Gatunek: Angst, Romans, Dramat.
Pairing: HunHan.
Ostrzeżenia: Scena erotyczna, ale nie nazwałabym tego typowym smutem.
Opis: Tysiące dni spędzonych na oglądaniu się wstecz, a tylko jedna chwila, aby ruszyć do przodu o dwa kolejne jutra. Sto siedemdziesiąt jeden dni spędzonych na uczeniu się życia. Perfekcyjne równanie. Miliony wyszeptanych słów w nieskończoność gwiezdnego nieba. Nieba Innego Boga. Luhan wpatruje się w gwiazdy, a Sehun odchodzi i wraca każdego kolejnego dnia, ponieważ czas jest funkcją ruchu we wszechświecie.
Beta: Kook (dziękuję, kocham Cię ♥)
Soundtrack: ♥ (klik)
N/A: Po roku udało mi się napisać coś normalnego. I to "coś" pokochałam całym sercem. Wiem, że 15137 słów, to dużo. Mimo, to nie mam serca, żeby podzielić tego ff na części. On po prostu musi być przeczytany w całości. Jak można zauważyć zwinęłam szablon Uszati. ;; W ramach podziękowań dedykuję jej tego HunHana, bo Uszati jest super, świetnie pisze i noce bez jej ff byłby nudne. W zakładce "PLANY" możecie zapoznać się z moimi pomysłami, które mam zamiar zrealizować jeszcze w sierpniu. W tekście znajduje się dużo cytatów, ponieważ to właśnie one mnie inspirują. Cytaty nie są zaznaczone. Mam nadzieję, że ten ff Wam się spodoba. Modlę się, żeby się spodobał. Serio. ♥
I przepraszam za błędy i literówki, jeśli jakiekolwiek się pojawią.
Była pora przypływu. Holenderski Tulippan stał zwrócony twarzą do oceanu.
– Łączy, odpowiada, truje, odkrywa i maskuje. Popatrz tylko, nadchodzi i odchodzi, zabierając wszystko ze sobą.
– Co to takiego? – zapytałam.
– Woda – odparł Tulippan. – No i czas.
Peter van Houten, Cios udręki
♥
12
grudzień 2014
Papierosy
tej nocy bardzo mu smakowały, sam nie wiedział, dlaczego. Może
była to wina przepełniającego go żalu i tęsknoty? A może po
prostu zawsze smakują lepiej w połączeniu ze łzami? Nikotyna w
egzystencjalny, przyjemny sposób rozlewała się po jego duszy,
wprowadzając do jego umysłu nowy rodzaj nostalgii, polegającej na
posiadaniu, ale nie "mieniu", ponieważ każdy człowiek
jest wolny i nie może być czyjąś bezceremonialną własnością.
Luhan
czuł jak drewniana podłoga mrozi jego bose stopy. Siedział na
ziemi, z papierosem w ustach i tonął we wspomnieniach tak
różnorodnych, że z każdą kolejną sekundą jego twarz wyrażała
inne emocje. Przywdziewała maski strachu, szczęścia, tęsknoty,
żalu i cierpienia. Paleta nieodgadnionych uczuć, które od czasu do
czasu muszą dać sobie upust wyżywając się na mięśniach twarzy,
tworząc miliony ultra mimicznych scen.
Przymknął
oczy, aby nie uronić ani jednej łzy. Płakał za dużo. Wiedział o
tym. Wiedział, że powinien dać sobie spokój, bo anioły
odlatują do nieba i nie ma najmniejszej szansy, aby wróciły.
Dlatego Luhan nie miał nadziei. Już dawno przestał odróżniać
rzeczywistość od urojeń i fantazji, ale nie przeszkadzało mu to.
Żyjąc w innej czasoprzestrzeni mniej cierpiał.
Wstał,
poruszając się delikatnie, doczołgał się do swojej sypialni.
Wyrzucił niedopalonego papierosa przez okno. Chciał zawrócić i
dostać się do łóżka, ale coś go zatrzymało. Odsunął firankę,
by otworzyć szerzej okno. Ciemne, rześkie powietrze wdarło się do
jego płuc powodując gęsią skórkę na całym ciele.
Luhan
lubił widok stolicy o tej porze dnia. Seul powoli szykował się do
snu. Ludzie śpieszyli się do swoich domów, by odpocząć po
ciężkim dniu pracy. Zatroskani o jutro, żyjący w zupełnie innym
świecie. Już za kilkanaście godzin miało wstać słońce. Słońce
było Bogiem, to ono sprawiało, że miliardy ludzi budziło się
każdego kolejnego dnia, aby móc zacząć od nowa. Słońce
zwiastowało kolejny nic nieznaczący dzień, który już kolejnego
dnia, po tym dniu miał stać się tylko wspomnieniem szeptanym przez
kochanków w czułej grze dwóch kochających się serc. To słońce
było wyznacznikiem czasu. Kończyło wczorajsze jutro, a
rozpoczynało jutrzejsze dziś. Dla Luhana słońce było
przecinkiem, a może kropką. Znakiem interpunkcyjnym stawianym pomiędzy „kocham cię, a „pragnę cię”. Znak oddzielający
zbuntowaną rzeczywistość od nieuchwytnego jutra. Chłopak nie
lubił jutra, dla niego, było czymś bezsensownym, czymś, co w jego
mniemaniu nie powinno się w ogóle wydarzyć. Nie lubił też czasu.
Bo skoro Słońce było Bogiem, to, na co komu czas? Dla Luhana czas
był przepustką do przetrwania, lecz w jego umyśle gnał zbyt
szybko. O wiele za szybko. Jednak nie przejmował się czasem. Żył
w odłamkach swojego własnego świata oddzielając żelazną kurtyną
dobro od zła. To mu wystarczało by żyć.
Marzył,
aby obudzić się rano i zobaczyć płatki śniegu. Każde inny, a
jednak z naszego punktu widzenia, takie same jak pozostałe. Poczuł,
że robi mu się zimno, więc zamknął pośpiesznie okno. Leniwie
posprzątał wszystkie ubrania z podłogi i niedbale rzucił je na
krzesło. Wskoczył do łóżka zatapiając się w pachnącej pralnią
chemiczną pościeli. Chciał jak najszybciej odpłynąć do krainy
Morfeusza. Potrzebował snu, tak jak potrzebował powietrza. Z tą
różnicą, że jego powietrze odeszło kilka miesięcy temu
zostawiając go z chłodem w sercu. Dlatego Luhan umierał
wewnętrznie każdej cholernej chwili, składającej się z dwóch
momentów. Pamiętał wszystko, a jednocześnie nie pamiętał
niczego. Obrazy wspomnień przelatywały klatkowo przed jego oczyma,
jak stary film wyświetlany w kinach kilkadziesiąt lat temu.
Nie potrafił zasnąć. Anielski głos odbijał się echem w jego uszach. Niewidzialna siła odciągała go od snu, a przecież tak bardzo go potrzebował. Skoro nie posiadał swojego powietrza, chciał mieć chociaż sen, bo tylko w snach Luhan mógł spotkać swojego Anioła. Odrzucił puchatą kołdrę i westchnął głośno. Przez kilkadziesiąt sekund wsłuchiwał się w odgłosy nocnego miasta. Wstał czując narastającą frustrację. Wszystko zaczynało go przerastać. Nieświadomie padł na kolana przy wielkiej szafie. Wyciągnął z niej małe, obramowane drewnianymi wstawkami czarne pudełeczko wielkości dłoni dorosłego człowieka. To było pudełko wspomnień. Na wieczku widniał ręcznie wygrawerowany napis iskrzący się kryształowym srebrem, brzmiący „Stay forever”.
Nie potrafił zasnąć. Anielski głos odbijał się echem w jego uszach. Niewidzialna siła odciągała go od snu, a przecież tak bardzo go potrzebował. Skoro nie posiadał swojego powietrza, chciał mieć chociaż sen, bo tylko w snach Luhan mógł spotkać swojego Anioła. Odrzucił puchatą kołdrę i westchnął głośno. Przez kilkadziesiąt sekund wsłuchiwał się w odgłosy nocnego miasta. Wstał czując narastającą frustrację. Wszystko zaczynało go przerastać. Nieświadomie padł na kolana przy wielkiej szafie. Wyciągnął z niej małe, obramowane drewnianymi wstawkami czarne pudełeczko wielkości dłoni dorosłego człowieka. To było pudełko wspomnień. Na wieczku widniał ręcznie wygrawerowany napis iskrzący się kryształowym srebrem, brzmiący „Stay forever”.
Luhan
przejechał opuszkami palców po napisie, czując jak jego serce
skurczyło się niemiłosiernie. Chciał krzyczeć, płakać, zatopić
się w obłędzie. Potrzebował tego jak snu i powietrza. Nie dostał
żadnej z tych imitacji pragnień. Otworzył pudełeczko drżącymi
dłońmi. W środku znajdował się stos kwadratowych karteczek
zdobionych małą, czarną nutką. Miały kolor mlecznej kawy, którą
Luhan pił każdego ranka. Pamiętał, że karteczki pochodzą z
szkoły muzycznej. Nie bardzo jednak zaprzątał sobie tym głowę.
Poruszył się niespokojnie czując chłód pochłaniający go od
dołu. Mieszkał na parterze. Podłoga zawsze była zimna. Ale Luhan
to lubił. Lubił wszystko, co zimne.
Wyciągnął kilka karteczek i rozłożył je na podłodze.
Wyciągnął kilka karteczek i rozłożył je na podłodze.
„Hyung,
nigdy nie ufaj ludziom w okularach przeciwsłonecznych. Dzień 117.”
Mały,
nikły uśmiech przebrnął przez twarz Luhana.
„Bubble
tea bez taro, to nie bubble tae, to zwykły sok. Dzień 99.”
171
karteczek ze szkoły muzycznej, a na każdej wskazówka jak żyć.
Jak żyć, aby inni mogli po prostu żyć, jak żyć, aby żyć, a
nie istnieć.
„Rób
rzeczy, które kochasz, Hyung. Dzień 36.”
Ostatnie
dwie karteczki leżące po lewej stronie Luhana były inne.
„Hyung,
nigdy nie zapominaj o uśmiechu! Dzień 170.”
Ostatnia
karteczka była pognieciona. Jakby ktoś mielił ją w dłoniach
przez długi czas. Czarny atrament, staranne pismo i zapach anioła.
Luhan zdrętwiał. To zbyt dużo, zbyt mocno. Jego wzrok przemknął
gładko po starannie zapisanych literach i liczbach.
„94+77=171
Perfekcyjne równanie. Dzień 171.”
♥
Luhan
spotkał Se Huna po raz pierwszy dwudziestego czwartego grudnia 2013 roku.
♥
Puszysty
śnieg skrzypiał pod butami Luhana. Spacerował po pokrytych białym
puchem chodnikach. Czuł się wspaniale. Święta Bożego Narodzenia
były dla niego ważne. Zawsze miały na niego wpływ. Kilka godzin
temu rozmawiał przez telefon ze swoją babcią, która mieszkała w
malowniczym Pekinie. Babcia obiecała, że wkrótce go odwiedzi. Ta
obietnica była nic nie warta. Luhan wiedział, że nie przyjedzie.
To z natury miła i dobra kobieta, ale utrzymywała się tylko z
emerytury i nie było ją stać na bilet lotniczy do Seulu. Luhan
doskonale zdawał sobie z tego sprawę. Co roku starsza kobieta
obiecywała to samo, a chłopak musiał pogodzić się ze złamaniem
danego słowa.
Dla
Luhana były to święta jak każde inne. Spędzone samotnie. Okres
świąteczny mógł ofiarować mu tylko to: samotność. Akceptował
ten podarunek bez grymasu na ustach. Wydawało się, że to Wigilia
jak każda inna. Wydawało się, że to ulica jak każda inna. Lecz
ludziom często coś się wydaje i popadają w samo zachwyt, że
odgadnęli super-trudną zagadkę, podczas gdy oszukiwali samych
siebie.
Było
ciemno i zimno. Zimą, w tym martwym czasie, słońce, które
odmierzało czas, bardzo szybko się chowało. Dla Luhana była to,
więc samotna podróż, bez słońca, ku nieznanej przyszłości.
Było
cudownie. Pięknie.
Padający
śnieg i późna pora sprawiły, że Seul wyglądał jak miasto ze
snu albo zdjęcia – ferreotypu- srebrzysty i zamglony. Kilka ulic
dalej, nad rzeką Han, przejeżdżały z rykiem autobusy i tramwaje,
osadzając dzień w realiach XXI wieku. Luhana otaczało rzeczywiste
światło pochodzące z latarni ulicznych. Bardziej rzeczywiste od
latarni były jednak światła wieżowców. Ludzie mijali Luhana,
śpiesząc się do swoich domów. Była przecież Wigilia. Kobiety
targały wielkie torby z zakupami. Mężczyźni wracali z pracy.
Cieszą się, że już za kilka chwil uroczyste celebrowanie. Cieszą
się, bo po to właśnie są święta, aby być szczęśliwym.
Luhan
szedł spokojnym krokiem, obserwując. Pomyślał, że dobrze zrobił
ubierając swoje najcieplejsze ciuchy. Bardzo mroziło. Było tak
zimno, że chłopak nie czuł już swojej twarzy opatulonej pilotką
i grubym szalikiem.
Droga
do domu była długa. Nie stać go było na bilet autobusowy, czy
tramwajowy. Mógłby jedynie ofiarować swoje serce i kilka
drobiazgów, za które byłby w stanie kupić tylko gorącą
czekoladę w miejscowej kawiarni. Stwierdził, więc, że może
pozwolić sobie na odwiedziny Rinbow Cafe, skoro była Wigilia.
Skręcił w dobrze znaną mu uliczkę.
Rinbow
Cafe była małą kawiarenką. Luhan dobrze znał to miejsce,
ponieważ kiedyś dorabiał roznosząc ulotki promujące właśnie to
miejsce. Chłopak pamiętał, że kilka tygodni temu zmarł
właściciel. Teraz nie miał pojęcia, kto zarządza. Ponaglony
przez mroźne powietrze szybko dotarł do celu. Metalowy dzwoneczek
zadzwonił roznosząc się echem po pomieszczeniu. Nikt nie zwrócił
uwagi na nowego przybysza. W kącie po lewej stronie siedział
chłopak z dziewczyną, zapewne na świątecznej randce. Była tam
też jakaś kobieta, dość stara, czytająca gazetę, popijając
latte.
W
Rinbow Cafe panowała niezwykła atmosfera, o ile w centrum miasta
było świątecznie, to w tym pomieszczeniu można było poczuć
prawdziwą magię świąt. W kącie przy barze stała średniej
wielkości choinka ozdobiona mnóstwem bombek i kolorowych światełek.
Luhan zsiadł przy stoliku znajdującym się przy wielkim oknie. Po
chwili jednak zorientował się, że nikt go nie obsłuży. Za dużo
wymagał jak na to, kim był. Podszedł, więc do wysokiego barku
zaczął wpatrywać się w podniszczoną tablicę z aktualnymi
cenami. Nie pomylił się. Stać go było tylko na gorącą czekoladę
z podwójnym cukrem.
Z
pokoju obok wyszedł młody chłopak ubrany w fartuszek z logo
kawiarni. Luhan powstrzymywał chichot. Barman spojrzał na Luhana i
uśmiechnął się. Miał naprawdę wielkie oczy i pusiate policzki,
więc Han porównał go do wielkanocnego królika z białą sierścią.
-
W czym mogę pomóc? - zapytał barman wciąż uśmiechając się
szeroko. Widać było, że lubił swoją pracę.
-
Poproszę gorącą czekoladę z podwójnym cukrem.
Młody
barman skinął radośnie głową. Gdy zauważył, że Luhan zaczyna
przeliczać pieniądze, powstrzymał go szybko.
-
Nie musisz płacić.
-
Ale...
-
Dziś Wigilia.
Luhan
nie potrafił podważyć tego argumentu.
-
Dziękuję...Baozi. - powiedział odczytując imię chłopaka z
plakietki przyczepionej do fartuszka. Baozi posłał Hanowi
niezwykle ciepły i przepełniony wrażliwością uśmiech. Luhan
mógł dostrzec, że jest optymistą. Szybko uporał się z
przygotowaniem czekolady, gdyż kilka minut później mała biała,
porcelanowa filiżanka stała na stoliku przy oknie, pachniała i
kusiła swoim przyjemnym zapachem. Baozi zniknął szybko znów w
pokoju dla personelu.
Luhan
ściągnął czapkę, szalik i rozpiął swój czarny płaszcz. Jego
ciało rozkoszowało się ciepłem, które znalazł w Rinbow Cafe, on
sam rozkoszował się natomiast pyszną gorącą czekoladą. Na
dworze było już naprawdę ciemno. Biały błysk śniegu grał na
ciemnym niebie swoją paletę odcieni. Popijając gorący napój
zaczął wpatrywać się w spadające płatki śniegu za oknem jakby
były czymś najpiękniejszym na świecie. Dla Luhana były idealne.
Wiele rzeczy było dla niego idealnych. Idealne było zimno. Idealne
były gwiazdy. Idealne były dni, w których Słońce nie zachodziło.
Problem polegał na tym, że nie było takich dni. Słońce zawsze
zachodziło, a czas znów gnał w nieograniczoną przestrzeń.
Każdy
inny, a jednocześnie taki sam jak pozostałe.
Luhan
zawsze był spostrzegawczy. Dlatego właśnie dostrzegł jeden płatek
zupełnie inny od reszty. Był piękny. Idealny. Magiczny. Chłopak
nie umiał oderwać od niego wzroku. Płatek niesamowicie się
błyszczał. Opadł na puchatą warstwę śniegu z wrażliwą
delikatnością. Był taki lekki i bezbronny. Zniknął z zasięgu
wzroku Luhana w tym samym momencie, gdy dzwoneczek przy drzwiach
zagrał swoją melodię oznajmiając przybycie nowego klienta. Umysł
Hana wyrwał się z niebezpiecznego letargu, a jego spojrzenie
powędrowało w stronę wejścia.
Nowym
przybyszem okazał się młody chłopak. Luhan od razu zauważył, że
należy do tego typu ludzi, którzy zarabiają miliony jednego dnia.
Drogie ubrania, wyrafinowanie i elegancja wymalowane na twarzy. Han
zdziwił się, że chłopak nie trząsł się z zimna. Nie był dość
ciepło ubrany, mimo to nie wyglądał nawet na kogoś, kto wrócił
właśnie z mroźnego spaceru. Wyglądał tak nienaturalnie, jakby
siedział w kawiarence już od kilku godzin i zdążył upoić się
ciepłem.
Usiadł
przy stoliku naprzeciwko Luhana. To nie tak, że Han gapił się na
wszystkich ludzi, których spotka na swojej drodze. Była wigilia i
sam fakt, aż ktoś tego dnia, o tej porze dnia siedzi w Rabinowo
Cafe jest nie o tyle, co dziwny, co niesamowity. Ktoś, pokroju tego
chłopaka, powinien spędzać teraz czas ze swoją rodziną, a nie
siedzieć w kawiarence w jeden z niezamożnych dzielnic Seulu. O
dziwo, barman wyszedł z pomieszczenia gospodarczego i gdy zobaczył
nowego przybysza złapał w dłonie notes na zamówienia i prawie
podbiegł do karmelowego chłopka. Tak Luhan nazwał go w myślach,
przez kolor jego włosów. Luhan zrozumiał, że chłopak był kimś
ważnym i szczególnym. Zamówił karmelową czekoladę.
Wszystko
tego dnia było dziwne. Luhan nie rozumiał, dlaczego, ale starał
się uchwycić jakieś bezsensownej myśli tylko po to, aby jego
wzrok nie rozglądał się subtelnie po pomieszczeniu. Więc zaczął
znów wpatrywać się w płatki śniegu. Czas mijał. Minuta za
minutą. Sekunda za sekundą. Chwila za chwilą. Moment za momentem.
Płatek śniegu za płatkiem śniegu.
Zorientował
się, iż ktoś się mu przygląda. Czuł na sobie wzrok karmelowego
chłopaka. Nie lubił, gdy ludzie się na niego patrzą. Znał tylko
jeden sposób, by nie najmowy przestał się gapić. Luhan odwrócił
głowę i spojrzał karmelowemu chłopcu w oczy. Han momentalnie
stracił poczucie czasu. Nieznajomy uśmiechnął się.
Chłopak
z bogatej rodziny.
Sekundy
zatrzymane w chwilach.
Rinbow
Cafe.
Minuty
w godzinach.
24
grudzień 2013
Chwile
w dwóch momentach.
Piękny
uśmiech.
Moment
w chwili.
Czekoladowe,
błyszczące oczy.
Momenty
zatrzymane w czasie.
Chłopak
wstał, zapłacił i opuścił Rinbow Cafe.
♥
Drugi
raz Luhan zobaczył piękny uśmiech, czekoladowe, błyszczące oczy dwudziestego piątego grudnia 2013 roku.
♥
Luhan
miał problem ze wspomnieniami. Dopadały go jak potwór w
najstraszniejszych horrorach, chwytały za kark i dusiły do
ostatniego tchu. Chłopak był ofiarą wspomnień. Wspomnienia były
ofiarą czasu. Czas natomiast był ofiarą Boga, którym było
słońce. Pokręcona logika wszechświata. Tej nocy Luhan śnił o
niebie. Błękitnym, nieskazitelnym niebie. Nocnym niebie, które
przykryte było płachtą funkcjonujący gwiazd. Gwiazdy też były
zamieszane w czas. Były jedną sekundą chwili. Minuta zawierała w
sobie jedną chwilę, a chwila była zlepkiem wspomnień. Wszechświat
i jego funkcje.
Luhan
obudził się dryfując na srebrnej łodzi gdzieś pomiędzy niebem i
galaktyką, a szarą rzeczywistością. Kopnął kołdrę, tak, że
ta znalazła się w kącie łóżka. Usiadł gwałtownie czując
zawroty głowy. Dotarło do niego, że te święta znów spędza
samotnie. Wstał pośpiesznie. Otworzył okno, a zimowe, rześkie
powietrze owiało jego zaspaną twarz. Pamiętał wczorajszy ranek. I
mógł przysiąc, że ten był inny. Sfałszowany? Zamknięty?
Oderwany? Inny. Tak jakby wczoraj czas zatrzymał się i dziś ruszył
do przodu o dwa kolejne jutra.
Poszedł
do kuchni, aby przygotować poranną kawę. Zajrzał do skrzynki na
listy. Rachunek. Rachunek. List od babci. Rachunek. Reklama marketu.
Westchnął zrezygnowany. Jednak w cichym kącie skrzynki dostrzegł
małą, kwadratową karteczkę, która przypominała kolorem jego
poranną kawę. Karteczka z nutą. Wzrok Luhana gładko przepłynął
po literach.
„Hyung,
czekolada leczy każdy smutek. Dzień 1.”
Nieznajomy
z RC.
Luhan
instynktownie zaczął rozglądać się dookoła. Po raz pierwszy
zrozumiał, że mógłby zmienić wszystko. Mógłby zmienić czas w
galaktyce. Uśmiech pojawił się na jego twarzy. Chwycił głęboko
powietrze
a
cały
świat
z
n i k n ą ł.
♥
25
grudnia 2013 roku o godzinie 12:36 Luhan postanowił pójść do
Rinbow Cafe.
♥
Luhan
zerknął na zegarek znajdujący się na ścianie i zdał sobie
sprawę, że jest już druga po południu. Co oznaczało, że
siedział w Rinbow Cafe już godzinę. Śnieg spadający na
zlodowaciałą warstwę lodu tworzył nowe ścieżki dla
przechodniów. Świąteczny czas otulał Luhana ze wszystkich stron,
a on sam znów czuł się samotny. I czekał. Sam nie wiedział, na
co i na kogo.
♥
O
godzinie 14:22 dzwonek zaśpiewał swoje wysokie tony, a serce Luhana
przyśpieszyło.
Chłopak
z bogatej rodziny.
Rinbow Cafe.
24
grudzień 2013 roku
Piękny
uśmiech.
Czekoladowe,
błyszczące oczy.
Chłopak
o karmelowych włosach usiadł naprzeciwko Luhana.
Han
wciąż nie umiał pozbyć się wrażenie, że skądś go zna.
Spostrzegł,
że Baozi uśmiecha się do niego zza lady, po czym rusza do nowo
przybyłego klienta. Nieznajomy znów zamówił karmelową czekoladę.
Wszystko działo się w niezwykle normalnej czasoprzestrzeni. Jakby
gwiazdy w galaktyce płynęły po spokojnym oceanie. Sekundy, minuty,
momenty, chwile, gwiazdy. Luhan wpatrywał się w nieznajomego, gdy
ten nagle podniósł wzrok, a ich spojrzenia się spotkały. Dusza
Luhana upadła uwolniła się z ciała i upadła nisko, niżej niż
diabeł.
Gwiazdy,
chwile, momenty, minuty, sekundy.
Karmelowy
chłopak wstał, zapłacił i wyszedł. Han nie mógł pozwolić, aby
scenariusz znów się powtórzył. Zarzucił na siebie kurtkę i
ruszył za nieznajomym. Zimne powietrze owiało jego twarz, gdy
gwałtownie otworzył drzwi Rinbow Cafe. Śnieg wciąż prószył.
Podbiegł do chłopaka i po prostu stanął wpatrując się w jego
brązowe, błyszczące oczy. Ludzie wokół nich gnali, śpiesząc
się, by zdążyć czegoś dokonać w swoim życiu, podczas gdy
płatki śniegu nigdzie się nie śpieszyły. Dla Luhana gwiazdy się
zatrzymały. Jeden inny niż reszta, srebrny płatek śniegu zajął
swoje miejsce na okrytym czarnym płaszczem ramieniu, stojącego
przed nim nieznajomego.
-
Mam wrażenie, że skądś cię znam – powiedział Luhan, zbierając
się w sobie.
Nieznajomy
uśmiechnął się lekko.
-
Jestem Sehun, twój anioł stróż.
Luhan
mógł przysiąc, że jego głos przypominał morskie fale o świecie.
Przyjemne i nieokiełznane. Choć słyszał go już wcześniej, w
kawiarni, to teraz poznał go na nowo.
-
Huh?
Na
twarzy Hana pojawiła się dezorientacja.
-
Perfekcyjne równanie.
Nieznajomy
wepchnął Luhanowi małą, zgiętą karteczkę do ręki.
-
Do zobaczenia jutro, Hyung.
Zniknął
tak szybko jak się pojawił. Luhan i jego umysł były sfrustrowane.
Gwiazdy
znów ruszyły.
„Gwiazdy
nie potrafią świecić bez ciemności. Dzień 2.”
♥
Chwile,
sekundy, minuty, godziny, dni, lata zlewają się w jedną wielką
pomyłkę, jedną wielką nadzwyczajną okazję, która ucieka nam
sprzed nosa, bo nie potrafiliśmy zdecydować, nie mogliśmy
zrozumieć, bo potrzebowaliśmy więcej czasu, bo nie wiedzieliśmy,
co zrobić. Jedna decyzja, jeden wybór to cała prawda o nas samych.
Ludzie to skomplikowane istoty szukające swojego miejsca we
wszechświecie.
♥
Luhan
obudził się 26 grudnia 2013 roku z błąkającym się uśmiechem na
ustach. Śnił o gwiazdach. Konstelacje gwiazd. Miliony lat
świetlnych, planety, galaktyki, drogi mleczne. A to wszystko
kontrolowane przez czas. Luhan myślał o Se Hunie, jako o znajomym
nieznajomym z Rinbow Cafe. Nie rozumiał go, a dla jego umysłu to,
co było niezrozumiałe było też „nie lubię”. Luhan jednak nie
nie lubił Se Huna. Był po prostu jego ciekaw.
Zamrugał
gwałtownie widząc karmelowego chłopaka, na którego przed chwilą
prawie wpadł. Stali w drzwiach klatki schodowej, a zimne powietrze
owiewało ich rozgrzane ciała. Wpatrywali się w swoje tęczówki.
-
Skoro gwiazdy nie potrafią świecić bez ciemności, to ciemność
nie może istnieć bez jasności?
Pytanie
Luhana było jak dusza opuszczająca swój dom. Niespodziewana dusza
wychodząca z ciała.
-
Jasność to pojęcie względne, Hyung - odpowiedział nieznajomy. -
Spróbuj zamienić to na pojęcie bezwzględne.
-
Kontrast?
-
Tak.
Luhan
chwycił nieznajomego za rękę i zaczął ciągnął do swojego
mieszkania. Robił to wolno, ostrożnie, stawiając każdy krok.
Jakby chciał zatrzymać czas. Delikatnie wepchnął go do mieszkania
i zamknął za nimi drzwi. Stali w półmrocznym holu wpatrując się
w siebie. Oczy znajomego nieznajomego błyszczały iskrząc się w
ciemności. Luhan określił je mianem idealności.
-
Kim jesteś? - głos Hana rozległ się dźwięcznie po
pomieszczeniu.
Nieznajomy
milczał.
-
Powiedz, proszę.
-
Hyung, to, kim ja jestem jest nieistotne. Ważniejsze jest to, kim ty
jesteś.
-
Nie rozumiem.
-
Zacznijmy od początku.
Han
skinął delikatnie głową, a uwielbienie zagrało w jego
tęczówkach.
-
Jestem Sehun, rozpieszczony dziewiętnastolatek. Mój ojciec jest
nowym właścicielem Rinbow Cafe. Jestem twoim aniołem. A ty masz na
imię Luhan. Nierozwydrzony dwudziestotrzyletni chłopak. Pochodzisz
z Chin i kochasz gwiazdy.
Luhan
został zbity z tropu, ale uścisnął dłoń Se-Huna na powitanie.
-
Miło cię poznać, Hyung - twarz chłopaka rozpromieniła się w
uśmiechu. I do cholery, Luhan naprawdę polubił ten uśmiech.
Bez
słowa znów pociągnął go za sobą chwytając jego rękach
płaszcza. Drewniana podłoga skrzypiała wrażliwie, gdy stąpali po
niej delikatnie. Usiedli na sofie, naprzeciwko okna. To pierwszy raz,
gdy Han wpuścił kogoś obcego do mieszkania. Błąd. Sehun nie był
już obcy, był Sehunem. Znajomym nieznajomym, który mówił o
gwiazdach. Coś w jego spojrzeniu sprawiało, że czuł się
bezpiecznie.
-
O co chodzi z kartami?
-
Lubisz zadawać pytania, Hyung - stwierdził Sehun posyłając mu
swój rozbawiony uśmiech.
-
Czyż nie o to właśnie chodzi? Aby pytać i poznawać odpowiedzi? -
zapytał Luhan mrugając szybko.
-
Być może -wymamrotał karmelowy chłopak. - Zaraz zapytasz skąd
cię znam, prawda?
Luhan
przytaknął skinieniem głowy, odgarniając rudobrązowe włosy,
wpadające mu do oczu.
-
Wierzysz w przeznaczenie?
-
Nie – odpowiedział szybko Han.
-
Szkoda. Ponieważ to może właśnie jest przeznaczenie. Znam cię,
bo długo przyglądałem się konstelacjom gwiazd. I pewnego dnia
odnalazłem niezwykle wrażliwą i samotną gwiazdę. Chwile kazały
mi się tobą zaopiekować, więc to robię. Zaopiekuję się tobą.
-
To miłe - stwierdził Luhan uśmiechając się.
Spojrzał
na Sehuna i przyjrzał mu się dokładnie. Naprawdę wyglądał jak
anioł. Han zachwycał się jego bladą, śnieżnobiałą skórą i
błyszczącymi oczyma. Było w nich coś, co przypominało mu
gwiazdy.
-
Muszę już iść, Hyung.
Cisza.
Nie, nie była niezręczna. Była ukojeniem. Była momentami
wsłuchiwania się w oddech drugiej osoby i szukania nieodgadnionych
tajemnic.
-
Przyjdziesz jutro? - automatyczne pytanie ze strony Luhana, uśmiech
Sehuna.
Ten
nie odpowiedział. Wstał, wręczył Lu hanowi kartkę i wyszedł. A
gwiazdy wciąż świeciły.
„Bycie
aniołem dla samotnej duszy jest największym ludzkim skarbem. Dzień
3.”
♥
Samotność
to dziwna rzecz. Zakrada się cicho i niepostrzeżenie. Siada obok
ciebie w ciemności. Głaszczę cię po włosach, kiedy śpisz. Owija
się wokół twojego ciała i zaciska się tak mocno, że brakuje ci
tchu, że zamiera twój puls, choć krew płynie coraz szybciej.
Dotyka ustami miękkich włosów na twoim karku. Zostawia kłamstwa
na twoim sercu, kładzie się w nocy w twoim łóżku, wysysa światło
z każdego kąta. Nie odstępuje cię na krok, kurczowo trzyma cię
za rękę, tylko po to, żeby jednym szarpnięciem pociągnąć cię
w dół, kiedy usiłujesz się podnieść. Budzisz się nie wiedząc,
kim jesteś. Zasypiasz drżąc na całym ciele. Wątpisz, wątpisz,
wątpisz.
Czy
jestem.
Czy
nie jestem.
Czy
mi wolno.
A
kiedy sądzisz, że jesteś gotów odejść, że jesteś gotów się
uwolnić, zacząć od nowa, samotność jak stary znajomy, staje obok
twojego odbicia w lustrze i patrząc ci prosto w oczy mówi: „No
dalej, spróbuj przeżyć życie beze mnie.”
Nie
znajdziesz słów, aby bronić się przed samym sobą, przed głosem,
który powtarza, że nie jesteś wystarczająco dobry, nigdy, nigdy,
nigdy nie będziesz wystarczająco dobry. Samotność to zgorzkniały,
żałosny towarzysz. Zdarza się, że po prostu nie odpuści.
♥
-
Dzień dobry, Hyung.
Uśmiech
Sehuna był taki jak wczoraj. Jak odbijające się w gwiazdach
kryształki czasu. Przyszedł z samego rana. Luhan otworzył mu drzwi
całkowicie zaspany, mając na sobie swoją ulubioną piżamę z
dzieciństwa. Nie umiał bez niej spać.
Patrzał
na Sehuna w osłupieniu, powoli analizując sytuację. Takie chwile
były senne. Chwile, gdy nie myśli się o niczym. Okręt z żaglami.
Wolny i nieposkromiony.
-
Przyniosłem śniadanie – oznajmił Sehun z pogodnym wyrazem twarzy
podnosząc do góry reklamówkę z pobliskiej piekarni. - Mogę
wejść?
A
Luhan tylko się uśmiechnął.
♥
-
Więc...twój ojciec jest nowym właścicielem Rinbow Cafe? - zapytał
Han kończąc swój posiłek. Wziął w ręce kubek z czekoladą,
upił łyka, a przyjemne ciepło rozeszło się po jego ciele.
-
Tak - odpowiedział Sehun mrużąc oczy, jakby pytanie siedzącego
naprzeciwko chłopaka zbiło go z tropu. -Właściwie sam nie wiem,
dlaczego to zrobił. Nie interesuje się takimi rzeczami, jak
prowadzenie kawiarenki z tego, co wiem. Jest dziwny.
-
A ty? Czym się interesujesz?
Uśmiech
Sehuna.
-
Jestem muzykiem, pianistą, gram na fortepianie.
-
Och.
Luhan
nagle zrozumiał skąd karteczki z nutą,
-
A ty, Hyung?
Han
spojrzał na Sehuna i nie wiedział, co odpowiedzieć. Przecież to
było skomplikowane. Bardzo. Co go interesowało?
-
Zawsze chciałem malować obrazy na płótnie.
Sehun
posłał mu znów ten swój genialny uśmiech jakby właśnie odgadł
najważniejszą tajemnicę Luhana. Tajemnicę pragnień.
-
Mam z tym złe wspomnienia - wytłumaczył szybko starszy, jakby
chciał uniknąć kolejnych pytań. Zapomniał jednak, że Sehun był
jak gwiazdy.
-
Jakie?
Ptak
lecący za oknem.
-
Ktoś, kogo kochałem, kto był dla mnie wszystkim malował. I
zostawił mnie, wiesz? Wszyscy mnie zostawiają. Wszyscy kłamią, że
kochają.
Bolało.
Wspomnienia. To zawsze cholernie boli. Luhan powstrzymywał łzy.
Zbyt wiele bolesnych wspomnień.
-
Przykro mi, Hyung. I wiesz, co? Masz rację. Ludzie kłamią, że
kochają. Traktują miłość jak coś ulotnego, przemijającego, a
ona właśnie jest tą stałą wartością życia człowieka. Za
często mówią „kocham cię”. Te słowa straciły już swój
sens.
Tego
dnia, dwudziestego siódmego grudnia, Luhan po raz pierwszy od wielu lat poczuł się
bezpieczny.
♥
-
Przyjdziesz jutro?
-
Przyjdę. Obiecuję, Hyung.
Piękny
uśmiech.
Gwiezdny
czas.
Jutrzejsza
obietnica.
♥
„Któregoś
dnia, ktoś pokocha Cię za to, kim jesteś. Dzień 4.”
♥
Sehun
obiecał.
I
dotrzymał obietnicy.
♥
-
Dziś sylwester. - powiedział Sehun wtulając się mocniej w swój
wełniany sweter. - Chciałbyś coś porobić, Hyung?
Luhan
spojrzał na niego z lekkim zdezorientowaniem. Siedzieli właśnie
na balkonie w mieszkaniu Luhana, pijąc ciepłe kakao. Tego dnia
królowa zimy postanowiła trochę zahartować ludzi. Nie padał
śnieg, ale mroź był nie do zniesienia. Ale Han go lubił.
Akceptował zimno. Tak, jak akceptował cierpienie, czy samotność.
-
Nie wiem – odpowiedział zgodnie z prawdą Nie miał pojęcia, co
chciałby robić. - Wymyśl coś.
Młodszy
spojrzał na Luhana zirytowany. Nie spodziewał się takiej
odpowiedzi. Ale po chwili jego twarz złagodniała.
-
Dobrze, wymyślę coś.
Luhan
lubił uśmiech Sehuna. Może, dlatego, że sam nie często się
uśmiechał. Lubił, gdy ludzie są szczęśliwi. Skoro on sam był
nieszczęśliwy, wolał, aby inni, choć odrobinę czuli się lepiej.
-
Nie lubię, gdy ludzie są smutni. - wyszeptał Han wpatrując się w
zimowe niebo. - Nie lubię, gdy cierpią. Nienawidzę tego.
-
Ja też. To niesprawiedliwe. Świat jest niesprawiedliwy.
Luhan
zamarł na chwilę. Był rozdarty wewnętrznie. Jakaś przyjemna
melodyjka w jego głowie dudniła mu, mówiąc, że można zaufać
Sehunowi, że Sehun go nie skrzywdzi. Ale się bał. Sehun był
przecież zwykłym nieznajomym spotkanym w kawiarni, a nie
przyjacielem z dzieciństwa.
Ale
coś mówiło mu, aby dać Sehunowi szansę.
-
Żyję nie rozróżniając świata zewnętrznego od urojeń i
fantazji – wyznał ufnie Luhan. W tamtym momencie to właśnie
zrobił. Zaufał Sehunowi. - Kiedy odeszła Mei- dziewczyna, która
malowała, mówiłem ci o niej – Sehun przytaknął - rozmyślałem
nad samobójstwem. Chodziłem do psychologa. Wciąż chodzę. Doktor
twierdzi, że mam depresję, że żyję w dwóch różnych światach.
Spędziłem dwa tygodnie na oddziale dla czubków. Nie wspominam
rozpoznania. To inny czas we wszechświecie. Wiesz, dlaczego chciałem
się zabić? Mei popełniła samobójstwo. Skoczyła z wieżowca.
Była troszkę chora psychicznie. Myślała, że żyje we śnie.
Skoczyła, aby się obudzić. A ja oszalałem.
Luhan
poczuł dłoń Se huna, która delikatnie objęła jego.
-
Halucynuję co noc. Wspominania mnie zabijają. I wiesz, co? Tak
naprawdę człowiek jest sam, nawet przy najlepszych terapeutach i
lekach. Cholerna samotność. Jestem najsmutniejszą gwiazdą w
galaktyce.
Walczył
sam ze sobą, aby się nie rozpłakać.
Ciche
łkanie duszy.
-
Hyung? - Sehun przybliżył się wyciągając w stronę Luhana swoje
ręce. – Chodź tu.
Luhan
wtulił się w niego mocno, tak jakby Sehun miał następnego dnia
odejść.
Walka
o życie.
-
Nigdy cię nie zostawię – wyszeptał cicho Sehun do luhanowego
ucha. – Obiecuję.
-
Nie, nie obiecuj - pojedyncza łza spłynęła po policzku starszego.
- Nie możesz wiedzieć, co będzie. Więc nie obiecuj.
-
Dobrze, Hyung.
Dla
Luhana znajomość z Sehunem stała się odskocznią od
rzeczywistości. Stałą się czymś zupełnie innym, inaczej
egzystencjalnym. Pomagała mu wstać bez problemu z łóżka każdego
dnia. A w sylwestra Luhan zrozumiał, że ta znajomość była też
czymś więcej. Była nadzieją na jasną przyszłość nadchodzącą
z każdym nowym dniem.
♥
-
Mogę już zobaczyć? -zapytał nader słodkim głosem Luhan,
wyciągając do przodu swoje ręce udając, że czegoś szuka. Miał
związane oczy. Sehun zabrał go w bardzo magiczne miejsce. Obiecał
Luhanowi, że ten dzień będzie niezapomniany. -Teraz możesz
zobaczyć. - powiedział cicho Sehun, a Luhan mógł tylko wyczuć,
aż chłopak się uśmiecha.
Han
stanął jak kamień, nie ruszać się, gdy w końcu jego oczy
zostały odsłonięte. Przed nim rozciągał się najpiękniejszy
widok, jaki kiedykolwiek widział. Gdy siedział obok Sehuna w
samochodzie jeszcze kilka minut wcześniej nie przypuszczał, że
chłopak zabierze go do planetarium. Do miejsca, gdzie można oglądać
gwiazdy. Luhan kochał gwiazdy.
Nie
potrafił wypowiedzieć ani jednego słowa. Wpatrywał się w górę,
w płaszcz czarnego wszechświata otulonego gwiazdami. Nie było dla
niego ważne to, że wszechświat, który właśnie widzi, był tylko
atrapą, projekcją. Dla Luhana było ważne, że był tu z Sehunem.
Uśmiechnął
się szczerze. Poczuł szczęście. Tak, był szczęśliwy. A
szczęścia sprawia, że na twarzy pojawia się uśmiech.
Przekierował
swoje spojrzenie na Sehuna, który stał za nim łagodnym wyrazem
twarzy. Wpatrywał się w Luhana z iskierkami grającymi w jego
spojrzeniu.
-
Dziękuję - powiedział wesoło Han. – Dziękuję, że mnie tu
zabrałeś.
-
A ja dziękuję za to, że się uśmiechasz, bo naprawdę pięknie
wtedy wyglądasz.
Luhan
odwrócił się szybko. Dawno nikt go nie komplementował. Właściwie
nikt nigdy tego nie robił.
-
Wiesz, dlaczego lubię gwizdy? -Luhan nie czekał na odpowiedz
Sehuna. - Gwiazdy są dla mnie wyznacznikiem czasu. Tak jak słońce.
Gwiazdy, sekundy, momenty, chwile, wszechświat. To wszystko czas,
przemijanie.
-
Czas jest funkcją ruchu we wszechświecie – stwierdził Sehun
podchodząc dość blisko Luhana.
-
Tak, i wiesz, co? Skoro czas jest ważny dla wszechświata, to my
jesteśmy wszechświatem dla czasu. Jesteśmy jak gwiazdy. Gdy jest
dobrze, świecimy. Gdy jest źle bladniemy i zanikamy, a galaktyka o
nas zapomina.
-
Ja o Tobie nie zapomnę, Hyung. Obiecuję.
Serce
Luhana zatrzymało się na chwilę, gdy ręce Sehuna objęły go od
tyłu, a chłopak położył swoją głowę na jego ramieniu.
Pewien
towarzysz zwany samotnością postanowił opuścić Luhana. Chłopak
wiedział, że ten jednak wróci. Jest nieunikniony.
Lu
odwrócił się w stronę Sehuna, a jego spojrzenie było pełne
żalu. Żalu, który sprawił, że Sehun automatycznie przestał się
uśmiechać.
-
Nie obiecuj. Nie składaj żądnych obietnic. Proszę, Sehun.
-
Dlaczego tak bardzo się tego boisz?
-
Znasz to? Wiara, nadzieja, miłość. To takie oczywiste, czyż nie?
Ale ja tego nie lubię. Nie lubię obietnic, nadziei. To wszystko
jest przereklamowane - głos Luhana drżał lekko, oderwany od
rzeczywistości.
-
Jeśli będziesz naprawdę wierzył w obietnice, to one zostaną
dotrzymane. Jedyne, co musisz zrobić to tego zapragnąć. Jeśli
będziesz tego chciał wystarczająco mocno i rozumieć, dlaczego
tego chcesz, pragniesz. Musisz naprawdę wiedzieć. Wtedy to się
stanie.
Coś
pękło w Luhanie. Sehun miał rację. Problemem Luhana była wiara.
Delikatny, kruchy, a jednak potrafiący rozpętać wichurę. Efekt
motyla, chaos zamknięty w, z pozoru, niewinnej rzeczy. Luhan był
lekkim niepozornym wiatrem przedzierającym się przez słońce o
poranku.
-
Spróbuję.
-
Dobrze, Hyung.
♥
Luhan
miał swojego osobistego psychologa. Nazywał się Haun Sin.
Mężczyzna lubił Luhana, a on z kolei dziękował Bogu, że znalazł
dobrego specjalistę w ośrodku publicznym. Nie było go stać na
prywatne wizyty, więc uważał pana Sin za skarb. Mężczyzna
przypominał Luhanowi o rzeczach, które były ważne. Han musiał
się leczyć, bo kiedyś mógłby się zabić. Żył jak chciał. Nie
miał poczucia winy. Śnił senne koszmary. Sin tłumaczył mu, co
robić, aby nie popaść w obłęd. Tylko, że Han już dawno w niego
popadł.
Na
wizytach często przeglądał książki z kolorowymi cyferkami.
Wyróżniały się kolorystycznie na równie kolorowym tle. Han
zawsze lubił tęczę. Jaskrawe, ciemne, pastelowe, jasne – kolory
niezliczonej palety malarza. Na jednej z takich wizyt wykropkowanymi
punkcikami na tęczowym tle został przedstawiony anioł. Duże
skrzydła, długa biała szata i złożone ręce. Na drugiej stronie
kropki prezentowały upadłego anioła.
-
Kto to?
Palce
Luhana delikatnie musnęły kartkę z czarnym stworzeniem.
-
To martwy anioł.
Sin
znał odpowiedź na wszystko.
-
Anioły przecież nie umierają.
-
Nie, Luhan. Wszyscy umierają. Nawet anioły.
♥
Niebo
rozbłysło milionem kolorowych gwiazd tworząc ścieżki na nocnym,
kończącym rok niebie.
-
Jakieś życzenie? - zapytał Sehun, a na jego ustach zagrał
delikatny uśmiech.
-
Chciałbym…-Han wychylił się lekko za barierkę zdobioną
metalowymi kwiatami duży balkon, a raczej taras w najwyższej części
budynku planetarium.- Chciałbym, aby wszyscy ludzie byli szczęśliwi.
-
Hyung, naprawdę? -roześmiał się Sehun. - A może coś bardziej
realnego?
-
Chciałbym, abyś kiedyś mi zagrał.
-
Kiedyś. Może.
Luhan
nie zdążył zadać do końca swojego pytania, ponieważ Sehun mu
przerwał. Irytacja.
-
Uciekasz przede mną - stwierdził Luhan. – Dlaczego?
-
Hyung. Nie przywiązuj się do mnie. Sam powiedziałeś, że
obietnice nic nie znaczą.
-
Ale zmieniłem zdanie.
Starszy
chłopak spojrzał na przepełnione fajerwerkami niebo. Sehun był
zbyt tajemniczy.
-
Odejdziesz, prawda? - zapytał cicho chcąc usłyszeć przeczącą
odpowiedź.
-
Wszyscy odchodzą.
-
Szczęśliwego Nowego Roku.
Luhan
hamował łzy zbierające się w jego wrażliwej duszy.
-
Szczęśliwego Nowego Roku.
„Niektóre
obietnice przekraczają nasze możliwości. Dzień 8/9”
♥
-
Myślą, że mogą mnie poniżyć. To świadczy o niskim poczuciu
inteligencji, braku empatii.
-
Nie lubisz ich?
-
Ludzi? Nienawidzę.
-
A mnie, Hyung?
Luhan
poczochrał karmelowe włosy Sehuna, który leżał właśnie obok.
-
TY nie jesteś człowiekiem - odpowiedział łagodnie spoglądając w
dół na sehunową twarz. - Ty jesteś aniołem.
Sehun
roześmiał się cicho. A Luhan naprawdę to w nim uwielbiał –
śmiech, szczęście.
-
Chcę powstrzymać falę szaleństwa, wiesz? - Luhan przeniósł
wzrok na okno, gdzie niebo mieniło się wieloma odcieniami błękitu.
– Jeszcze kilka dni i do moich drzwi zapuka komornik. Tego jestem
pewien. Moja pensja z internetowej pracy starcza tylko na jedzenie.
Sam wybieram. To moje decyzje. Nawet, jeżeli są psychotyczne.
Kiedyś zwariuję. Nic już nie istnieje. Ja też. Przekroczyłem
granice zwątpienia. Na psychozę nie ma innej rady tylko szpital
psychiatryczny i prochy.
-
Nie.
Sehun
chwycił delikatnie dłoń Luhana.
-
Nie pozwolę ci zwariować.
-
Wiem, Sehun. Wiem.
Dziwny
przypadek miłości.
„Szczęśliwy
jest ten, kto przy zachodzie słońca cieszy się wschodzącymi
gwiazdami. Dzień 24.”
♥
-
Liczę wszystko. Otaczają mnie liczby parzyste, liczby nieparzyste i
całe dziesiątki. Liczę tyknięcia zegara, liczę oddechy, liczę
kroki. Liczę, drżąc uderzenia mojego serca, pulsu. Liczę
mrugnięcia swoich powiek. Trwam tak, dopóki to uczucie nie minie.
Dopóki łzy nie przestaną płakać, dopóki nie przestanie boleć.
Nie ma aż tylu liczb. A serce wciąż boli.
-
Kocham twoje serce, Hyung.
-
Dlaczego?
-
Ponieważ twoje serce daje mi wieczność mimo upływającego czasu.
Luhan
spojrzał na ludzi wchodzących tłocznie do metra. Sehun wpatrywał
się w niego bez cienia emocji.
-
Naucz mnie kochać. Naucz mnie, Sehun - wyszeptał Han.
Wieczność
ciszy.
Sehun
wstał z ławki. Jego wyraz twarzy był dziwny, jak dla Luhana. Coś
pomiędzy zimnem, a ciepłem. Nieodgadniona tajemnica.
-
Chodź, Hyung.
Luhan
chwycił dłoń Se huna i wiedział, że poszedłby za nim w
wieczność.
„Anioły
naprawdę istnieją, jeśli pozwolisz im być i nie zabijesz ich.
Dzień 39.”
♥
To
stało się rutyną. Codzienne wizyty. Gwiazdy na nieskończonym
niebie. Wymawianie słów, których Luhan nigdy nie powiedziałby na
jawie. Przebywając z Sehunem, śnił. Był w pewnego rodzaju
submini. Każdy dzień był inny, wyjątkowy. Te dni spędzone na
rozmowach o gwiazdach, wszechświecie i czasie dawały mu nadzieję.
Nadzieję na coś, czego jeszcze sam nie potrafił pojąć. Nadzieję
na coś wielkiego.
♥
Rodzice
Luhana zginęli w wypadku. Miał wówczas jedenaście lat. Tata
pracował w firmie produkującej porcelanowe chińskie laleczki. Mama
była lekarzem. Po ich śmierci Han rozpoczął życie na walizkach.
Raz był tam, raz tu. W Seulu mieszkał od roku. Pracował nie
wychodząc z domu. Recenzował strony internetowe. Pensja starczała
mu na opłacenie rachunków i dość małe ilości jedzenia.
Wiedział, że któregoś dnia ta bajka się skończy i zostanie bez
dachu nad głową. Ale tak długo jak miał przy sobie Sehuna, tak
długo żył w swojej bajce.
♥
-
Tęsknisz za nimi?
-
Bardziej niż ktokolwiek może sobie wyobrazić. Gdy zginęli
zostałem zupełnie sam.
-
Nie jesteś sam.
Luhan
poczuł jak Sehun delikatnie ściska jego dłoń.
Poczucie
bezpieczeństwa.
-
Teraz już nie - powiedział Lu uśmiechając się szczerze.
Uklęknął
przy grobie swoich rodziców ciągnąc Sehuna za sobą w dół.
Pogoda
tego dnia była idealna. Rośliny budziły się do życia z zimowego
snu, ptaki śpiewały głośno informując o zbliżającej się
wiośnie, a niebo było idealnie błękitne, chmury uderzały o
sklepienia nie biosów.
-
W dzieciństwie mama opowiadała mi bajki na dobranoc. Miliony
kryształowych historii. Opowiadała je bardzo czysto. Nigdy nie
popełniła błędu. Byłem jednak zbyt dziecinny żeby zrozumieć,
co naprawdę do mnie mówiła, ale uwielbiałem, kiedy usypiała mnie
miękka kołysanka jej słów. Jedno z błogosławieństw mojego
życia jest to, że mogę wrócić do tamtych chwil we wspomnieniach,
przeżyć je jeszcze raz i być z mamą.
Chłopak
spojrzał na Se huna, a jego oczy zaszkliły się niebezpiecznie.
Dotknął delikatnie chropowatej, kamiennej posadzki nagrobka.
-
Czasami tęsknisz, Luhan, płaczesz, mimo że ktoś, kogo kochałeś
odszedł już dawno temu. Więc nie tłum w sobie emocji. Proszę,
Hyung.
Pojedyncza,
małą łza spłynęła po policzku Luhana. Wiedział, że coś się
działo i na zewnątrz i w nim. Zmiana. Coś, co zmusiło gwiazdy do
przejścia z powolnego ruchu do szybkiego. Coś niezrozumiałego
grającego swoją rolę w sztuce czasu.
"Czasem
musi zgasnąć światło nadziei byśmy dali poprowadzić się za
rękę z ufnością. Dzień 70."
♥
Istnieje
na świecie pewien rodzaj grzyba pasożytniczego żyjącego na
drzewach. Krok po kroku, powoli rozkłada drzewo od środka. Właśnie
tak samo działa nienawiść. Będzie cię żywić, a jednocześnie
niszczyć. Jest twarda, chropowata i głęboko zakorzeniona. To
system blokad. Jest wszystkim. To siła totalna. Nienawiść jest jak
wysoka wieża. Pnie się do góry.
♥
Luhan
wpatrywał się beznamiętnie w białą kopertę. List z sądu.
Zapewne wezwanie do zapłaty. Bóg w jakiś dziwny sposób mścił
się na nim, a on sam nie wiedział, dlaczego. Bóg wiedział, że
Luhan sam sobie nie radzi, że w końcu podwinie mu się noga. Bóg
miał wszystko idealnie zaplanowane. Chciał pozbyć się Luhana,
zabrać mu wszystko po raz kolejny. Luhan Mu przeszkadzał. Ale Bóg
nie rozumiał jednej rzeczy. Nie rozumiał jak wielką miłością
Luhan darzył Sehuna. Ta miłość go uratowała. Ta miłość
nadciągała jak burzowe chmury, uciekała przed wiatrem i rzucała
cienie na Księżyc.
♥
Chmury
wirowały w powietrzu tworząc nieskończone wieczności na
śmiertelnym niebie. Luhan wpatrywał się w słońce ponad nimi,
zadzierając wysoko głowę. Jego Bóg, inny Bóg, Słońce, dawało
blask zbyt niewiarygodny, jakby anioły grały swój koncert w
niebiosach.
-
Gzie dziś idziemy? - zapytał Luhan przenosząc swój wzrok na
Sehuna, który szedł spokojnym krokiem obok. Promienie słońca
przeświecały lekko przez drzewa w parku, sprawiając, że twarz
młodszego usłana była w migoczącym światłem, a Han po raz
kolejny zakodował sobie w głowie, że Sehun jest podobny do Anioła.
-
W miejsce, gdzie ludzie uczą się żyć na nowo.
Sehun
uśmiechnął się delikatnie, a Luhan oczekiwał głębszego sensu.
Spacerowali
długo kierując się w południową cześć jednej z dzielnic
stolicy. Milczenie, które panowało między nimi, było milczeniem
gwiazd. Wszechświat kierował ich ku sobie, a oni idąc za gwiezdnym
czasem zbliżali się do siebie coraz bardziej każdego dnia. Luhan
się bał. Bał się, że w ramionach Se huna będzie czuł się
najbezpieczniej na świecie. I wiedział, że biorąc sobie kogoś
dla siebie, automatycznie odbierał kogoś komuś. Prawo
wszechświata. Mimo tego, chciał żyć. To piękne stwierdzenie. I
już nie takie bolesne.
-
Psychiatryk?
Uczucia
otaczające Luhana znów przypomniały paletę barw. Ponieważ nie
wiedział, co czuć.
Stali
przed wielkim, betonowym budynkiem.
-
Ile śmierci można przeżyć? - Sehun odpowiedział pytaniem na
pytanie, chwytając Lu za rękę.
-
Wiele. Można umierać codziennie. Można umierać na wiele różnych
sposobów.
-
Luhan, ci ludzie tutaj przeżyli miliony śmierci. I wciąż żyją.
Są jednocześnie słabi i silni.
Han
uśmiechnął się słabo. Sehun znów miał rację.
-
Dlaczego mnie tu zabrałeś?
-
A jak myślisz?
Luhan
spuścił głowę w dół i wpatrywał się w swoje stare, zniszczone
i wychodzone trampki.
-
Stoimy przed psychiatrykiem. Wiem, że jestem psychicznie chory, ale
to nie znaczy...
-
Hyung.
-
Powiedź to - poprosił Luhan.
-
Co? - Sehun spojrzał na dziwny uśmiech Luhana.
-
"Jesteś psychicznie chory". Powiedź to.
-
Hyung, dobrze się czujesz?
-
Nikt tego nie mówi. Nikt w okolicy o tym nie rozmawia. Chcę tylko
żeby to zostało głośno wypowiedziane. Jestem gotowy. Wcześniej
nie byłem. Powiedź to.
-
Jesteś wrażliwy - wyszeptał Sehun. - Każdy jest psychicznie
chory, ale to nie jest złe. Potworności dzieją się na tym świecie
każdego dnia i nie można ich powstrzymać.
"Serce
widzi to, czego niedostrzeganą oczy. Dzień 82."
♥
-
Hyung?
Luhan
usłyszał głos Sehuna dochodzący z holu. Znów poczuł jakby
wszechświat się zatrzymał.
-
Tutaj jestem! - krzyknął Han wychodząc z kuchni. Miał na sobie
starą, za dużą koszulkę z Myszką Miki, w której wyglądał
przezabawnie. Sehun zaśmiał się cicho, gdy tylko go zobaczył.
-
Nie śmiej się - wymamrotał zmieszany Lu, ale chwilę później na
jego twarzy pojawił się uśmiech. Rozpromienił się jeszcze
bardziej, gdy zobaczył, co przyniósł ze sobą Sehun.
-
Farby?
-
Tak - Sehun postawił dwa wiaderka z farbą na ziemi i powoli
podszedł do Luhana. - Spłaciłem wszystkie twoje długi i opłaciłem
rachunki za następne trzy miesiące. Pomyślałem, że przydałby
się mały remont.
Luhan
bardzo się zdziwił. Po chwili jednak złość przerodziła się w
złość.
-
Co zrobiłeś?! Przecież tak nie można. Nie zapytałeś się mnie o
zgodę. Wiesz jak ja się teraz czuję? Wiesz jak...
-
Po prostu mi podziękuj - Sehun przerwał jego monolog uśmiechając
się lekko. To irytowało Luhana jeszcze bardziej.
-Dziękuję
- powiedział starszy z przekąsem, po czym odwrócił się i wrócił
do kuchni, aby dokończyć sprzątanie. Nie lubił brudu. Miał to po
mamie. Mógł sprzątać całe dnie, aby było czysto. Czasem śmiał
się z samego siebie z tego powodu.
Wiedział,
że Sehun poszedł za nim. Kątem oka dostrzegł, że młodszy
zatrzymał się na środku pomieszczenia i wpatrywał się w Luhana.
-
Co? - Han odwrócił się irytowany.
Bywały
chwile, gdy obecność Sehuna nie pasowała mu w danej przestrzeni.
Na przykład w tamtym momencie. Sehun bez słowa wyciągnął z
jednej z reklamówek, które ze sobą przyniósł, kawałek
poskładanej gazety. Podszedł do starszego i założył mu na głowę
papierowy kapelusik. Posłał mu ten swój najpiękniejszy uśmiech,
a Han nie mógł się nie uśmiechnąć.
-
Ślicznie - powiedział Sehun, po czym dłonią odgarnął
czekoladowe włosy Luhana, które niesfornie wpadały mu do oczu.
To
jedna z tych chwil, gdy czas się zatrzymuje, a gwiazdy świecą
mocniej. Han wpatrywał się swoimi wielkimi oczyma w Sehuna. I
wiedział, że młodszy byłby w stanie dostrzec w nich strzępki
miłości, ponieważ Luhan kochał Sehuna. W najdziwniejszy dla
wszechświata sposób.
-
Hyung, jaka jest twoja ulubiona liczba? - zapytał Sehun po długiej
wieczności ciszy.
-
Siedemdziesiąt siedem - odpowiedział Luhan wciąż patrząc na
sehunową twarz.
-
Dlaczego?
-
Siedem to liczba idealna. Według Biblii jest perfekcyjna. A ja
zawsze chciałem taki być - perfekcyjny, idealny. Dwie siódemki
przybliżają mnie o dwa razy do tej doskonałości. To dwie
idealności. Perfekcyjność razy dwa. A twoja ulubiona liczba?
Sehun
zamyślił się na chwilę jakby dokładnie analizował odpowiedź,
którą miał dać Luhanowi.
-
Dziewięćdziesiąt cztery - odpowiedział w końcu.
-
Rok twoich urodzin? - zdziwił się starszy.
-
Tak.
-
Dlaczego?
-
Tak po porostu. To odpowiednia liczba. Nie za duża i nie za mała.
Proporcjonalna.
Sehun
delikatnie objął rękoma talię Luhana i przytulił go mocno. Luhan
w takich chwilach czuł bezpieczeństwo, taki same, jakie czują
gwiazdy na nocnym niebie.
Luhan nie wiedział, że jego odpowiedź na zadane przez Sehuna pytanie może zmienić cały bieg historii. Ale odpowiedział liczbą doskonałą, daną nam od Boga.
Luhan nie wiedział, że jego odpowiedź na zadane przez Sehuna pytanie może zmienić cały bieg historii. Ale odpowiedział liczbą doskonałą, daną nam od Boga.
♥
-
Skąd wziął ci się ten pomysł z remontem?
Luhan
pochylił się do przodu na drewnianej drabinie. Zbyt mocno zamachnął
się pędzlem, przez co kilka kropelek białej emulsji znalazło się
na jego twarzy. Przeklął cicho. Sehun spojrzał na niego i
roześmiał się głośno.
-
Uznałem, że przyda się jakaś zmiana. Spędzam u ciebie więcej
czasu niż w swoim własnym domu, Hyung. Po części jednak chciałem
sprawić ci niespodziankę. Robienie zwykłych rzeczy odrywa od
problemów.
Luhan
uśmiechnął się szczerze. Zakochiwał się w Sehunie z każdym
dniem coraz bardziej. I nie uważał, że to coś złego. Czym był
świat Luhana? Sehunem. Życie Luhana było inne. Jakby bardziej
realne, a jednocześnie niesamowite. Kochał i był kochany. Mimo, że
Sehun nigdy nie wypowiedział tych słów. To po prostu było.
Nieuniknione. Nadchodzące z wieczności jak gwiazdy. Luhan już
nikogo nie próbował zniszczyć. No, może czasem samego siebie.
-
Pokażesz mi kiedyś jak grasz na fortepianie? - zapytał cicho Han.
-
A masz jutro czas? - Sehun odłożył pędzel na pokrytej gazetami
podłodze. Podszedł do Luhana i spojrzał na niego.
-
Naprawdę? Oczywiście, że mam czas! - wykrzyczał podekscytowany
Luhan. - Wiesz jak się cieszę?
-
Widzę - Sehun uśmiechnął się.- Hyung, uważaj...
Luhan,
zbyt podekscytowany zachwiał się lekko, a chwilę później był
już w ramionach Sehuna. Otworzył delikatnie oczy.
-
Przepraszam -wyszeptał.
-
Uważaj na siebie - Sehun pocałował z czułości Luhana w czoło, a
serce starszego zatrzymało się na chwilę. Maleńką chwilę, które
dla wszechświata jest niczym.
"Miłość
jest jedną z tych rzeczy, która łączy ludzi po to, aby ich
rozdzielić. " Dzień 93
♥
W
snach wszystko jest inne. Sny są jak kalejdoskop wspomnień. Burzą
mury wstydu przedstawiając w naszych głowach obrazy sytuacji,
których pragniemy. Luhan w swoich snach spotykał rodziców.
Wyglądali tak nierealnie, jak duchy. Roztaczali aurę, która
łagodziła każdy smutek.
-
Kocham cię, Luhan - szept jego mamy zabrał wszystkie jego
zmartwienia.
-
Ja ciebie też, mamo.
Delikatny
pocałunek w czoło.
-
Idę.
-
Dokąd?
-
Nie martw się, kochanie. Jesteś już tak blisko.
Biała
zjawa odwróciła się, odeszła znikając raptownie wśród płatków
śniegu ku nieskończoności.
♥
Ból.
Tak
idealny.
Perfekcyjnie
wypełniał go całego.
Od
środka.
Luhan
zamknął gruby tomik wierszy z hukiem. Po raz kolejny tego dnia
poczuł się zirytowany. Spojrzał na Sehuna, który leżał na ziemi
obłożony jakimiś papierami. Pomagał swojemu ojcu w rozliczeniach
i jak stwierdził, wolał to robić u Luhana niż sam w swoim pustym
domu. Był to pierwszy raz, gdy użył przy Luhanie słowa "dom",
ponieważ Sehun nie wiele o nim mówił. Nie, on w ogóle o nim nie
mówił. I Luhan wątpił, że jego donsaeng kiedykolwiek zaprosi go
w swoje progi.
Za
oknem roznosił się dźwięk letniego deszczu. Padało od rana.
Luhan przeklinał swojego innego Boga w myślał, ponieważ dziś był
ten dzień, w którym Sehun miał pokazać mu nową cząstkę siebie.
Ostatniej nocy był tak podekscytowany, że nie umiał zasnąć. Na
szczęście, zadzwonił Sehun i otulił Luhana miłą kołysanką
swoich słów. A to właśnie noce były najgorsze. Wtedy uświadamiał
sobie, że do niczego się nie nadaje, do niczego nie dąży, że nie
ma nikogo, komu by go brakowało, że tak naprawdę nie ma nic.
-
Dlaczego musi padać akurat w taki dzień? - westchnął głośno
zrezygnowany, po czym odłożył książkę na szafkę nocną i
dołączył do Sehuna. Młodszy wyglądał na bardzo skupionego.
Przeliczał coś zawzięcie na kartce papieru, i zdawał się nie
zwracać uwagi na jego towarzysza.
-
Hunnie- jęknął Luhan szturchając go lekko w ramię - Chcę już
tam iść. Chcę posłuchać jak grasz.
Sehun
przeniósł swój wzrok na Luhana i minęła sekunda zanim
zorientował się w sytuacji. Czasem był taki dziecinny. Ale Luhan
to w nim lubił.
Sehun
westchnął głośno jakby dając odpowiedz Luhanowi, że zgadza się
na wszystko. Posłał mu piękny uśmiech, wstał, potrząsnął
lekko głową i powiedział z rozbawieniem:
-
Ostatni na dole kończy malowanie sufitu.
-
Hej, to nie fair! - krzyknął Han zrywając się z ziemi i ruszając
w pościg za swoim dongsaengiem. Oboje zatrzymali się w holu
zakładając szybko buty i zarzucając na siebie kurtki. Luhan nawet
nie zamknął mieszkania. W tamtej chwili najmniej go to obchodziło.
Mieszkał na trzecim piętrze, więc dostanie się na dół zajmowało
trochę czasu. Świeże, pachnące deszczem powietrze owiało jego
twarz, gdy wybieg z klatki schodowej doganiając Sehuna. Ten tylko
uśmiechnął się lekko. Wyciągnął dłoń w stronę swojego
Hyunga, a ten chwycił ją z ufnością. Szli polnym krokiem w
nieznane Luhanowi strony.
-
Nie pozwolę ci zniknąć - powiedział cicho Luhan ściskając
mocniej sehunową dłoń. - Ponieważ pozwolić ci odejść to jak
otworzyć okno przed motylem. Nikt się nie łudzi, że motyl wróci.
-
Hyung - Sehun spojrzał z czułością na Luhana - Nie jestem motylem
tłukącym się o szybę i szukającym drogi ucieczki.
-
Nie odchodź, gdy jesteś dla mnie wszystkim. Tylko o to cię proszę.
-
Dobrze - Sehun uśmiechnął się lekko.
Nagle
pociągnął Luhana w swoją stronę, chroniąc go przed wejściem w
kałuże. Roześmiali się oboje. W drodze do szkoły muzycznej nie
odezwali się do siebie ani razu. Czasem nie trzeba z kimś
rozmawiać, aby czuć się dobrze w jego towarzystwie.
♥
Sehun
grał. (melodia, którą grał Sehun ♥) Grał bez patrzenia na klawisze fortepianu. Zamykał oczy i
dawał ponieść się muzyce, która oplątywała szczelnie jego
serce i umysł. To była pasja. Luhan patrzył jak długie palce
chłopaka delikatnie suną po czarnym-białych prostokącikach
wydając dźwięki, podobne do tych z nieba. Ten widok był
niesamowity. Sehun odkrywał jakąś cześć siebie, a Luhan mógł
po prostu patrzeć na nią z zachwytem. Melodia tak piękna, że była
balsamem dla duszy. Sposób, w jaki te wszystkie czynności łączyły
się ze sobą, był jak nieskończone niebo gwiazd. Sehun kochał
grać. Kochał dotykać wrażliwymi opuszkami swoich palców
porcelanowych klawiszy. Kochał dziki, które wydobywały się przy
ich dotykaniu. Kochał to całym sercem.
Utwór,
który Sehun zagrał nie należał do najweselszych. Znajdował się
gdzieś pomiędzy roześmianym dzieckiem, a nocnymi łzami.
Gorzko-słodki smak melodii. Dźwięk otulający każdy zmysł
słuchu.
Sehun
otworzył oczy i spojrzał na zachwyconego Luhana.
-
Jesteś niesamowity - wyszeptał Han. - Zawsze marzyłem, aby grać
na jakimś instrumencie, ale chyba się nie nadaję.
-
Jeśli wierzysz w coś niemożliwego, automatycznie to staje się
wykonalne - powiedział Sehun z uśmiechem.
-
Poznałem jakąś cześć ciebie, tak?
-
Nie mam przed tobą tajemnic, Hyung - obronił się młodszy. - Po
prostu są rzeczy, o które nie pytałeś.
-
A mogę zapytać teraz?
Milczenie.
Luhan wiedział, że musi odpuścić. Sehun od początku ich
znajomości był nieodgadnioną tajemnicą. I miał pozostać nią do
końca.
-
Sehun? - Luhan spojrzał w jego, czekoladowe oczy iskrzące się z
pasją.
-
Tak, Hyung?
-
Uwielbiam cię.
♥
"Muzyka
jest ważniejszym objawieniem niż wszystkie mądrości i jakakolwiek
filozofia. Dzień 94."
♥
Śmierć.
Przychodzi niespodziewanie. Porywa do swojego zamku każdego po
kolei. Nie zapomina. Pamięta. Docenia. Gnębi do ostatniego tchu.
Układa nasze puzzle. Boimy się jej, a jednocześnie wszyscy chcemy
iść do nieba. Śmierć jest naszym wybawieniem. Śmierć jest
pierwszym warunkiem nieskończoności.
-
Kiedy umarli skończą z żywymi - powiedział Sehun do Luhana. -
Żywi mogą zająć się własnymi sprawami.
-
A co z umarłymi? - zapytał Han, wdychając wilgotne powietrze
palmiarni. - Czym oni się zajmują?
Sehun
nie odpowiedział. Podkulił swoje nogi na ławce i oparł głowę o
swoje kolana. Spoglądał gdzie przed siebie na zielone, egzotyczne
rośliny znajdujące się w wysokim, szklanym budynku.
-
Ciężko jest dostać się do nieba - powiedział cicho. - Jeszcze
trudniej dostać się do piekła.
-
Dlaczego? - Luhan znów go nie rozumiał.
-
Gdy umierasz przechodzisz do krainy pomiędzy ziemią a niebem.
Anioły nazywają to nieboskłonem. Każdego umarłego czeka tam
ciężka praca.
-
Jaka?
-
To trudne.
-
Powiedź mi.
-
Muszą przestać zadawać pytania o swoją śmierć. Muszą przestań
pytać, dlaczego to właśnie oni zginęli, a nie ktoś inny. Muszą
przestać badać próżnię, którą stworzyła ich śmierć. Muszą
przestać pragnąć pewnych odpowiedzi. To cholernie trudne.
Luhan
definiował śmierć w inny sposób. Jego Inny Bóg wskazywał mu
inne idee. Idee, które były jak gwiazdy. Niestety chłopak nie
umiał ułożyć ich w konstelacje.
-
Wierzysz w życie po śmierci? - zapytał znienacka Sehun.
-
Wieczność...Nie wierzę w coś, co nie jest ustabilizowane, pewne.
Potrzebuje czegoś stałego, ziemskiego - odpowiedział Luhan.- A ty?
-
Ja nie wiem - Sehun westchnął. - Umarli umierają. Oni wszyscy
odchodzą i nigdy nie wrócą. I właśnie w tym leży problem. Gdyby
mogli wrócić, przekazaliby nam wiedzę o tym, co jest po drugiej
stronie. Świat niszczy nas wszystkich. Życie całe jest do dupy.
Luhan
roześmiał się głośno. Jakaś kobieta przechodziła obok z
malutkim niemowlęciem na rękach. Luhan zrozumiał, że cud jest w
nas. Rodzimy się, żyjemy, umieramy. Uczymy się, znajdujemy pracę,
zakładamy rodziny i żyjemy, a potem i tak umieramy. Han chciał
przełamać ten schemat. Chciał złamać te normy i dokonać czegoś
niezwykłego. Tylko, że czas nieubłaganie zbliżał się do końca.
Sekunda za sekundą.
-
Boję się śmierci. Nie chcę umierać. Będziesz ze mną aż do
śmierci? - szept Luhana przyozdabiały dźwięki płaczu.
Sehun
nie odpowiedział.
-
Kocham cię, Sehun - wyszeptał Luhan wpatrując się w pustą
przestrzeń. W zależności od położenia istniały między nimi
inne zależności.
„Marnujemy
życie - tęskniąc, kochając, raniąc. Dzień 97.”
♥
-
Ja go kocham. Teraz wiem, że naprawdę go kocham, bo za nim tęsknię.
Właśnie teraz. Tęsknię jak cholera.
Luhan
spuścił wzrok na swoje trampki. Ciszę zakłócało tykanie zegara,
który wisiał na ścianie.
-
Nawet go nie znasz. - Sin był sceptyczny, jeśli chodziło o relacje
Luhana z Sehunem. I nie ukrywał tego.
-
Nie znam? Jest przy mnie od jakiś czterech miesięcy. Każdego dnia.
Znam go. Ufam mu.
-
Nie będę Ci mówił, co masz robić, ale zastanów się dwa razy. I
cieszę się, że znalazłeś sobie towarzysza. Sehun zapewne jest
wspaniałym człowiekiem - starszy mężczyzna uśmiechnął się
lekko.
-
Tak, jest. Jest moją definicją idealności.
Luhan
sam się zdziwił, że mówił o tym z taką łatwością, że
potrafił o tym rozmawiać.
-
Ludzie się zakochują. Należą do siebie, bo to jedyna możliwość,
by być szczęśliwym. Więc życzę ci tego, Luhan. Życzę ci
szczęścia. Być może to jest tak, że Bóg w najcięższych
chwilach stawia na naszej drodze najlepszych ludzi. Albo to po prostu
czysty fart. Zero przeznaczenia. Musisz najpierw to ocenić, a potem
do tego dość, Luhan. Musisz znaleźć główny sens.
-
Postaram się.
♥
-
Chcemy zwrócić na siebie uwagę wszechświata. Chcemy być przez
niego zauważeni. Ludzie ignorują się nawzajem. Nie zwracaj na
siebie uwagi. Na świecie jest tyle ludzi... A wszechświat jest
bardzo duży. W tym problem. Jesteśmy nicością dla wszechświata.
Człowiek chce, aby wszechświat zwracał uwagę tylko na niego, ale
to po prostu niemożliwe, ponieważ jest nas za dużo.
-
Ale dlaczego? Dlaczego ludzie tak bardzo tego chcą? - zapytał
Luhan, po czym upił łyk swojej truskawkowej Bubble tea.
-
Być może jesteśmy zadufanymi w sobie egoistami. Może nie
rozumiemy praw wszechświata. Przyznam się, że nie wiem, ale to
odczuwam. - odpowiedział Sehun głęboko zamyślony.
Siedzieli
na ławce w parku. W piękny wiosenny dzień pijąc bubble tea.
-
Wszechświat jest dziwny - wymamrotał cicho Luhan.
-
Tak. Bardzo. Czasami wydaje się, że wszechświat chce zwrócić na
siebie uwagę. I w to właśnie wierzę. Wierzę, że wszechświat
chce, byśmy go zauważali. On pragnie tego samego, co my. Pragnie
uwagi...Zapomniałbym! - Sehun nagle się ożywił i wyciągnął w
kieszeni swojej bluzy, małe, kwadratowe pudełeczko. - To dla
ciebie. Magiczne pudełeczko na moje magiczne karteczki.
Luhan
ucieszył się jak dziecko i dokładnie przyglądał się pudełeczku.
-
Właściwie, po co dajesz mi te karteczki? - zapytał zaraz po
podziękowaniu za prezent.
-
Mają nauczyć cię żyć.
-
Dziękuję.
Niedaleko
nich znajdował się plac zabaw. Dzieciaki grały, biegały, bawiły
się nie dając odpocząć uszom przechodniów. Ich matki siedziały
na ławkach rozmawiając i jednocześnie pilnując swoich pociech.
-
Kiedy wymawiam słowo "przyszłość" pierwsza sylaba
odchodzi już do przeszłości. Kiedy wypowiadam słowo "cisza"
niszczę ją. Kiedy wypowiadam słowo "nic" stwarzam coś,
co nie mieści się w żadnym niebycie. To absurdalnie zabawne.
Kawałek
nieba nad głową Luhana, był w kolorze spojrzenia Sehuna.
-
Każdy człowiek ma wady - kontynuował Luhan wpatrując się w
sehunowe oczy. - Jednak oczekuje od innych nieskazitelności.
-
Ponieważ ludzie źle definiują swoje moralności - powiedział
Sehun lekko rozbawiony filozoficznym myśleniem swojego hyunga. Luhan
był jego iskierką w oceanie wieczności. Niebieskim oceanie. I
Sehun wiedział, że wieczność to tylko kompozycja z chwil
obecnych.
„Bubble
tea bez taro, to nie Bubble tea, to zwykły sok. Dzień 99.”
♥
Luhan
wpatrywał się w kościelny ołtarz tępym wzrokiem. Spodziewał się
wszystkiego, ale nie tego, że Sehun najzwyczajniej w świecie
zabierze go do kościoła. Białe niebo nad ich głowami miało złotą
poświatę, było jak chóry aniołów. Budynek kościoła był
stosunkowo wysoki, nowoczesny i duży. Była to pora dnia, gdy
gwiazdy budzą się ze snu, więc oprócz pewnej starszej kobiety,
nie było nikogo. Luhan nie wierzył w Boga. Miał swoje własne
bóstwo, które czcił - Słońce. To ono było jego Bogiem. Jego
idee były inne. Wraz ze śmiercią rodziców stracił nadzieję, że
Bóg naprawdę istnieje. W jego mniemaniu, gdyby istniał Luhan nie
zostałby sam, rodzice by żyli, a on sam byłby teraz szczęśliwy.
Jednak On go zawiódł. Pokazał swoją złą stronę mocy. Stał się
tylko wspomnieniem. Tym, które, gdy odnajdą światło, wydostają
się na zewnątrz i sprawiają, że na ciele pojawia się gęsia
skórka. Czyste zło.
Inny
Bóg Luhana był dobrym bogiem. Uczył, że należy zamykać się w
sobie i zatrzasnąć serce na tysiąc spustów, aby nikt go nie
złamał. Pokazywał drogi egoizmu, zła i spustoszenia. Ale nie
złego zła. Tylko tego dobrego zła. Zło jest przecież potrzebne.
Pełni część kontrastu świata. Zło i dobro równoważą się
wzajemnie. Działają jak huśtawka. Nie można zachwiać tej
równowagi świata. Bóg Luhana nauczył go wielu rzeczy. Na przykład
tego, że nadzieja przychodzi do człowieka wraz z drugim
człowiekiem. Dla Luhana takim człowiekiem był Sehun. Dopóki go
nie poznał jego świat był nijaki, bez nadziei, planów, bez życia.
Wraz z Sehunem przyszła mała iskierka nadziei i strzępek miłości.
Luhan przykuty był do przeszłości, a Sehun go uwolnił.
-
Dlaczego? - wyszeptał Luhan przystając przy wielkim ołtarzu, na
którym zawieszone były obrazy, a na nich płomienne tłumy
milczących aniołów dających miłość, lecz nieotrzymujących nic
w zamian. - Dlaczego tu?
-
Chcę ci pokazać coś niezwykłego - powiedział Sehun miękko.
Chwycił dłoń swojego hyunga i pociągnął go ze sobą zmuszając
do klęknięcia. - Zastanawiałeś się, dlaczego ludzie są tacy
zimni i smutni? Dlaczego nie zwracają uwag na innych? Dlaczego
przechodzą obojętnie obok ludzkiego cierpienia?
Nie,
Luhan nigdy o tym nawet nie myślał. Wiedział, że ludzie tacy są,
ale nie zastanawiał się, dlaczego.
-
Człowiek jest tylko imitacją istnienia - wyjaśnił Sehun. - Ludzie
żyją obok siebie, ale w różnych światach. Mało jest na ziemi
prawdziwych aniołów. Większość ludzi myśli, że bycie egoistą
im pomoże. Boją się pomagać. Boją się o swoją przyszłość.
Tylko wiesz, co? Nieskończona przyszłość sprawia, że zyskanie
znaczenia w taki sposób staje się niemożliwe. Traci na wartości.
Ludzie żyją dla pieniędzy. Pieprzony schemat idealnego życia.
Zarabiać i wydawać. Myślą, że idą do przodu z postępem, ale to
głupota. Rozpamiętują przeszłość, aby uciec od teraźniejszości.
Cofają się do tyłu. Są zaślepieni. Nie mówię, że nie jestem
taki, ale wydaje mi się, że dostrzegam więcej, Nazwałeś mnie
Aniołem, Hyung. I może po części nim jestem.
-
A co z Bogiem? - zapytał Han prawie szepcząc.
-
Życie jest jak puzzle. Zamiast cieszyć się elementami, które
ułożyliśmy, zwracamy uwagę na te, których nam brakuje. Bóg z
kolei podkłada nam pod noc szanse, aby ułożyć wszystkie elementy.
Problem jest w tym, że ludzie nie wierzą. Gdyby uwierzyli
zobaczyliby te szanse. Bóg nikogo nie skreśla. Zawsze można się
nawrócić, zacząć od nowa, żyć według jego zasad. Nawet
wierzący popełniają samobójstwa i morderstwa, wiesz? Każdy z nas
albo zabił jakieś uczucie w innych albo zabił coś w samym sobie.
A Bóg wybacza.
Luhan
milczał. To za dużo. Jego umysł pojmował tylko niektóre fakty.
-
Więc... - zaczął niepewnie po minutach ciszy. - Co powinienem
teraz zrobić?
-
Uwierzyć.
-
Postaram się...
-
Uwierz, że nic nie dziej się bez przyczyny. Wszystko ma swój cel.
Wszystko jest zaplanowane przez Boga.
I
Luhan w to właśnie uwierzył.
„Nie
zapomnij pomodlić się wieczorem, aby Bóg nie zapomniał obudzić
cię rano. Dzień 130.”
♥
Kim
Jongin był tancerzem. Uczęszczał do jednej z seulskich szkół
muzyczno-baletowych. Jego pasja sprawiała, że był postrzegany,
jako niezwykle utalentowany człowiek. Okazywano mu szacunek i
chwalono za każdy postępek. Był ulubieńcem.
Pani
Zang - dyrektora szkoły, do której uczęszczał Jongin - pewnego
dnia wezwała go do siebie oznajmiając, że ma ważną sprawę.
Chłopak musiał oczywiście się zgodzić. Pani Zang czekała na
niego w jednej z sali muzycznych.
-
Jongin - oznajmiła, gdy tylko zobaczyła swojego ucznia. - Ufam Ci
aż za bardzo. Masz tego świadomość, prawda?
Chłopak
kiwnął głową lekko zdezorientowany. Przez okno wdarł się
podmuch wiosennego wiatru burząc jego idealną fryzurę.
-
To - rzuciła starą gazetę na stolik, przy którym stała. -
Wytłumaczysz mi to, tak?
Jongin
stał się blady. Krew zatrzymała się w jego żyłach. Zamroził
swój umysł, a przed oczyma mignęły mu wspomnienia i pytania.
Pytania, na które znał bardzo dobrze odpowiedź.
Gazeta
pochodziła z 1949 roku. Nagłówek brzmiał: Dwóch młodych
chłopców zamordowano w szkole Birmat Zang. Na samym środku
widniało zdjęcie dwóch chłopców ubranych w mundurki szkolne.
Zdjęcie Jongina i Sehuna.
♥
Luhan
usłyszał głos Sehuna gdzieś z oddali. Jakby dzieliła ich szklana
ściana. Dryfował
Otworzył
leniwie oczy i ujrzał nad sobą zmartwioną twarz swojego donsaenga.
-
Jak się czujesz? - usłyszał głos jakieś kobiety, a potem czyjaś
ciepła dłoń znalazła się na jego czole. Mrugnął szybko
próbując wyplątać się z objęć strachu.
-
Ja… Chyba d-dobrze - wyszeptał odzyskując zmysły. - Co się
stało?
-
Zemdlałeś - odpowiedział szybko Sehun. - znalazłem cię
nieprzytomnego w twoim mieszkaniu. Ale już wszystko w porządku.
Pielęgniarka
pomogła Luhanowi usiąść. Głowa bolała go niemiłosiernie.
Rozejrzał się po pomieszczeniu i stwierdził, że znajduje się w
szpitalu.
-
Jeszcze dziś stąd wyjdziesz. Dojdziesz do siebie, spokojnie.
Pielęgniarka
uśmiechnęła się szczerze, po czym opuściła pomieszczenie. Luhan
skierował swój wzrok na Sehuna, który chwycił go za rękę,
przypominając, że jest obok.
-
Będzie dobrze - powiedział młodszy łagodnie.
W
tamtym momencie Luhan coś zrozumiał. Zrozumiał, że czas ucieka.
Gna do przodu i nie martwi się, czy ludzie zdążą, czy też nie.
Czas jest bez skrupułów. Zabija plany, a nawet i uczucia. Spycha na
sam skraj. A gwiazdy nigdy nie odchodzą. Czasem my po prostu ich nie
zauważamy.
„Gwiazdy
się kocha. Patrzy na nie. I nigdy nie zdobywa. Dzień 143.”
♥
-
Co ta za miejsce?
Luhan
poczuł tępy ból w kościach i odwrócił się gwałtownie, gdy
Sehun dotknął jego ramienia.
-
Pokój dźwiękoszczelny - odpowiedział Sehun.
Pomieszczenie,
w którym się znajdowali było niewielkich rozmiarów. Ściany
lśniły pokryte idealnie białą farbą. Dobry obserwator mogły
powiedzieć, że wszystko w tym pokoju jest śnieżnobiałe i nie
można znaleźć żadnej plamki. Po pewnym czasie Luhan dostrzegł,
że podłoga, ściany i sufit są z białego plastiku. Poczuł się
jak w puszcze konserwowej, które kupują starsi ludzie, gdy tracą
ochotę na jakiekolwiek ludzkie czynności jak na przykład
gotowanie. Uśmiech przebrnął przez jego twarz, gdy dotarło do
niego, o jakich absurdalnych rzeczach myśli. Biel działała w
kojący sposób dla oka. Oczyszczała myśli, napełniała duchem i
stanowiła swoistego rodzaju portale do innej czasoprzestrzeni w jego
umyśle.
Sehun
stał za nim uśmiechając się lekko. Luhan pomyślał w tamtym
momencie, że bardzo chciał wiedzieć, co siedzi z głowie jego
donsaenga.
-
Znów muszę zadać ci te samo pytanie, co zawsze - rzekł w końcu
Han. - Dlaczego mnie tu zabrałeś?
-
Są dwa powody - odpowiedział Sehun wkładając swoje ręce do
kieszeni jeansowych spodni. – Po pierwsze chcę żebyś się
uwolnił, tutaj możesz krzyczeć i nikt cię nie usłyszy,
oczywiście poza mną. Możesz też siąść, milczeć i posłuchać
ciszy. A po drugie, to świetna zabawa i uznałem, że przyda się
nam odrobinę rozrywki.
-
Jak zwykle pomysłowy - roześmiał się Luhan siadając po turecku
na śnieżnobiałej podłodze. Chwilę później Sehun poszedł w
jego ślady. Wpatrywali się w siebie w zupełnej ciszy. Luhan
słyszał tylko ich równomierne oddechy.
Dla
Sehuna Luhan był piękny. Wszystko w nim było piękne. Nie chodziło
o samo pojęciem piękna ciała, lecz duszy. Tak, Luhan miał piękną
duszę. Niewinną, czystą, bardzo wrażliwą. Sam właściciel tego
piękna nie dostrzegał wartości, jaką podarował mu Bóg. Han żył
w głębokiej nieświadomości, że ktoś w ten sposób go definiuje.
Sehun
mało mówił o swoich uczuciach. Był skryty i zamknięty. Często
uciekał w najdalsze zakątki mroku wieczności, która otaczała
takaże Luhana. Ich relacje były pojęciem niezależnym. Czymś, co
jest, ale nie należy zaprzątać sobie tym głowy. Sehun odchodził
każdego kolejnego wieczoru i wracał każdego kolejnego ranka. I to
było cenne. Luhan noce spędzał przesiadując na balkonie i
wpatrując się w gwiazdy. Często zastanawiał się, co jest dalej.
Teoria wielkiego wybuchu, wszechświat, galaktyki, układy słoneczne,
planety, supernowe. On nie wierzył, że to istnieje tylko z jego
punktu widzenia,. Chciał mieć pewność, że dalej, w głąb jest
coś, co przekracza ludzie wyobrażenia i nie mieści się w żadnym
bycie. Wierzył, że może w innym wszechświecie byłby
szczęśliwszy, miałby inne życie. Łatwe życie.
Głucha
cisza grała w jego uszach powodując bolesny ból głowy. Czuł się
wyczerpany.
-
Chciałbyś coś wykrzyczeć światu? - zapytał Sehun.
Luhan
roześmiał się głośno z nieuzasadnionego powodu. Po części był
w tamtej chwili szczęśliwy. Ale tylko po części. Nie wiedział,
co chciałby wykrzyczeć. Wolał milczeć. Pokręcił przecząco
głową i wyglądał przy tym tak słodko, że Sehun uśmiechnął
się szeroko.
-
Dlaczego budujesz wokół siebie mur?
Pytanie,
które zadał Luhan było lekko wyrwane z kontrastu, niepasujące do
chwili. Jednak w przypadku tej dwójki zmieniało się to często.
Raz potrafili rozmawiać na błahe tematy, a już chwilę później
zaczynali poważną rozmowę.
-
Ze strachu - odpowiedział Sehun. - mury buduje się najczęściej ze
strachu. Ze strachu, że w przeciwnym razie nie będzie można
utrzymać spokoju i porządku.
Luhan
zmarszczył brwi w lekkiej frustracji.
-
Boisz się? Mnie?
-
Nie - zaprzeczył szybko młodszy. - Nie ciebie. Boję się tego, co
czuję, gdy przebywam z tobą.
-
Kochasz mnie - wyszeptał Han.
Była
to jedna z rzeczy, które są zapominane zaraz po wypowiedzeniu.
Jakby nie miały prawa istnieć. Luhan nie wiedział, czy powiedział
to z jakiegoś konkretnego powodu. Po prostu pozwolił swojej mowie
się uwolnić. Gdzieś w jego umyśle przemknęło mu ich pierwsze
spotkanie. Obraz idealny. Wydawało się, że to było całe wieki
temu, jakby przeżyli krótką, ale mimo to nieskończoną wieczność.
Niektóre wieczności są większe niż inne.
„Człowiek
jest syntezą nieskończoności i skończoności, doczesności i
wieczności, wolności i konieczności. Dzień 161”
♥
Luhan
egzystował jakby pomiędzy byciem czyimś wspomnieniem, a staniem na
krawędzi. Jednego dnia czuł przeraźliwie niemożliwe szczęście,
a drugiego wisiał w próżni, jaką tworzył smutek w jego sercu.
Martwił się wieloma sprawami. Nurtowały go pytania, na które nie
znał odpowiedzi. Jednak w tym całym natłoku myśli zrozumiał
kilka rzeczy, które były swojego rodzaju świadectwem. Sehun
nauczył go cieszyć się z małych rzeczy. To było cenne.
-
Dla ludzi psychicznie chorych szczęściem są na przykład spacery
po parku. Cudownie się na to patrzy - mówił Sehun, a Luhan go
słuchał i zapamiętywał jego słowa, jakby były niesamowicie
ważne. A może takie właśnie były?
♥
-
Hyung, wyglądasz naprawdę zabawnie.
Po
pomieszczeniu rozniósł się śmiech Sehuna. Luhan, lekko
sfrustrowany, uderzył młodszego chłopaka w ramię
-
Nie wolno śmiać się z hyunga - przeczesał mokre, sterczące na
wszystkie strony włosy. W lustrze złapał rozbawione spojrzenie
swojego donsaeng.
-
No, przestań! - oburzył się Han. - Nie moja wina, że postawiłeś
tam tą farbę!
Jeszcze
kilkadziesiąt minut temu Luhan chodził po swoim mieszkaniu i
krzyczał w wniebogłosy. A to wszystko przez to, że Sehun postawił
farbę, która została po remoncie, na szafie, a Luhan szukając
czegoś w niej nabawił się syndromu: białej głowy: właściwe
przez przypadek.
-
Sehun. Przestań się śmiać - ostrzegł z poważną miną.
-Sh,
Hyung - Sehun delikatnie przytulił go od tyłu. Położył głowę
na ramieniu starczego i uśmiechnął się ciepło. Serce Luhana
zamarło na jedną sekundę. Jedną małą sekundę, która dla
wieczności jest niczym.
-
Nie bądź na mnie zły, Hyung - wyszeptał Se Hun, a Luhan zamknął
oczy na sekundę. Jedną małą sekundę, która dla wieczności jest
niczym. Zebrał się w sobie i odpowiedział:
-
W porządku. Stało się.
Jego
głos był stanowczy. Jakby chciał pokazać, że się nie złamie.
Sehun złożył motyli pocałunek na szyi Luhana.
Niezrozumiałe
uczucia. Han wciąż wpatrywał się w ich odbicie w lutrze, jakby
bał się, że ta nieskończoność dobiegnie końca.
-Sehun
- powiedział miękko. Nie, to nie było zapytanie, zwątpienie. To
było stanowcze wypowiedzenie czyjegoś imienia, ale bez oczekiwań.
Sehun
chwycił go za ramiona i delikatnie obrócił w swoją stronę. Nie
spuszczał z niego wzroku. Luhan czuł ciepło jego ciała i
przyjemny waniliowy zapach. Sehun powędrował dłonią do jego
gładkiego policzka. Dotyk był tak delikatny jak chmury przesuwające
się leniwie po czerwcowym niebie. Luhan dostrzegł jak oczy Sehuna
wspaniale błyszczą. Były jak małe kryształki rozjaśniające
mrok. Jak światełka nadziei. Sehun przybliżył się jeszcze
bardziej, a ich usta łagodnie się zetknęły. Pocałunek był
delikatny, czuły i subtelny. Jak motyle skrzydła uderzające o
sklepienie nieba. Gdy odsunęli się od siebie żaden z nich nie
wypowiedział ani jednego słowa. Wpatrywali się w swoje oczy, jakby
szukali strzępków miłości. Luhan posiadał ich dużo. A w oczach
Sehun dostrzegł ich jeszcze więcej. To była ich mała,
nieskończona wieczność w upływającym czasie.
„Nawet,
jeśli niebo zmęczyło się błękitem, nie trać nigdy światła
nadziei. Dzień 163.”
♥
Mocny
wiatr spowodowany przeciągiem sprawił, że drzwi zamknęły się
mocno z hukiem. Mała, drobna dziewczynka podskoczyła lekko na
swoich białych sandałkach. Miała pięć lat. Obróciła się w
stronę w owych drzwi, a wiatr potargał jej falowane włoski.
Zaciekawiona weszła głębiej do pomieszczenia, które okazało się
być małym pokojem, być może była to sypialnia. Idealnie białe
ściany, drewniana podłoga, która skrzypiała przy każdym kroku
drobnej istotki i drewniana szafa niewielkich rozmiarów. Jej drzwi
były lekko uchylone.
-
Mel?!
Dziewczynka
zignorowała wołanie swojej matki. Podeszła bliżej i uklęknęła
przy szafie, jej biała sukienka zawinęła się lekko. Dziewczynka
zaglądnęła do środka ignorując uporczywe łomotanie małego
serduszka. Na dnie mebla leżało małe, kwadratowe pudełeczko.
Wyglądało tak, jakby ktoś specjalnie je tam zostawił. Malutka
istotka sięgnęła po nie i zdmuchnęła kurz z wieczka. Uśmiech
pojawił się na jej twarzy. Otworzyła pudełeczko drżącymi
dłońmi. Jej błyszczące oczka zobaczyły stos beżowych karteczek
z nutką. Na każdej było coś napisane.
Dziewczynka
usłyszała za sobą lekki ruch i odwróciła się gwałtownie.
-
Kim pan jest? - zapytała wysokim tonem.
-
Mieszkałem tu kiedyś - odpowiedział nieznajomy, który pojawił
się znikąd.
-
Och - uśmiechnęła się lekko. - Teraz moi rodzice będą tu
mieszkać.
Zachwiała
się lekko na boki zakładając ręce za sobą. Nieznajomy posłał
jej uśmiech.
-
Możesz coś dla mnie zrobić? - zapytał.
Dziewczynka
skinęła szybko głową kilka razy w geście zgody.
-
Poproś rodziców żeby to był twój pokój. A to pudełeczko -
wskazał na kwadratowy przedmiot, który dziewczynka wcześniej
odłożyła na ziemię. - schowaj i zachowaj w sekrecie, dobrze?
-
Dobrze. Jak ma pan na imię? Ja jestem Mel - wyciągnęła dłoń na
powitanie. Nieznajomy uścisnął ją lekko.
-
Jestem Luhan. Miło cię poznać, Mel.
-
Mel, gdzie jesteś?!- z pokoju obok dobiegł krzyk kobiety.
-
Muszę już iść - odezwał się nieznajomy.
Chwilę
później do pokoju wpadli rodzice dziewczynki zmartwieni jej nagłym
zniknięciem, a nieznajomy zniknął.
-
Do zobaczenia - wyszeptała Mel cicho. Pewna tego, że dotrzyma
złożonych obietnic.
♥
-
Czym jest szczęście?
Luhan
zamrugał kilkakrotnie, aby po chili spojrzeć Sehunowi w oczy.
-
Szczęście to ty i ja. Razem. Jesteśmy godnym szczęściem.
Sehun
uśmiechnął się, a Han odwzajemnił jego uśmiech. Ich wieczności
łączyły się z każdym uśmiechem. Jednocześnie były
nieosiągalne. Czas mijał. Zbliżał się do końca, a oni żyli w
swojej nieskończoności.
-
Chodź - Sehun wyciągnął swoją dłoń w stronę starszego. -
Zatańczmy.
Luhan
roześmiał się głośno i melodyjnie podążając za młodszym.
Lubił, gdy jego donsaeng zachowywał się szalenie i gubił swoją
maskę powagi. Z pokoju obok dochodziła lekka, fortepianowa muzyka.
Luhan często słuchał radia. Zazwyczaj muzyki klasycznej. Kojarzyła
mu się z Sehunem, jednocześnie łagodziła każdy smutek. Była jak
lek na jego lęki.
Luhan
objął Sehuna mocno kołysząc się do spokojnej muzyki. Czuł bicie
jego serca, ciepło jego ciała i waniliowy zapach. I to było dla
niego niesamowite. Jakby trzymał w swoich ramionach najcenniejszy
skarb. I Luhan wiedział, że każdy chce się tak czuć. Każdy chce
być czyimś skarbem. Uśmiechnął się naprawdę szeroko, a
szczęście przepełniło jego serce Wiedział, że to wszystko się
skończy, że to minie, że ich nieskończona wieczność ulegnie
racjonalnej samo destrukcji, gdy czas dobije do punktu zero.
-
Gdy odejdziesz - odezwał się Han. - Chcę umrzeć.
-
Hyung, nie możesz. Musisz żyć. Ja odejdę, ale ty zostaniesz.
Ludzie wokół ciebie zabijają się sami nie wiedzą jak żyć
godnie, ale ja ciebie nauczyłem. Pokazałem ci jak żyć. Więc żyj
jak najdłużej będziesz mógł.
Ramiona
Sehuna objęły go mocniej. Luhan wiedział, że młodszy chciałby
jego życie było piękne, wspaniałe, szalone i niezapomniane. Ale
to tylko życie. Ono też ulega autodestrukcji.
-
Chcę umrzeć godnie.
Cichy
szept.
-
Nie można umrzeć godnie. Można żyć godnie, ale nie umrzeć.
Luhan
pobladł, nagle odsunął się od Sehuna i spojrzał mu w oczy.
Czekoladowe, błyszczące oczy. Jego twarz wyrażała strach, miał
ochotę walnąć głową w ścianę. Chciał czuć strach, ale bez
lęku. Zdał sobie sprawę, że to naprawdę się stanie. Sehun
odejdzie, a on umrze jak zwierzę, nic nie znacząc. Jego śmierć
nie będzie mieć znaczenia. Wszystko przepadnie w nicość. Bolała
go świadomość tego, co miało nastąpić.
-
Chcę być przy tobie - wyszeptał, a jego wyraz twarzy złagodniała.
- Do końca.
Na
twarzy Sehuna pojawił się nikły uśmiech.
Było
dość późno. Światła powoli zaczęły gasnąć, a oni stali w
mroku wpatrując się w swoje błyszczące oczy. Byli w stanie
pomiędzy istnieniem, a życiem.
Luhan
czasem żałował. Żałował, że poznał Sehuna, ponieważ
wiedział, że ten go opuści. Wszyscy zawsze go zostawiali. Powinien
się do tego przyzwyczaić. Jednak z Sehunem było inaczej. Kochał
go. A odejście ukochanej osoby łamie serce. Jednak uczucie żalu
opuszczało go w momencie, gdy spoglądał w błyszczące oczy
młodszego, w którym odbijały się miliony gwiazd z nocnego nieba.
-Zapamiętamy
tę noc - wyszeptał Sehun, a Luhan nie zdążył nawet zareagować,
ponieważ, gdy zimne wargi Sehuna dotknęły tych jego, zatracił się
kompletnie. W dotyku, miłości, poczuciu szczęścia, poczuciu
życia. Ich pocałunek był słodki, pełen czystej, niczym
niezakazanej miłości. Miłości, która powinna trwać wiecznie.
Gdy Sehun przejechał dłonią po jego klatce piersiowej, aby
zatrzymać się na jego talii, Luhan stracił możliwość myślenia.
Se hun przyciągnął go do siebie jeszcze bliżej. Był taki zimny.
Luhan często zastanawiał się nad tym. Jednego dnia jego dotyk był
ciepły, wręcz gorący, a następnego lodowaty. Jakby gdzieś po
drodze wraz z przemijającym czasem tracił cechy czyniące go
człowiekiem, a następnie w wypadku jakieś niefortunnej pomyłki
otrzymywał je z powrotem. I tak w kółko.
Oddech
Luhana przyśpieszył. Ich pocałunki stawały się bardziej
namiętne, ale były wciąż tak samo delikatne, To tak, jakby Sehun
chciał w każdej czynności uchronić wrażliwość Luhana. Han czuł
jak jego skóra stawała się gorąca, a serce łomotało w piersi.
-
Bóg sprawił, że się spotkaliśmy. I sprawi, że spotkamy się
znowu - powiedział cicho Sehun, gdy oderwali się od siebie, by
wziąć kilka głębokich wdechów. - Obiecuję.
Obietnice.
-
Nie. Nie obie… - zaczął Luhan, ale młodszy skutecznie mu
przerwał.
-
Shh. Wiem, że nie lubisz obietnic, Hyung. Ale ta zostanie spełniona.
Złamałem wszystkie zasady, dlatego będę walczył.
Luhan
nie wiedział co robi, ale gdy Sehun wypowiedział te słowa chwycił
kołnierzyk jego białej koszuli i zainicjował kolejny pocałunek.
Sehun
chciał walczyć o bycie przy Luhanie.
Ta
myśl w umyśle Luhana sprawiła, że wszystkie dotychczasowe bariery
złamały się i odeszły w nicość.
Dla
Luhana dźwięki z zewnątrz jakby ucichły, gdy Sehun popchnął go
lekko w stronę łóżka. To uczucie jakby świat się zatrzymał
właśnie dla nich. Jakby czekał na ich koniec, na odejście, łzy i
smutek.
Luhan
lubił zimne palce, szczególnie wtedy, kiedy dotykały jego
rozgrzanej skóry. Każdy milimetr odległości między nimi, był
powodem jego agonii, więc gdy opadł na idealnie białe
prześcieradło, a Sehun podążył za nim, uśmiechnął się.
Naprawdę się uśmiechnął. Naturalnie, szczerze. Sehun całował
jego bladą skórę szyi znacząc ją delikatnie, a jego ręka powoli
wkradła się pod koszulkę starszego. Luhan natomiast objął rękami
jego szyję i zacisnął dłoń na jego karmelowych włosach, gdy
młodszy znalazł jego czuły punkt tuż za obojczykiem. Idealność
w każdym szczególe. W tamtym momencie naprawdę oboje byli idealni,
bez skazy.
Sehun
wpatrywał się w oczy Luhana, gdy ten powoli rozpinał jego koszulę.
Guzik, za guzikiem. Wolno, nigdzie się nie spiesząc. Jakby chciał,
aby ta chwila trwała wieczność. Młodszy dostrzegł w oczach
swojego Hyunga wiele emocji. Od pożądania, miłości, szczęścia,
do żalu i smutku, spowodowanym świadomością, że to ich ostatnie
momenty. Chwilę później koszula Sehuna leżała już na ziemi, a
obok niej koszulka, która należała do starszego. Ich oczy wciąż
były skierowane na siebie. Wciąż wpatrywali się w siebie łamiąc
bariery wstydu. Sehun pocałował delikatnie wewnętrzną stronę
dłoni Luhana, na co ten zachichotał cicho. Młodszy całował każdy
centymetr ciała chłopaka. Chciał go smakować, poznawać i uczyć
się go. Jakby chciał zatrzymać wrażliwość skóry Luhana w swoim
umyśle i wracać do niej w każdej chwili, gdy będzie czuł
nostalgię. Dla Luhana dotyk Sehuna był jak szept. I wiedział, że
zapach wanilii będzie wracał do niego często.
-
Mam łaskotki - wymamrotał Luhan cicho, gdy Sehun całował jego
gładki brzuch.
-
Jesteś strasznie blady - wyszeptał młodszy dmuchając na rozgrzaną
skórę Hana, przez co ten jęknął cicho.
-
Zawsze byłem.
Nie
był pewny, czy jego donsaeng usłyszał to, co powiedział, ponieważ
jego głos zatrzymał się gdzieś w połowie, gdy dłoń Sehuna
zacisnęła się na jego kroczu. Odchylił głowę do tyłu
uporczywie starając się znaleźć coś, na czym mógłby zacisnąć
pięści, ale natrafił tylko na białą kołdrę.
Sehun
wrócił do niego wpijając się w jego usta i zaczynając gorący
taniec ich wrażliwych języków. Dźwięk odpinanego zamka przy
spodniach był czymś, co Han miał zamiar zapamiętać do końca.
Młodszy znów całował jego szyję, a jego ręka wkradła się pod
bokserki starszego, wywołując u Hana głośny jęk. Chciał to
wszystko pamiętać i wracać do tego, gdy Sehun odejdzie.
-
Jesteś taki piękny - wyszeptał Sehun do jego ucha jednocześnie
zsuwając z chłopaka spodnie wraz z bokserami.
Luhan
uśmiechnął się. Miał wrażenie, że każdy najmniejszy dotyk
jest jak literka. Litery układają się w wyrazy, wyrazy w zdania i
powstaje historia. Tak właśnie. Oni tworzyli soją własną
niepowtarzalną historię o miłości, gwiazdach, wieczności i
nieskończonościach. Historię o dwóch sercach bijących tym samym
rytmem.
Luhan
patrzył jak Sehun odpina pasek w swoich spodniach, aby po chwili
ściągnąć je z siebie i wrócić do niego całkiem nago, ale
niebezbronny. Raczej zagubiony i odnaleziony.
-
Kiedy odejdę - wyszeptał Sehun opierając czoło o te Luhana. -
Chcę żeby najważniejszą rzeczą, jaką będziesz pamiętać były
słowa, które zaraz wypowiem.
Cisza
dźwięczała w uszach Luhana, a jedyne, co słyszał to ich
głębokie, przyśpieszone oddechy.
-
Kocham Cię.
Słowa,
które każdy zawsze pamięta przez całe życie.
Luhan
poczuł w sobie uprzednio nawilżony palec Sehuna i prawie krzyknął.
Powstrzymywała go tylko świadomość, że zakłóciłoby to idealną
ciszę oraz to, że Sehun mógłby się martwić i oświadczyć, że
nie chce go ranić. Dla Luhana to nie był zwyczajny ból. To ból,
jaki czują gwiazdy, gdy muszą patrzeć jak słońce wstaje i
umiejscawia się na porannym niebie. Pewny rodzaj tęsknoty, który
dość szybko przekształca się w przyjemność.
Jęki,
zaciskanie pięści na śnieżnobiałej kołdrze, przyśpieszone
oddechy. To wszystko było tak intensywne, że Luhan tracił zmysły
Stracił je jednak dopiero wtedy, gdy Sehun wszedł w niego powoli.
Luhan zamknął oczy tłumiąc głośny jęk. Dotarło do niego, że
w pokoju obok wciąż gra radio. Jakaś renesansowa, spokojna melodia
mówiąca o opanowaniu. Cóż za absurd w takiej chwili. Z każdym
pchnięciem Se huna, Luhan wzbijał się wyżej, zaciskał pięści,
odchylał głowę i jęczał. Słyszał szybki oddech Se huna tuż
przy swoim uchu. I to było piękne, idealne, perfekcyjne.
Perfekcyjne
równanie.
-
Szybciej - wymamrotał szeptem, a młodszy chłopak wykonał jego
polecenie.
Gdzieś
w głowie Luhana pojawiła się myśl, że nikogo nie kochał tak
bardzo jak Sehuna. Była Mei, ale nigdy nie czuł tego samego. To
coś, co łączyło go z Sehunem było niepowtarzalne i Luhan bał
się, że już nigdy tego nie poczuje.
Doszedł
wykrzykując imię Sehuna. Emocje targały się w jego sercu. Sehun
doszedł zaraz po nim wykonując ostatnie pchnięcia. I znów nastała
ta cisza przerywana tylko ich oddechami, ale po chwili świat znów
ruszył. Luhan jęknął cicho, gdy Sehun z niego wyszedł. Spojrzał
mu w oczy odgarnął włosy z spoconego czoła.
-
Ja Ciebie też kocham - wyszeptał Han. Wtulił się w ciało Sehuna.
Tej
nocy gwiazdy świeciły wyjątkowo mocno, a tam w niebiosach Bóg bił
się z myślami, aby w końcu podjąć ostateczną decyzję.
„Kocham
Cię, Hyung. Dzień 167.”
♥
Budzenie
się obok osoby, którą się kocha należy do najprzyjemniejszych
porannych czynności. Luhan otworzył leniwie oczy, a biel sufitu
spowodowała, że od razu zamknął je szybko z powrotem. Zamrugał
kilkakrotnie wybudzając się z krainy wszechświata i gwiazd. Lekki,
zimny powiew wiatru musnął jego policzek. Podparł się na łokciach
i dostrzegł, że okno wciąż było otwarte. Usłyszał fortepianową
melodię, która wydobywała się z pokoju obok. Chwile minęły
zanim zaczął uświadamiać sobie pewne fakty. Czuł równomierny,
spokojny oddech Sehuna obok siebie. Wyglądał jak anioł, gdy
dryfował w krainie snu. Był to pierwszy raz, gdy Sehun został na
noc. Chłopak zwykle odchodził każdego wieczoru i wracał każdego
ranka. Tym razem było jednak inaczej i Luhan zapragnął, aby było
tak już na zawsze. Wpatrywał się w swojego donsaenga, a jego serce
biło nienaturalnie szybko. Sehun był taki piękny dla Luhana. Z
tymi przymkniętymi powiekami, rozczochranymi włosami i lekkim
uśmiechem. Luhan chciał wiedzieć, o czym śni. Młodszy poruszył
się lekko wybudzając się i opuszczając krainę snu. Spojrzał na
swojego Hyunga i uśmiechnął się.
-
Ile trwa wieczność?
-
Czasem wieczność to jedna sekunda, Hyung.
„Czas
uczy nas doceniać. Dzień 168.”
♥
-
Szczęście?
-
Tak. Naprawdę je czuję. To niesamowite uczucie. Cała ta sytuacja z
Sehunem...Bardzo mnie zmieniła, ale na lepsze. Czuję, że potrafię
godnie żyć.
Luhan
uśmiechnął się, a Pan Sin tylko kiwnął głową. Starszy
mężczyzna wyglądał jakby bił się z myślami. Wpatrywał się
bystrymi oczyma w swojego pacjenta. Szukając. Ale czego? Oznak
szaleństwa? Schizofreniami? Rozdwojenia jaźni? Cokolwiek, co
potwierdziłoby, że psychika Luhana jest uszkodzona. Mógł mu
pozwolić wyjść z gabinetu i być szczęśliwym. Gdyby tylko...
Postanowił
jednak zrujnować świat Luhana.
-
Luhan - zaczął pewnym głosem - Jest coś, co muszę ci powiedzieć.
Han
zmarszczył brwi zastanawiając się, o co może chodzić. Czuł
strach. Bał się. Słowa "muszę ci coś powiedzieć"
zawsze coś niszczą. Wiedział o tym. Przełknął głośno ślinę.
-
Luhan, ktoś taki jak Oh Sehun nie istnieje.
-
Co? O czym pan mówi? - wyszeptał chłopak przerażony.
-
Sprawdziłem to. Chciałem go znaleźć i z nim porozmawiać. Ktoś
taki nie istnieje w bazie danych. Znaczy przynajmniej nie w tym roku.
Nie w tych latach. I nie w tym stuleciu.
-
Co ma pan na myśli?
-
Według akt Sehun został zamordowany 1949 roku. Wraz ze swoim
przyjacielem, Kim Jonginem. Dokładnie 24 lipca 1949 roku.
Sin
rzucił skrawek papieru przed Luhana.
-
To gazeta z tamtego roku.
Luhan
przebiegł wzrokiem nagłówek i zdjęcie, zaciskając dłonie na
oparciach krzesła.
I
nie uwierzył. Ponieważ tylko Sehun podarował mu wieczność, a
inni byli tylko imitacją człowieczeństwa.
Nie
uwierzył.
Nie
chciał…
♥
Beżowe
karteczki z nutką rozsypane były po całym pokoju tworząc dywan,
zlewając się z brązem drewnianych paneli. Luhan pochylił się,
aby chwycić w dłonie tą najważniejszą, ostatnią. W jego oczach
pojawiły się łzy. Zgniótł kartkę w dłoni i wypuścił, aby
głucho upadła na podłogę tuż przy jego bosych stopach. Czuł
chłód. I tęsknotę. Tą cholerną tęsknotę. Cholernie bolało.
Chciał krzyczeć, zniknąć, zapaść się pod ziemię. Wspomnienia
go dopadały. Spychały na sam skraj. Wszystko go przerastało.
Śmierć
nie jest godnością, ani honorem. Śmierć to czas. Śmierć to
kolejny etap w naszej marnej egzystencji.
♥
Wiosenne
powietrze osiągnęło chłodną stronę doskonałości, a późno
popołudniowe słońce niebiańsko raziło ich oczy.
-
Ile trwa chwila?
-
Dwa momenty. A momenty są jak zlepki wspomnień. Jednego dnia
spychają nas na samą krawędź, a drugiego wskazują drogę ku
słońcu.
-
Słońce. Jestem moim Bogiem, wiesz?
-
Wiem, Hyung.
Luhan
uśmiechnął się. Kochał swojego Boga za to, iż sprawił, że
spotkał na swojej drodze kogoś tak wspaniałego jak Sehun. Spotkał
miłość, szacunek, dobroć, a nie nienawiść czy litość.
Ponieważ takie rzeczy się spotyka. Przychodzą wraz z drugim
człowiekiem. I odchodzą. Luhan wiedział, że ten dzień jest
końcem jakiegoś etapu i początkiem czegoś nowego. Sehun nauczył
go, że nawet, jeśli ma się świadomość nieuniknionego końca
trzeba iść dalej, żyć jak najlepiej się potrafi.
Leżeli
na wiosennej łące, którą przykrywał dywan trawiastozielonych
traw. Sehun powiedział Luhanowi, że to jego ulubione miejsce, w
którym samotnie może rozmyślać o czasie. Samotna łąka w środku
lasu. Tylko ptaki i leśne zwierzęta. Luhan stwierdził, że Sehun
lubi samotność.
-
Grosz za twoje myśli - powiedział cicho Sehun niszcząc ich ciszę.
Obrócił głowę w stronę swojego hyunga z uśmiechem. Zieleń
trawy idealnie kontrastowała z jego bladą cerą.
-
Myślę o tym, jak bardzo nie chcę żebyś odchodził - odpowiedział
Luhan dość poważnie.
Sehun
tylko westchnął.
Obydwoje
wiedzieli, że ten temat może przynieść łzy i smutek, dlatego
omijali go szerokim łukiem.
-
Nasze życie zapisane jest w gwiazdach - odezwał się młodszy
przenosząc swój wzrok na błękit popołudniowego nieba. - Każde
nasze słowo, westchnienie, ruch, uczucie. Wszystko, co w jakiś
nienormalny sposób mieści się w pojęciu człowieczeństwa. Tylko
ludzie ignorują gwiazdy, wiesz? Ignorują Boga i wszystko, co jest
powszechne, co jest na co dzień. Oni tego nie zauważają, nie
doceniają. Ale my jesteśmy inni. Wpatrujemy się w gwiazdy i
myślimy o miłości. Na świecie jest wiele takich ludzi. I zawsze
łączy nas jedno. Jedna niepozorna rzecz. Łączy nas niebo. Wszyscy
patrzymy na to samo. Jesteśmy dziećmi innego boga. I ten nasz Bóg
kocha nas całym sercem.
-
Tak jak ja kocham ciebie - wyszeptał Han, chwytając sehunową dłoń.
- I skoro chwila trwa dwa momenty, to chcę przeżyć tych chwil
tysiące. Czyli dwa razy więcej momentów. Tak dużo czasu
spędzonego z tobą.
Sehun
pokręcił głową.
-
Nie – zaprzeczył. - Zobacz.
Wyciągnął
z kieszeni bluzy beżową karteczkę, na której widniały dwa
równania.
77+94=161
77+94=171
Luhan
tylko zmrużył oczy, gdy jego wzrok przemknął po cyferkach.
-
Nie rozumiem.
-
Czas. Jest różnica pomiędzy sto sześćdziesiąt jeden, a sto
siedemdziesiąt jeden, prawda?
-
Tak. Duża.
-
Nie, mylisz się, Hyung.
Luhan
podparł się na łokciach by spojrzeć na młodszego niezrozumiałym
wzrokiem.
-Dla
wszechświata dziesięć to łza w oceanie. Nic nie znaczy. Dla czasu
też jest niczym. Zastanawiałeś się kiedyś, czy czas jest
skończony? Nie, oczywiście, że nie. Ludzie uważają, że czas to
czas i po prostu umyka, przemija. I że nie ma końca. De facto jest
nieskończony, wieczny. Problem jest w tym, że nie znamy definicji
wieczności. Może trwać dwie sekundy, moment, chwilę. Ludzie są
tacy naiwni.
-
A ja? - Luhan uśmiechnął się zadziornie. - Jestem naiwny?
Sehun
roześmiał się głośno ściskając mocniej dłoń chłopaka.
-
Nie, Hyung. Nie jesteś naiwny. Jesteś po prostu głupi.-
odpowiedział, na co Han oburzył się teatralnie.
Przez
chwilę udawał obrażonego. A że często się tak zachowywał,
Sehun zignorował go i zerwał małą stokrotkę, która odbijała na
rosie promienie słońca.
-
Kocham Cię - powiedział, ale nie doczekawszy się odpowiedzi
spojrzał na Luhana, pociągnął go za rękę, a ten wylądował w
ramionach młodszego.
-
Kocham cię, Hyung - powtórzył Sehun.
Luhan
przez chwilę się dąsał, ale w końcu odpuścił.
-
Ja ciebie też kocham.
Piękne
chwile mają to do siebie, że zawsze istnieje czynnik, który je
zniszczy.
Leżeli
przez klika minut wpatrując się w niebo i słuchając swoich
oddechów. Wszystko tamtej chwili było piękne, ale ulotne. Wszystko
miało odejść w nicość. Zniknąć. Pozostała im tylko nadzieja,
że nie dopadnie ich zapomnienie. A Luhan właśnie tego się bał.
Zapomnienia. Bał się, że nie pozostanie po nim nic. Ludzie
zapomną, że ktoś taki jak on istniał. Zapomną. Zapominają.
Zapomnieli już dawno temu. Jego dłoń powędrowała do ciepłego
policzka Sehuna, gładząc go delikatnie. Chciał zatrzymać
wspomnienia tych chwil tylko dla siebie. Chciał stworzyć swój
własny kalejdoskop wspomnień. Uśmiechnął się, ponieważ był
szczęśliwy. Dla Luhana smutny był fakt, że ludzie zapominają o
uśmiechu. Gdyby mały ktoś kiedyś opowiedział mu o pewnym
samobójcy, który stwierdził, że jeśli w drodze na wieżowiec
spotka osobę, która się uśmiechnie, to nie skoczy.
Skoczył.
I
to było smutne. Nikt się nie uśmiechnął, mimo że przeszedł
kilkadziesiąt ulic. Wystarczyło tak niewiele, aby uratować życie
niewinnemu człowiekowi. Jeden, mały dla przechodnia nieznaczący
gest. Jeden uśmiech. Dlatego właśnie Han się uśmiechał. Po
części była to zasługa Sehuna, który nauczył go takowej sztuki
uśmiechu. Przyczyniło się do tego jednak coś jeszcze. Los. Los,
który odebrał mu wszystko. Chciał żyć dobrze, godnie nie tyle,
co dla siebie, ale dla innych. Więc walczył tak długo jak
potrafił. A siłę na walkę czerpał z miłości, jaką dawał mu
Sehun. Żyli w swojej idealnej nieskończoności mimo upływającego
czasu. I oboje mieli głupią nadzieję, że będą żyć w niej
wiecznie. Wierzyli w dwa nieznaczące dla niektórych ludzi słowa.
Kocham cię.
To
była ich wieczność.
-
Nawet, jeśli to nasze ostatnie dni - wyszeptał Luhan wtulając się
w Sehuna. - Cieszę się, że spędzę je z tobą. Dziękuję, że
nauczyłeś mnie kochać.
-
A ja dziękuję, że mogłem cię kochać, Hyung. I będę zawsze.
-
Zawsze? - Luhan splótł ich palce razem.
-
Zawsze, Hyung - Sehun złożył na jego czole motyli pocałunek. -
Zawsze w naszej małej, idealnej nieskończoności.
„94+77=171
Perfekcyjne równanie. Dzień 171”
♥
Następnego
dnia Sehun odszedł w nieskończoność wszechświata.
♥
Ludzie
umierają, ponieważ nasz los zapisany jest w gwiazdach. Wszyscy
będziemy martwi. Apokalipsa, śnieżyce, tornada, powodzie,
huragany. To wszystko doprowadzi do naszej klęski. Na ziemi nie
pozostanie ani jeden człowiek. Wszechświat o nas zapomni.
Odejdziemy w nicość. Dopadnie nas zapomnienie. Staniemy się bytem,
któremu brakować będzie cech człowieczeństwa. Staniemy się
bytem, który nie będzie mieścił się w żadnej definicji bytu.
Staniemy się niczym. Cały nasz dorobek zginie razem z nami. Słońce
zgaśnie, a Ziemia przestanie oddychać. To może stać się jutro,
dziś lub za milion lat, ale nie możemy udawać, że będziemy
istnieć wiecznie, ponieważ nic nie jest wieczne. Wieczność to
błędna koncepcja.
♥
Nigdy
nie zapomnę o uśmiechu.
Nigdy
nie zapomnę o tym, że bubble tea bez taro to nie bubble tea tylko
zwykły sok.
Nigdy
nie zapomnę o Rainbow Caffe i cieple, które tam znalazłem.
Nigdy
nie zapomnę o płatkach śniegu.
Nigdy
nie zapomnę o gwiazdach.
Nigdy
nie zapomnę o karteczkach z nutką.
Nie
zapomnę, ponieważ te rzeczy nauczyły mnie żyć godnie. Ponieważ
tylko to się liczy. Powinniście żyć godnie, bo śmierć i tak
będzie banalna, zwykła, szara i typowa. Śmierć nie może być
godna. Tylko życie może być godne.
Rinbow
Caffe wciąż jest takie samo. Kolorowe, pełne miłości i poczucia
ciepła. A gorąca czekolada z podwójnym cukrem wciąż jest tak
pyszna. Mimo, że są to małe, ulotne rzeczy - są cenne w swój
wyjątkowy sposób. Lubię wracać do tamtych chwil, a szczególnie
do tej, w której pierwszy raz zobaczyłem Sehuna. Minęło 6 lat, a
ja wciąż pamiętam jak wtedy wyglądał. Pamięć to piękna rzecz.
-
Więc twierdzi pan, że istniej coś pomiędzy ziemią, a niebem?
Uśmiecham
się lekko do siedzącego przede mną chłopaka. Jakiś dość młody,
student. Pisze artykuł o mojej książce, która w dziwny sposób
stała się hitem literackim. Dla mnie to dziwne, ponieważ ta
książka to po prostu historia, którą przeżyłem. Oczywiście
ubarwiłem ją odpowiednio i opisałem z trochę innej strony. Ze
strony anioła, który teraz znajduje się pomiędzy ziemią, a
niebem i tęskni. Historia o nostalgii anioła.
-
To "coś" to nieboskłon - odpowiadam.- Ale to tylko fikcja
literacka. Wiesz o tym, prawda?
-
Tak, wiem, proszę pana.
Chłopak
strasznie się denerwuje.
-
Zastanawia mnie coś - mówię cicho, jakby do siebie, choć wiem, że
chłopak dobrze mnie słyszy. - Dlaczego spośród tylu milinów
książek wybrałeś właśnie moją? Piszesz pracę magisterską na
temat niemożliwej powieści autorstwa jakiegoś szaleńca?
Chłopak
śmieje się kręcąc głową. Upija łyk czekolady, rozgląda się
po Rainbow Caffe i patrzy na mnie w specyficzny sposób. Jakby
wiedział coś, czego ja nie wiem.
-
Wybrałem tą książkę, ponieważ wierzę, że niektóre
nieskończoności są większe niż inne.
Uśmiecham
się tylko, ponieważ wiem, że ten właśnie uśmiech to odpowiedź.
Rozmowa
trwa jeszcze krótką chwilę, a potem umawiamy się na kolejne
spotkanie. I mam wrażenie, że ten chłopak rozumie mnie jak nikt
inny na tym beznadziejnym świecie. Wychodzę z Rainbow Caffe, a
świeże wiosenne powietrze owiewa moją twarz. Ten dzień jest
piękny. Ruszam główną ulicą w stronę parku po drodze mijając
mnóstwo ludzi, do których się uśmiecham. Wstępuję
kupić moją ulubioną bubble tea, oczywiście z taro. W parku słyszę
wrzask i śmiech dzieci. Bawią się, są szczęśliwe i żyją bez
zmartwień. Są symbolem ludzkiej potęgi. Siadam na ławce i
przyglądam się im. To dzieci innego Boga. Patrzą w gwiazdy i myślą
o miłości. I wierzę, że będą miały szczęśliwe życie.
Wracam
do wypomnień, jak każdego dnia.
Sehun
nauczył mnie wielu wspaniałych rzeczy. Pokazał miłość,
szczęście. Był moim przewodnikiem. Nazwałem go kiedyś aniołem,
ponieważ jego serce było przepełnione troską o innych, a nie
tylko o siebie. Opowiadał o życiu, gwiazdach, czasie i ludziach.
Dał mi wieczność mimo upływającego czasu. Do dziś żałuję, że
nie byłem w stanie mu za to podziękować. Odszedł, gdy nadszedł
odpowiedni czas. A ja tęsknię. I naprawdę już o nas nie myślę,
ale tęsknię, Sehun.
-
Dzień dobry. - słyszę głos małej dziewczynki, która drepta
spokojnie w moją stronę.
-
Mel! - uśmiecham się do niej, a ona przytula mnie mocno.
Kilka
kroków dalej widzę jej opiekunkę. Uśmiecha się, ale wiem, że to
uśmiech przepełniony bólem. Rodzice Mel zginęli trzy miesiące
temu, a dziewczynka trafiła do domu dziecka. Często ją odwiedzam.
Traktuj ją jak przyjaciółkę, z którą można rozmawiać o
gwiazdach. Dotrzymała obietnicy i myślę, że tak właśnie się
jej odwdzięczam. Pewnego dnia pokazała mi swój pamiętnik Była
tak karteczka z nutą. W takim stanie, w jakim ją zostawiłem. Wtedy
płakałem. Szlochałem jak dziecko. Ale ze szczęścia, że w swoim
życiu doświadczyłem tak wspaniałej miłości.
Mel
zaczyna opowiadać mi o konstelacjach i pokazuje rysunek gwiazd,
który narysowała w nocy. Chwalę ją, ponieważ naprawdę ładnie
rysuje. Ma dwanaście lat, a ja już wiem, że zostanie malarzem. To więcej
niż pewne. Mel biegnie do innych dzieci, aby pobawić się na placu
zabaw.
Jej
opiekunka podchodzi do mnie niepewnie, wita się, a ja mówię, żeby
usiadła.
-
Mel dużo o panu opowiada - mówi kobieta. - Lubi pana. I tak się
zastanawiam...
-
Czy bym jej nie adoptował? - kończę z uśmiechem, a kobieta
wygląda na zbitą z tropu - Myślałem o tym. Ale to trudne.
-
Mógłby pan chociaż to dobrze przemyśleć. Proszę. Mel cierpi.
Dostrzegam
w jej ochach błaganie.
-
Dobrze.
A
może to dobra pora by coś zmienić? Przynajmniej nie byłbym już
taki samotny.
Wiecie,
w mojej powieści jest mowa o nieboskłonie, krainie pomiędzy
ziemią, a niebem. Umarli mają wybór, albo zostają, albo odchodzą.
Sehun też go miał. Nie da się zauważyć, że umarli odchodzą,
kiedy naprawdę postanawiają odejść. To ma być niezauważalne. W
najlepszym wypadku czuje się ich, jako szept lub falę szeptów
spływającą w dół. Umarli są wśród nas cały czas. Czasem
wystraszy się rozejrzeć. I być może tak jak ja traficie na
swojego anioła w małej kawiarence na rogu.
Anioły
istnieją, pomagają ludziom. Czasem przybierają ludzie formy, by
łatwiej było im nieść miłość. Umarli są aniołami. Mój anioł
złamał wszelkie zasady. Zakochał się. A anioły nie mogą kochać
człowieka w ten sposób.
Moja
książka opowiada historię taką, jaka jest ona naprawdę. Dla mnie
Sehun istniał i wciąż istnieje. Jest to tylko kwestia wiary.
Wiary, która z latami zanika. I jestem pewien, że gdy ktoś starszy
przeczytał moją powieść nie uwierzył.
Czasem
idąc ulicą czuję szept na moim policzku. I wiem wtedy, że wiara
to piękna rzecz. Szepczę „ja ciebie też kocham" i wierzę,
że on również mnie kocha.
Nie mamy wpływu na to, kogo i gdzie spotykamy i jak to spotkanie
może zmienić nasze życie. Ale jeśli istnieje, choć cień nadziei,
że dzięki temu możemy coś zmienić na lepsze, to trzeba to
wykorzystać, nie patrząc na słabości, które nas
ograniczają.
Uśmiechajcie
się. Nawet do nieznanej osoby na ulicy. Uśmiech to najpiękniejszy
dar, jaki możecie podarować drugiej osobie bezinteresownie.
Wsłuchajcie się kiedyś w ciszę. Poczujecie szept aniołów,
ponieważ umarli odchodzą, gdy naprawdę tego chcą.
Mam
na imię Luhan.
Miałem
dwadzieścia trzy lata, gdy spotkałem prawdziwego anioła.
Przeżyłem
swoją własną nieskończoność i uśmiechałem się.
Kochałem
gwiazdy i wszechświat.
Mój
anioł był ze mną na Ziemi tylko przez chwilę, a potem odszedł.
Jakaś część mnie odeszła razem z nim w gwiezdną wieczność.
Życzę
wam wszystkim długiego i szczęśliwego życia.
♥
"Hyung,
nigdy nie zapomnij o uśmiechu!"
♦♦♦
Przepraszam za filozoficzny charakter tego tekstu.
Następne będzie KaiHo.
Tak trochę smutam, bo niektóre akapity się nie dodały ;;; szczególnie te pod koniec ;;;
OdpowiedzUsuńDobra, ogólnie na początku to opowiadanie wydawało mi się dziwne, ale potem przyzwyczaiłam się do tego jak zostało napisane i muszę powiedzieć, że mi się podobało i to bardzo :)
Ten tekst jest inny, dlatego zapadł mi w pamięć i się z tego cieszę, bo jest tego warty :)
Mam nadzieje, że żadnych błędów nie ma, bo byłby na mnie xD
I sorry za tak późne podesłanie tego, ale nigdzie nie było wifi, normalnie zgroza. W niedziele wszystko jest pozamykane w Berlinie, to pewnie dlatego xD
No to hwaiting w pisaniu!
Naprawdę nie umiem komentować więc przepraszam, jeśli mój komentarz nie będzie miał sensu, będzie za krótki, czy kompletnie nie na temat, ale prawda jest taka, że jak ja coś nieczęsto komentuję, a jak przeczytam coś z półki fanfiction to już w ogóle jakiś cud. Zacznę może od tego, że całokształt mi się naprawdę podobał. Był przesycony przemyśleniami, ważnymi słowami i... może chwilami było ich aż za dużo? W każdym parcie można było znaleźć Twoje własne przemyślenie i szczerze, to brakowało mi samych głębszych interakcji między Sehunem i Luhanem. Cały czas rozmawiali, wybierali się gdzieś i wtedy pojawiały się te, chwilami trudne do zrozumienia, dialogi czy monologi o Bogu, gwiazdach, śmierci i tym podobnych. Sama tak robiłam, przyznaję się i dopiero teraz widzę, że to chwilami naprawdę... gryzie. Ja oczywiście nie mam nic przeciwko temu, bo jestem zwolenniczką wszelkiego rodzaju tajemniczych sentencji, ale opowiadanie przede wszystkim powinno zawierać lekkość. Wydaje mi się, że powinnaś troszkę ograniczyć takie rzeczy, bo od nadmiaru ważnych rzeczy może rozboleć głowa.
OdpowiedzUsuńWydaje mi się też, że wszystko działo się szybko. Owszem, one shot jest długi i podziwiam Cię za to, bo ja bym chyba w życiu nie napisała czegoś tak długiego, ale... to wszystko było takie szybkie. A może to ja za szybko czytam? Brakowało mi tych rozwinięć akcji, dłuższych interakcji, rozwiniętych opisów. Ich rozmowy zawsze miały filozoficzne podłoże, a o tym raczej nikt nie rozmawia na każdym spotkaniu. Takie rzeczy zachowałabym raczej na myśli jednego z nich, tudzież opisy, których tak mi brakowało.
Ale! Widzę, że strasznie się rozwinęłaś! Piszesz dłuższe wątki, widać, że zastanawiasz się nad każdym słowem i to sprawia, że Twoje dzieła są wyjątkowe. Na gg pisałam Ci, że się rozpłakałam i faktycznie tak było, bo końcówka chwyciła mnie za serca.
"
Mam na imię Luhan.
Miałem dwadzieścia trzy lata, gdy spotkałem prawdziwego anioła.
Przeżyłem swoją własną nieskończoność i uśmiechałem się.
Kochałem gwiazdy i wszechświat.
Mój anioł był ze mną na Ziemi tylko przez chwilę, a potem odszedł. Jakaś część mnie odeszła razem z nim w gwiezdną wieczność.
Życzę wam wszystkim długiego i szczęśliwego życia." Dokładnie to. Uwielbiam takie rzeczy, także za to aplauz.
Zakochałam się też w "Luhan spotkał Se Huna po raz pierwszy 24 grudnia 2013 roku." Nie będę się czepiać liczb, które w ff raczej powinno zapisywać się słownie. Tak też jest w porządku, ale lepiej by to wyglądało w zapisie "dwudziestego czwartego (...)".
Poza tym wszystkim to "Children of another god" jest opowiadaniem naprawdę niesamowitym, fabuła jest piękna, wszystko jest utrzymane w takiej tajemniczej i "gwiezdnej" atmosferze, która chwyta za serce.
A Tobie pozostaje mi pogratulować.
Naprawdę odwaliłaś kawał dobrej roboty.
Hwaiting!
Opowiadanie, choć jest bardzo długie i po części smutne sprawiło mi wiele radości. Piszesz pięknie i tylko mogę błagać byś doradziła mi jak choć odrobinę być w tym dobra tak jak Ty. Błędy to nic w porównaniu z Twoim talentem pisarskim. One się nie liczyły. Piękne i jeszcze raz piękne. Pisz tak dalej. Wiem, że dużo się przy tej historii napracowałaś i dało to zachwycający efekt.
OdpowiedzUsuńPowodzenia w dalszym pisaniu! Będę tu teraz często zaglądać.
Hwaiting! ♡
기기
Nie robi się tak.
OdpowiedzUsuńNie pisze się takich arcydzieł, łamiąc serca czytelnika.
No, przynajmniej przeprosiłaś.
Płakałam przez cały czas. W Twoim sposobie pisania jest coś tak niesamowicie poetyckiego i prawdziwego, co sprawia, że chcąc nie chcąc, czuje się emocje, które pragniesz przekazać.
Było parę literówek, ale już nie będę się ich czepiać. Fabuła wszystko wynagradza.
Nie wiem, co mogę napisać, naprawdę. To ff to arcydzieło, nie wymaga długich komentarzy. Poza tym i tak nie stać mnie na taki.
Zyskałaś nową największą fankę.
Ten tego. I tak już wiesz, że to kocham. ;-;
OdpowiedzUsuńChcę to tylko jeszcze przeczytać z Twojego zeszytu. <3
Pamiętam jak mi to na rolkach opowiadałaś i u Ciebie. XD
Chcę SeKai. ;wwwwwwwwwwww;
Aha. I więcej chodzenia na Bubble Tea i wymyślania tam fabuł. ;;
Co ja Ci mam jeszcze napisać no. ;;
Cudowne. Naprawdę artystyczne dzieło. Pierwszy raz przy pisaniu głupiego komentarza zabrakło mi tego, co powinnam napisać. W mojej głowie teraz tylko obijają się pojedyncze słowa: perfekcja, ideał, doskonałość, arcydzieło, cudo, najlepszy.
OdpowiedzUsuńSzczerze, czuję się dziwnie po przeczytaniu tego opowiadania, jakby ktoś wyprał mnie z wszelkich emocji. Sama nie wiem dlaczego tak się dzieje. Naprawdę przy czytaniu "Children of another God" czułam jakbym była obecna, gdzieś między bohaterami. Jakbyś Ty upchnęła mnie w sam środek fabuły i pozwoliła patrzeć na to, co rozgrywa się w danej sytuacji. Niesamowite.
Totalnym idiotyzmem byłoby czepianie się teraz literówek i "pozjadanych" literek, ponieważ sama bym się ośmieszyła w tym momencie. Fabuła jest przepiękna i porywająca. Fakt, opowiadanie mimo, że cholernie długie to nie ma się ochoty odejść od niego nawet na sekundę, bo straciłoby się tylko czas na przeczytanie go. Kiedy już zaczęłam, to nie było ani jednej chwili, w której przerwałabym czytanie.
Szczerze mówiąc, nie czytałam wcześniej Twojego bloga, ale byłabym ignorantką i skończoną kretynką, gdybym tak po prostu zrezygnowała z czytania go. Naprawdę masz niesamowity talent pisarski i nie zmarnuj tego. Wiedz, że trzymam za Ciebie kciuki, bo naprawdę jesteś najlepsza.
Uwielbiam Cię!~
Z góry przepraszam za to, że mój komentarz nie będzie miał sensu, jest dosyć późno i już nie kontaktuję.~
Nie umiem jako tako pisać komentarzy,ale się postaram. Naprawdę pięknie to opisałaś. Popłakałam się przy tym. Lubię czytać takiego typu opowiadania. Zawsze się wzruszę. Piszesz niesamowicie i nie zmarnuj tego kochana. Brakuje mi słów by to opisać. Nie przyczepię się do literówek,bo to byłoby głupie. Jak będziesz pisała następnym razem to mi wyślij linka. Nie mam konta tutaj XD Ten komentarz bez składu i ładu jest,ale oj tam. Naprawdę jak czytam niektóre wątki to zaczynam płakać. Ten ff poruszyło moje serce. I dziękuję Ci za to. Dziękuję z całego serca.
OdpowiedzUsuńKsiężniczka Yura <3 ~
Przepiękne.Płakałam kilka razy.Po prostu przepiękne.
OdpowiedzUsuńNie wyznaję Huhhanizmu, prędzej już Taorizm, ale czasem poczytam o nich. Twój shot dosłownie wmurował mnie w fotel. Jeszcze nigdy nie zdarzyło mi się czytać tak pięknego, smutnego i wzruszającego angst’a. Sama nie wiem, co dokładnie napisać w komentarzu, by wyrazić mój zachwyt, bo wszystkie przymiotniki wydają mi się nieodpowiednie. Stworzyłaś prawdziwe dzieło. I jeśli kolejny będzie tak cudowny to warto na niego czekać, choćby rok. Masz talent do pisania i cieszę się, że dzielisz się nim z innymi. Życzę weny!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam! :D
ak jak obiecałam przeczytałam Twoje ff <3 ♥ i zostawiam komentarz, a więc na początku przeraziła mnie ilość tekstu, jednak mnie to nie zniechęciło . Kiedy zaczęłam czytać nawet nie zdałam sobie sprawę że tak szybko mi to zajmie <3 już duża ilość testu nie miała dla mnie znaczenia, czytało się tak przyjemnie że aż się nie chciało kończyć ^^ Po pierwsze jestem straszną fanką HunHan <3 ♥ więc to już wielki plus, po drugie odwaliłaś kawał dobrej roboty, stosowałam się do Twoich zaleceń i przyszykowałam chusteczki, bardzo mi były wtedy przydatne <3 Tak się rozpłakałam, a uwierz mi jak płaczę na czymś to musi być na prawdę dobre. Sam pomysł na fabułę jak bardziej przypadł mi do gustu ^^ i te wątki filozoficzne, cudowne <3 lubię coś takiego w opowiadaniach, ogólnie kocham takie dość skomplikowane ff. Na prawdę tak bardzo cieszę się że mogłam przeczytać Twoje ff <3 z reguły czytam ff po angielsu, ponieważ po polsku są tylko nie liczne tak dobre i mogę z czystym sercem przyznać że zaliczasz się do tej grupy ^^
OdpowiedzUsuńPrzepiękne <3 Pozdrawiam
Hej, chcę kiedyś przeczytać Twoją książkę. Wiem, że takie powitanie jest absurdalne, ale jak najbardziej prawdziwe. Nie jestem typem osoby, która płacze przez angsty. Jak w ogóle nie płaczę. Ale po przeczytaniu Children of Another God popłakałam się, trzęsłam i nie umiałam uspokoić. Ale nie obwiniaj się. To raczej moja wina. Teraz siedzę, piszę bezsensowny komentarz. I to jest chyba mój trzeci komentarz w życiu! Czytam yaoi dość sporadycznie, a na Twój blog trafiłam dzięki Facebbokowi i tym konkursie na ff. I strasznie się z tego cieszę. Nie znam Cię, nie wiem jaką jesteś osobą, ale to ff przekazuje tyle emocji, że czytając - czuje się je. Znam te wszystkie wielki autorki ff w fandomie, ale musimy by być szczerzy. Każda z nich pisze dobrze, genialnie, ale tylko jedna - moim zdaniem- potrafi chwycić za serce, a reszta po prostu genialnie pisze. Teraz wiem, że będą takie dwie, które swoimi emocjami przelanymi na papier potrafią wywołać łzy. W tym ff podoba mi się postać LuHana, który jest zagubiony, jest takim biednym dzieckiem, które boi się świata, a Sehun to taki jego Anioł Stróż. Fabuła daje tak cholernie do myślenia, że po przeczytaniu siedziałam przez godzinę i się na tym wszystkim zastanawiałam. Myślałam, myślałam i myślałam. To duży plus. Ciężko jest zmusić człowieka do myślenia! Rasa ludzka z reguły jest głupia. Metafory, przenośnie itp. (nie wiem jak to nazwać, bo ja na biol-chemie xD) dały naprawdę dobry efekt. Nie nie jest tylko gejowski shot o zakochanych dzieciakach, to emocje. Jak już wspomniałam nie jestem dobra w pisaniu komentarzy, bo rzadko to robię, ale chcę żebyś wiedziała, że zarz idę czytać dalsze Twoje prace i postaram się skomentować.
OdpowiedzUsuńDziękuję za napisanie tego ff. To arcydzieło.
Pozdrawiam!
Hizashi~
Ryczałam całą noc przez to ff.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam.
Na sam początek zaznaczę, że filozoficzny charakter to to, co najbardziej lubię w tym opowiadaniu. Twój styl pisania bardzo mi się podoba, choć czasami zdawał mi się troszkę zagmatwany, jakbyś nie potrafiła wyklarować zdań ze swojego natłoku myśli. Jest bardzo poetycki i magiczny, a atmosfera tego opowiadania – pudrowa, tak, jakbym patrzyła na zdjęcie przez różową szybkę.
OdpowiedzUsuńPrawie od początku czytania, a przynajmniej zanim dobrnęłam do rozwiązania, miałam takie wrażenie, jakby Sehun był tylko wyobrażeniem Luhana, personifikacją jego najskrytszych myśli, a te rozmowy między ich dwójką były tylko dialogiem Luhana z samym sobą, gdzieś głęboko w jego głowie. To nie było opowiadanie na schemacie fabularnym, nie czekało się, aż coś się stanie. To był portret „filozoficzny”, duchowa spowiedź Luhana — dorosłego mężczyzny, którego umysł pozostawał wciąż dziecinnie rządny tego, co nieznane. Samotnego, zagubionego i impulsywnego człowieka, który cierpi zaburzenia psychiczne i przez to, powiedzmy, myśli na pewne tematy więcej niż przeciętny człowiek i czuje w inny sposób, bardziej intensywny. Miałam wrażenie, jakbym była w czyjejś nocnej wizji, w jakimś śnie, w którym brak logiki i spójności. Jakbyśmy przeskakiwali z Sehunem i Luhanem po poszczególnym skrawkach pamięci i fragmentach wspomnień, po to aby zastanawiać się nad rzeczami wielkimi. Przemyślenie na temat życia, śmierci, szczęścia, Boga, godności — bardzo mi się podobało, jak to przedstawiłaś. Winszuję. Ponadto ciekawy był motyw Boga Luhana — być może był on produktem jego własnych przemyśleń, stawiany dla zaprzeczenia opiniom innych ludzi i ich „bogów”
Myślałam sobie, że Sehun jako projekcja podświadomości niestabilnego psychicznie Luhana to bardzo zgrabna interpretacja, aczkolwiek do momentu ich łóżkowego „zbliżenia”. A potem to już wyszły nadnaturalne zdolności, bo nie wiem, jak inaczej nazwać fakt, że Luhan spotkał człowieka, który został zamordowany dziesiątki lat temu. (Swoją drogą postać Kai’a wpleciona w fabułę w pojedynczej scenie po to, aby dać czytelnikowi do zrozumienia, że Sehun „nie istnieje”, wydawała mi się dość niezgrabnym pomysłem). Trochę dziwne dla mnie było to, że Luhan wydał książkę, która stała się „hitem”, i dziwne było całe to spotkanie ze studentem piszącym pracę magisterską i pomysł adopcji dziewczynki, która… Jej rola w tym opowiadaniu też jest dla mnie dość wątpliwa. No i to trochę… przesłodkie zakończenie, w którym Luhan zaczyna rozumieć, jak żyć i po co żyć, i jeden wielki „happy end”, cieszmy się, radujmy. To nie moje klimaty, chyba wolę koncepcje choroby psychiczne, przepraszam.
Na moją uwagę prosi się też cały, że tak to nazwę, schemat budowy tekstu. Mam tu na myśli przeplatankę spotkań z Sehunem, wizyt u psychologa i motyw tych krótkich zapisków Sehuna na skrawkach papieru, które pojawiały się pomiędzy poszczególnymi scenami. Bardzo mi się spodobało, naprawdę.
Z drugiej jednak strony, momentami miałam wrażenie, jakby to wszystko się przesadnie dłużyło. Musiałam sobie podzielić czytanie tego opowiadania, bo miniaturą czy oneshotem ciężko to nazwać, na kilka osobnych posiedzeń. Z tego też powodu wydaje mi się, że pasowałoby podzielić ten tekst na jakieś części, choćby dwie i od razu zrobiłoby się klarowniej. Tym trudniej czytało się to na Twoim blogu, gdzie szablon zsuwa tekst w prawo, a aby w centrum był… zdjęcie. Szerokość tekstu jest niewielka, a czcionka duża i to jeszcze bardziej wszystko… wydłuża. Aż optycznie tekst odstrasza czytelnika.
Ale koniec tego gderania o części wizualnej. Teraz część techniczna, czyli trochę od strony interpunkcji, fleksji i innych podobnych. Wiem, że pisałaś to opowiadanie prawie rok temu i Twój styl pisania się poprawił, ale myślę, że „Children of another God” wymagałoby porządniejszego przyjrzenia się pod kontem błędów, bo takowe zdarzają się, aby przyszli czytelnicy mogli w pełni cieszyć się ideałem. Mogę za przykłady dać:
Usuń„(…) odpowiedział szybko Sehun. - znalazłem cię (…)”
„co siedzi z głowie”
„(…) widzenia,. Chciał (…)”
„odłożyła na ziemię. – schowaj”
„samo destrukcji”
„nie wiedzą jak żyć godnie”
„wrócić do niego całkiem nago, ale niebezbronny. Raczej zagubiony i odnaleziony.” – Definitywnie powinno być „ale nie bezbronny”.
„Luhan zamknął oczy tłumiąc głośny jęk.”
„tracił zmysły Stracił”
I jeszcze sposób, w jaki czasami zapisujesz imiona razem, a czasami oddzielnie, sprawiał, że miałam mętlik przed oczami.
Ale może dosyć tego marudzenia. Czas na moje ulubione fragmenty:
„Muszą przestać zadawać pytania o swoją śmierć. Muszą przestań pytać, dlaczego to właśnie oni zginęli, a nie ktoś inny. Muszą przestać badać próżnię, którą stworzyła ich śmierć. Muszą przestać pragnąć pewnych odpowiedzi.”
„Han wciąż wpatrywał się w ich odbicie w lutrze, jakby bał się, że ta nieskończoność dobiegnie końca.”
„Ale to tylko życie. Ono też ulega autodestrukcji.”
„To uczucie jakby świat się zatrzymał właśnie dla nich. Jakby czekał na ich koniec, na odejście, łzy i smutek.”
„To wszystko doprowadzi do naszej klęski. Na ziemi nie pozostanie ani jeden człowiek. Wszechświat o nas zapomni. Odejdziemy w nicość. Dopadnie nas zapomnienie.”
Nie da się ukryć, że większość wypowiedzeń filozoficznych Sehuna była dla mnie olśniewająca i stanowiła dobrą „glebę” dla przemyśleń. I za te piękne przemyślenia bardzo Ci dziękuję, bo uwielbiam opowiadania z przesłaniem, przy których należy trochę się zastanowić. Twoje z pewnością do nich należało i chętnie wrócę do niego w przyszłości. Póki co mam nadzieję przeczytać inne Twoje dzieła i pozostawić po sobie kilka słów na ich temat. :)
Pozdrawiam ciepło, całuję autorskie rąsie i życzę dużo weny.
Wiem, że ten ff jest już stary, ale nie mogę się powstrzymać od napisania chociaż krótkiego komentarza.
OdpowiedzUsuńByłam przygotowana na to, że będę płakać. Zawsze tak jest przy takich tekstach. Czytałam to opowiadanie ze łzami w oczach. A po przeczytaniu musiałam sobie dać chwile, by ochłonąć.
Bardzo spodobał mi się motyw z tymi karteczkami. Ujął mnie za serce.
Nie chce, żeby zabrzmiało to źle. Fabuła sama w sobie dla mnie nie była jakoś niezwykła. Może to dlatego, że przeczytałam już bardzo dużo opowiadań. To co mnie ujęło w tym opowiadaniu to postacie Luhana i Sehuna. Pomysł, by oprzeć to na tym magicznym postrzeganiu gwiazd.
Do tego dołącza się styl Twojego pisania. Jak na razie jest to moje pierwsze opowiadanie od ciebie, ale na pewno nie ostatnie.
Dziękuję, za to opowiadanie.