – pozwól mi siebie naprawić.
-Nie wiem jak.
-Ale ja wiem. Musisz mi tylko pozwolić. Nie musimy zaczynać drastycznych kroków od razu. Wystarczy...Wystarczy, żebyśmy te święta spędzili z naszymi rodzinami. Oni się martwią.
-I sądzą, że ją zabiłam.
-Nie. Nie zabiłaś jej. Ona umarła. To się zdarza. Dzieci czasem same umierają. To nie była niczyja wina. Urodziła się zdrowa, pamiętasz? To nie była twoja wina. To nie była twoja wina, tak?
-To nie była...-jej głos drży – moja wina.
-Tak – uśmiecham się lekko – To nie była twoja wina.

  ❆    

Nasza córka zmarła 46 godzin po porodzie. Umarła w śnie. Nie czuła bólu. Po prostu przestała oddychać. To się zdarza. Tak po prostu. Bez niczyjej winy.
To był dla nas szok. Nie pamiętam ile godzin spędziłem na krzyku, płaczu i trzymaniu jej małego ciała w ramionach. Nie pamiętam też, jak ona przyjęła wiadomość o śmierci jej dziecka. Nie, ja pamiętam, ale po prostu nie chcę tego pamiętać.
Potem wszystko zaczęło się walić jak domek z kart. Obwiniała się za jej śmierć. Co noc budziła się z krzykiem, płakała i prawie popełniła samobójstwo. Stała się wrakiem człowieka, a ja bezskutecznie starłem się ją uratować z tej otchłani.
A ja? Żyłem dla niej. Tylko i wyłącznie dla niej i dla tej miłości, ponieważ wierzyłem, że była niezniszczalna.

  ❆    

-Zobacz, córce twojej siostry kupiłem to – podnoszę w górę opakowanie z lalką barbie w środku – Musi się jej spodobać.
Siedzę na ziemi w naszej sypialni i pakuję prezenty dla naszej rodziny. A ona siedzi na łóżku i przygląda mi się. Chciałbym wiedzieć, o czym myśli i jakie emocje siedzą w jej sercu. Ale nie chcę jej pytać. Nie muszę. Nie muszę, ponieważ i tak znam ją na pamięć.
Uśmiecham się sam do siebie. Czuję się lepiej. Ona zgodziła sobie pomóc. Dla mnie. I czasem, ale tylko czasem walczę z tą ochotą, aby podziękować jej za to że była matką mojego dziecka nawet jeśli to było tylko 9 miesięcy i 46 godzin. Zwłaszcza, że było to aż 9 miesięcy i 46 godzin.
-Kocham cię.
Zatrzymuję się, jakby ktoś cofnął mnie w czasie.
-Powiedź to jeszcze raz – mówię.
-Kocham Cię, Sehun.
I wtedy już wiem, że wszystko będzie dobrze. Będzie wspaniale.
I dziękuję Bogu, że urodziłem się zakałą męskiego gatunku. Dziękuję Bogu, że miałem uczucia, że jej nie zostawiłem i doczekałem się tego momentu.
Nie ważne ile musiałem przecierpieć.
Ponieważ ona to powiedział.
Powiedziała „Kocham cię.”
I nie ma niczego ważniejszego od tych słów.
I ja wiem, że smutek i żal i to wszystko, co nas spotkało nauczyło nas więcej, niż możecie sobie wyobrazić.
I naprawdę, uwierzcie, nawet gdyby nasz świat się walił – zostałbym z nią.
Zostałbym z nią, ponieważ życie składa się z tak ustawionych konfiguracji rzeczywistości.
A ta rzeczywistość to moja zima.
A po ziemie zawsze przychodzi wiosna.

  ❆    

Po pierwsze - Wesołych Świąt!
Po drugie - dawno mnie tu nie było i mam jakąś małą nadzieję, że jednak o mnie nie zapomnieliście, bo ja o Was pamiętam! I naprawdę, nie rzuciłam pisania, nie. Zrobiłam sobie tylko przydługą przerwę. Ale wrócę, naprawdę. Jeśli chcecie - czekajcie! ♥
PS: Jak Wam się podoba Sehun x Oc? Mnie bardzo. Świetnie mi się to ff pisało. Dlatego mam nadzieję, że Wam się podoba.

Obserwatorzy