23 sty 2015

[XIUCHEN] 4 In The Morning





XiuChen, za dużo powtórzeń słowa "Jongdae", prezent urodzinowy dla Kook




     Poranki są wolne. Człowiek rozbudza się z okrywającego go płaszcza snu i nie pamięta nawet kim był, co robił i kim się stał podczas tej kilkugodzinnej wędrówki w senne zaświaty.
Nie pamięta siebie sprzed kilku niewinnych chwil. Nie pamięta niczego, ponieważ wszystko tonie w nicości.

-Chciałabym chociaż wiedzieć, kto tam będzie.

-Kilka kumpli, Krystal, Suho i Lay. Wiesz, to bardziej kameralne pożegnanie.

-Ah.

Jongdae przewrócił się na plecy, by lepiej widzieć swój niepowtarzalny zlewający niebo sufit. Ścisnął telefon mocniej w prawej dłoni, aby zrozumieć, co mówił jego przyjaciel, gdyż po drugiej linii roznosiły się też głośne śmiechy.

-Będę. - powiedział unikając zawahania w swoim głosie.

Chciał tam być. Powinien tam być.

-Kris?

-Hm?

-On tam będzie?

-Tak.

-Huh.

Są pewne osoby i miejsca do których nie chciał wracać. Ale to nie miał być powrót. To miało być pożegnanie.

A Pożegnania nie są złe, są dobre. Ludzie mówią, że odchodzimy aby dać początek czemuś nowemu, wspaniałemu. Może mają rację.




     Niebo było usłane szeptem deszczu, lecz barwne kolory odbijały się w jego iluminacji. Tęcza powoli stawała się ostrzejsza, a szepty cichły. Słońce wyłaniało się zza horyzontu nad zatoką, mewy wybudzały się ze snu skrzecząc donośnie, a wiatr wiał delikatnie ze strony morza, gdzie fale próbowały bez skutku wedrzeć się na ziemię niczyją. Jongdae wziął głęboki oddech delektując się tym pamiętnym powietrzem. Chciał je schwytać, zabrać ze sobą w podróż. W podróż, której cel był nieznany. Szedł główną drogą nadmorską, gdzie nie jeździły samochody. Stąpał dostojnie po asfalcie chcąc wyrzucić z głowy wszelkie niepokojące myśli. Ktoś powitał go głośnym “dzień dobry”, a on odpowiedział z uśmiechem. Może nie planował opuszczać tego miejsca, ale to miał właśnie zamiar zrobić za kilka godzin.

Czas, to zabójca.



     Jongdae nigdy nie chciał zostawić przyjaciół, ale odejścia są nieplanowane. One po prostu są. Istnieją z tym wszystkim, co dzieje się wokół. Chłopak wiedział, że świat polega na przemijaniu. Dlatego miał odejść. I był przekonany, że w dniu pożegnania będzie świadomy swojej decyzji.

     Jongdae nie miał konkretnego powodu, aby odejść. Miał za to osobę, posiadał ją. Była blisko niego i zawsze go wspierała. Xiumin był zawsze dla niego.  Dla obydwu chłopców to było dziwne, ponieważ, to co działo się między nimi było tylko „bytem” dla tej drugiej osoby.

Mówią, że tacy ludzie są najgorsi.




-Bogactwo to zło powszechne. Nie rozumiem dlaczego laski lecą tylko na pieniądze. – marudził Jongin, znajomy Jongdae, gdy spotkali się pewnego razu w klubie, który oświetlony był dużym neonowym napisem „Żarcie” i o tyle o ile można było tam dostać tylko dobry alkohol, o tyle w „Żarcie” nie było nic jadalnego. Z tego powodu Jongin też często narzekał. On w sumie zawsze narzekał. Oczywiście mogli chodzić do innej knajpy, ale ta była jedyną, która zawierała jakieś ich wspólne wspomnienia. Tak swoją drogą, były to dość wstydliwe wspomnienia.

-Wiesz, oni sobie nie wybierają tego bogactwa. – odparł Jongdae biorąc dużego łyka z swojej butelki z piwem. – Nie możesz ich obwiniać.

-Ty nie rozumiesz. – burknął jego znajomy – Skoro tego nie wybierają, to mogliby oddać coś nam? Mogliby. My bardziej potrzebujemy pieniędzy niż oni, no jezu. To totalnie nie fair.

Dla Jongina wszystko było nie fair. Nie fair było, że ptaki ćwierkają o wschodzie słońca wybudzając go z głębokiego snu. Nie fair było, że chleb czerstwieje. Nie fair było, że człowiek oddycha. Wszystko było nie fair.

Poznali się właśnie w tym klubie w upalny dzień sierpnia roku 1970. Było wtedy cicho i spokojnie, a o szybę okna obijała się odurzona smrodem papierosów mucha. Jongdae wszedł wtedy do klubu, aby napić się po stracie swojej dziewczyny, a Jongin po prostu za niego zapłacił. Było to najgorętsze lato w historii Korei. Ale nikomu to chyba wtedy nie przeszkadzało.

-Nie fair jest to, że w ogóle żyjesz. Zamknij się już, proszę.




     Jongdae pamiętał wszystkich ludzi i pierwsze spotkania z nimi. Te z Xiuminem zapamiętał chyba najklarowniej ze wszystkich.

     Tym razem była to zima 1972 roku, gdy śnieg zasypał ulicę i nie można było normalnie wyjść z domu, no chyba, że w butach za kolana.
Jongdae siedział na stacji kolejowej i czekał na pociąg do rodzinnego miasteczka, aby na święta odwiedzić rodzinę. Stacja była stara i już podupadała. Nie było gdzie się schować przed mrozem, ponieważ dozorca zabronił wchodzić do głównego budynku z powodu zawalającego się sufitu. Dlatego chłopak siedział na małej, sypiącej się już, drewnianej ławce, palił papierosa i  wtulał się w swoją grubą kurtkę.
Xiumin przyszedł na stację gdzieś między godziną obiadową, a popołudniową , gdzie starsi ludzie przeznaczają swój czas na drzemki. Był ubrany w taką samą grubą kurtkę, rękawiczki, czapkę i szalik. Ta kompozycja sprawiła, że Jongdae widział tylko jego oczy.
Może to właśnie w tych oczach się zakochał?

-Wole? – zapytał nieznajomy, a Jongdae siknął tylko głową rzucając wypalonego papierosa w śnieg.
-Zimno, huh?

-Tak. Mogłoby się ocieplić.

Jongdae się zaśmiał.

-Co? – zapytał nieznajomy.

-Jest zimna, to niemożliwe, aby się ociepliło. To zabawne.

-Dlaczego?

-Bo mówmy czasem z przyzwyczajenia takie rzeczy, że sami tego nie rozumiemy, a potem okazuje się, że wychodzą nam zdania niemożliwe, To naprawdę zabawne.

Zamilkli na krótką chwilę.

-Gdzie pan jedzie? – zapytał Jongdae.

-Do Busan.

-Och, ja też.

-Mogę spytać po co? Chodzi mi o to, że nie każdy w wigilię wsiada do pociągu i jedzie tyle kilometrów. Normalni obywatele teraz siedzą w ciepełku i cieszą się świętami.

-Jadę  do rodziny. Może zbyt późno się za to zabrałem, ale nie widziałem ich od lat. Tęsknię za nimi, ale oni za mną już nie, wie pan? Nie wiem, po co tam jadę. Może liczę, że mi wybaczą.

-Zrobił pan coś, aż tak złego, że mogliby panu nie wybaczyć?

-Zabiłem człowieka.

Minutę później podjechał pociąg.




     Łódki kołysały się lekko na wodzie w tą i z powrotem, jakby prąd i fale idealnie ze sobą współgrały. Stary rybak pracował przy sieci męcząc się z jej odplątaniem. Uśmiechnął się na widok chłopaka, a jego wąs uniósł się figlarnie do góry.
     Jongdae znał go bardzo dobrze, ponieważ każdego lata, gdy przychodził z rodzicami na przystań, ów rybak dawał mu truskawkowego lizaka. Chłopak lubił lizaki, więc z chęcią brał je od nieznajomego. I jednego był pewien. Był pewien, że jego rodzice go znają, ponieważ inaczej nie pozwoliliby mu brać czegokolwiek od obcego człowieka.
Tak właśnie Jongdae wyżył na przekonaniu, że czasem kogoś znamy, ale nie przyznajemy się do tego.




-Ile wieczności musi minąć?

-Ale do czego?

-Nie wiem, tak po prostu.

Jongdae wyciągnął z kieszeni kurtki paczkę papierosów i czekał na odpowiedź.

Cisza dłużyła się w nieskończoność. Słychać było tylko charakterystyczny dźwięk jadącego pociągu. Za oknem rozciągała się szybko migająca panorama miasta, które już za kilka kilometrów miało stać się tylko wspomnieniem.

-Proszę pana, tu nie wolno palić. – ostrzeżenie konduktora nadeszło niespodziewanie, gdzieś pomiędzy uspokajającą ciszą, a dźwiękiem pociągowego gwizdka.

-Och, przepraszam. – wymamrotał i schował papierosy. Wbił swój wzrok w chłopaka siedzącego naprzeciwko. Wydawało się, że on już dawno zapomniał o pytaniu, ale ono wisiało gdzieś między nimi.

-Sądzę, że nie ma znaczenia ile wieczności minie. Ty i ja zawsze będziemy się różnić. Ja jestem ogniem,  a ty lodem. To zrozumiałe. – powiedział w końcu Xiumin oddychając z jakąś niewidoczną ulgą.
-Lód trzeba zastąpić ciepłem.




     Gdy Jongdae kończył szkołę, jeszcze mieszkając w Seulu, zawsze powtarzał, że dzięki dobrym wynikom dostanie się na wymarzone studia. Ten okres, gdy były wystawiane ostatnie oceny i odbywały się zaliczenia był własnie takim początkiem końca.
     Rodzice byli z niego bardzo dumni. Chłopak uczył się niezwykle dobrze. Został nawet wyróżniony stypendium. Nauczyciele bardzo go chwalili. Nigdy nie naśmiewał się z innych, zawsze pomagał, nie przeszkadzał na lekcji. W domu też było podobnie. On po prostu był idealnym dzieckiem.
Ale gdzieś między końcem szkoły, lotniskiem, a pierwszym wypalonym papierosem, Jongdae zrozumiał, że to wszystko to  tylko obraz. Gdy patrzył na swoje zdjęcia z czasów szkoły, nie mógł uwierzyć, że to był naprawdę on. Na tych zdjęciach był jak namalowany i wykreowany przez artystę.

W rzeczywistości chłopak nie poszedł na studia. Znalazł jakąś dorywczą pracę zaraz po tym jak oczyścili go z zarzutów.




-Wiesz, wierzę.

-W co?

-Że nie jesteś jakimś tam bad boyem, czy coś.

-Cóż.

Jongdae uśmiechnął się tylko.

-Nie znam cię.

-Właśnie.

-Ale znam się na ludziach. – Xiumin jakby nagle się ożywił.

-I co w związku z tym?

-To, że jesteś fajny i w ogóle, ale masz jakiś chory mózg.

-Dzięki za szczerość.

-Nie ma za co.

Pociąg dobił do swojego celu za szybko. Chłopcy wysiedli z niego ramię w ramię w kompletnym milczeniu.

-Może się jeszcze kiedyś spotkamy. – wymamrotał Jongdae wkładając papierosa w usta.

-Może.

Może to zawsze duże prawdopodobieństwo.




     Jongdae zabił swoją matkę, gdy miał 19 lat. Zaraz po ukończeniu szkoły. Była noc, cicha i głucha. Wszedł do jej sypialni, gdzie pieprzyła się  z jakimś gościem, którego imienia on sam nie znał. Matka zdradzała ojca. Już od dawna .Tamtej nocy Jongdae miał być na imprezie, w założeniu powinien wrócić rano. Użył noża. Podciął gardło i jej i jemu.

Następnego dnia zabił ojca.




     Spotkali się po raz drugi latem, właśnie w Busan. Jongdae wynajął tam nowy, mały drewniany domek w środku lasu, skąd miał bardzo blisko do morza. Xiumin szedł jedną ze ścieżek prowadzącą z plaży do miasteczka. Miał na sobie biało niebieski marynarski kapelusik. To Jongdae zapamiętał chyba najbardziej.

-Och, cześć. – Xiumin uśmiechnął się do niego szczerze.

-Hej.

-Więc jednak rodzina ci wybaczyła?

-Powiedzmy, a co z tobą?

-Dostałem tu pracę.

-Gratuluję.

-A ty?

-Hm?

-Pracujesz?

-Powiedźmy.

I zamilkli.




     Jongdae odsiedział w więzieniu dwa lata. Nie były to długie dwa lata, wręcz przeciwnie. Przeleciały niesamowicie szybko, co było dla niego samego pewnym zaskoczeniem. W więzieniu nie rozmawiał z nikim, nie wychylał się, nic. Być może to była najlepsza forma przetrwania. Chłopak obrał sobie drogę i według niej działał. Dlatego przeżył. Jedyne z tych gorszych rzeczy, które zapamiętał z więzienia było jedzenie. Smakowało jak wypluta guma do żucia.
     Został zwolniony za kaucją. Opłacił go wujek, biznesmen z korporacji. Gdy siedzieli w samochodzie mężczyzna wcisnął chłopakowi do ręki stos banknotów, kazał się gdzieś wynieść, nie pakować w kłopoty i tyle go Jongdae widział. Ale nie narzekał. Dla niego było to o wiele lepsze niż cokolwiek innego.
Wyjechał do Busan tamtej zimy, aby zapomnieć. Nigdy nie obwiniał się za śmierć rodziców. Nigdy też żaden psycholog z nim o tym nie rozmawiał. Chłopak po prostu żył w taki sposób jaki dla samego siebie preferował najlepszy i to mu wystarczyło. Dla niego samego lepiej być nie mogło.




-Dlaczego chcesz wyjechać, co? Zostawisz mnie i chuj to wszystko. –  Jongin wziął kolejny łyk piwa marszcząc brwi. – Nie rozumiem cię. Przyjechałeś tu po to, aby odreagować tak? Dobrze pamiętam. To powiedź mi po jaką kichę ty znów tam wracasz?

-Nie powiedziałem, że wracam do Seulu. – powiedział Jongdae definitywnie zamyślony.

-Odwala ci i po prostu i  nie wiesz co robić.

-Być może.


Martwa mucha spadła na parapet.



     Spotkali się po raz kolejny wiosną. Jongdae wszedł do kawiarenki i gdy tylko jego wzrok spoczął na znajomej sylwetce uśmiechnął się do siebie samego szczerze. Najszczerzej pod słońcem.

-Co tu robisz? – wybuchnął Xiumin, gdy tylko go zobaczył.

-Miło mnie witasz, nie ma co.

-Huh.

Jongdae usiadł w milczeniu przy stoliku chłopaka. Spojrzeli na siebie, a w oczach Xiu widać było małe iskierki złości.

-Coś się stało?

I tak to wszystko się zaczęło.

     Asymetryczna linia na suficie była tak idealnie równa, jak promienie słońca padające na gołe ciało chłopaka leżącego na podłodze. Jongdae sięgnął po telefon, aby po raz kolejny sprawdzić, czy nie przyszła jakaś nowa wiadomość. Nie oczekiwał na nikogo, ale po prostu tak miał w zwyczaju i lubił te zwyczaje naprawdę bardzo mocno.

Podłoga była gorąca, topiła się podobnie jak asfalt na zewnątrz. To był najgorętszy dzień lata. Ale chłopakowi nie sprawiało to problemów.

Ponieważ Jongdae był bez problematyczny.

Tak o nim przynajmniej myślano.




Dekadencja zbliżała się szybko. I była nieunikniona.

-Chciałbym móc spędzać z tobą więcej chwil, dni i wieczności.

-To trochę trudne, wiesz?

-Dlaczego?

-Ja zbijam ludzi.

-Ale ja o tym wiem.

-No właśnie.

-Co masz na myśli?

-Sokoro wiesz, tym bardziej powinieneś uciekać, nieprawdaż?

-Nie jesteś złym człowiekiem.

-Tylko ty tak myślisz, wybacz.

-Nawet jeśli tylko ja, to co? Masz z tym problem? Wolisz, żeby cały świat ci wybaczył i widział cię jako dobrego człowieka, czy wolisz żebym to ja widział cię jako dobro?

-Ty, to zawsze będziesz Ty.


     Papieros spadł na brudną, kafelkową podłogę. Jongdae siedział na swoim łóżku w milczeniu, szukając ekstazy w nikotynie, letnim wietrze i śpiewie ptaków, który mieszał się z krzykami dzieci.
To wszystko było takie realne, takie namacalne. A jednak inne. Świat był inny.


     Zaczęli chodzić razem na imprezy, spotkania, wypady do klubów. Wszystko było szalone, nieodpowiednie. Wszystko było tak bardzo zagmatwane. Pieprzyli się po każdej imprezie w męskich ubikacjach, pijani albo naćpani. Ich życie razem było pełne ryzyka i krzyczenia o wartościach, które nigdy nie miały być zauważone. Ale tak im było dobrze.




-Dlaczego ją zabiłeś?

-Matkę? – Jongdae spojrzał na Xiu, który leżał zakopany w białej pościeli w jego łóżku. Promienie słoneczne przedzierały się przez jego jasne włosy, a chłopak po raz kolejny musiał przyznać, że jego kochanek jest naprawdę piękny.

-Tak, matkę.

-Zasługiwała na to.

-Ale ona nic nie zrobiła. Przecież to, że zdradzała twojego ojca było tylko i wyłącznie jej interesem.

-Nie chodziło o zdradę. – Jongdae sięgnął po paczkę papierosów leżącą na stoliku nocnym.

-Więc o co?

-Chciałem zemścić się na jej kochanku. – wyciągnął jednego papierosa i zapalił uwalniając biały dym.

-Za to, że pieprzył twoją matkę?

-Coś w  tym stylu.

-To bez sensu.

-Czemu? Dla mnie to ma sens. Gdybyś widział jego oczy, gdy patrzał jak podcinam jej gardło. Bał się, bał się naprawdę bardzo mocno, a ja się śmiałem. To było piękne, gdy kazałem patrzeć  mu na jej śmierć.

-Jakie to było uczucie?

-Idealne. – wyszeptał chłopak. – Tak,  idealne uczucie.




     Poranki stały się szybkie. Przestały być wolne. Mając obok siebie kogoś, poranki są błogosławieństwem.
Dla Jongdae dni mijały szybko, życie było jak karuzela, ale potem nastąpił moment, kiedy to wszystko się skończyło. Coś go zatrzymało. Wytrzeźwiał, gdy zorientował się, że stracił Xiumina.

     Tamtej nocy, po kilku miesiącach związku, gdy chłopak zrozumiał, że to się skoczyło, zabił pewną osobę.
Czwartą na swojej liście.



     Dni, tygodnie, miesiące mijały wolno. Poranki znów stały się nudne, wolne i samotne. Jak za dawnych czasów.

     Jongdae miał w przedszkolu pewnego kolegę, który w jego pamięci pozostał kolegą bez imienia. To było przykre, ponieważ wspomnienia bez imion są jakieś takie puste i chłopak też to odczuwał, gdy leżał na trawie w parku i myślał o swojej przeszłości. Nie była jakoś szczególnie wspaniała, to prawda. Ale był przecież okres, gdy Jongdae był idealnym dzieckiem, a idealne dzieci zawsze są wspaniałe. Kolega Jongdae z czasów przedszkola zawsze powtarzał mu, że ma pamiętać o śmierci. I było to zabawne, ponieważ oboje mieli po kilka lat. Ale jak widać w przeszłości chłopaka te słowa weszły mu w nawyk i już na zawsze pamiętał o śmierci. Można by nawet stwierdzić, że dosłownie o niej pamiętał i nie miał zamiaru zapomnieć.




    Zapinał guziki białej koszuli, patrząc na swoje jasne odbicie w lustrze. Wyglądał jakoś inaczej. Był zmęczony, włosy utraciły swój blask, skóra stała się blada i sucha, a oczy mniej błyszczały, serce zaś stało się puste.

Miał iść się z nimi wszystkimi  pożegnać. To miał być ten dzień.

Jongdae nie planował tego odejścia. Chciał po prostu spokoju i jakiegoś normalnego życia. Ale o dziwno, te najprostsze w pojęciu rzeczy stały się celami niemożliwymi do osiągnięcia.




   Impreza pożegnalna miała odbyć się w białym domu Krisa, kolegi Jongdae. Chłopak dojechał na miejsce przed czasem. Zaparkował swoim starym samochodem z tyłu domu i odetchnął głęboko, gdy Kris wyszedł mu na przywitanie.

-Już myślałem, że się nie zjawisz.

-I tak jestem przed czasem.

Roześmiali się, idąc w stronę domu.



     Godzinę później wszyscy już tam byli. Kilkoro jego znajomych, w tym Jongin, kilka koleżanek i on. Wyglądał normalnie. Ubrany w koszulę w kratkę. W przefarbowanych na ciemno włosach, które sterczały na wszystkie możliwe strony. Był idealny, stworzony tylko dla niego. Jongdae tamtej nocy podjął pewną ważną decyzję. Podjął ją w osamotnieniu. Decyzję, która miała odbić pewne piętno na jego przyszłych wydarzeniach.

Goście zostali na noc.

A ranek przyszedł powoli i nudno jak zawsze.

 Poranki są wolne.




     Tamtego dramatycznego poranka w ostatnich dniach lata słońce było rozżarzoną tarczą na jasnym niebie i świeciło w przednią szybę samochodu prowadzonego przez Jongdae. Chłopak w ustach miał papierosa, który jarzył się na czerwono. Z samochodowego radia sączyła się jakaś stara piosenka z lat 60- dziesiątych, a mucha, która wleciała przypadkiem, teraz tłukła się o szybę powoli zdychając. W tym obrazie wszystko było tak normalne, tak idealne. Gdyby nie ciało martwego kochanka, które znajdowało się w bagażniku.



A/N: Troszkę spóźniony, ale Wszystkiego Najlepszego Kook! Mam nadzieję, że Ci się podobało. Kocham Cię. ♥ 

Wiem, że niektórzy czekają na rozdział na "Seoul 1950", ale nie umiem go jakoś napisać. Sądzę, że będzie za dwa tygodnie. 

Co do tego XiuChena... Na początku to miał być fluff i nie mam pojęcia jakim cudem stało się z tego TO (inaczej tego czegoś nie można nazwać x"D) Taki angst, ugh. ;-; Pierwszy raz napisałam coś, co nie jest HunHanem. Brawa dla mnie. Jak widać to ff powinno Was troszkę zmusić do myślenia, bo to właśnie miałam w zamyśle. I liczę na wasze jakieś , bo chcę wiedzieć jak odebraliście tego shota. 





9 komentarzy:

  1. Brak mi słów.
    Najchętniej dźgnęłabym cię plastikową łyżką za tego ficzka, ale był tak pięknie napisany, że nie mogę.
    Pozdrawiam ciepło i dużo weny życzę.

    Luthien
    http://gejpoperki.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  2. Dobra... Moje feelsy przed przeczytaniem, w trakcie i po były dość spore... No bo w końcu Xiuchen, jeden z najsłodszych pairingów w Exo, moim zdaniem. Tak cóż... A tutaj Jongdae jako taki psychopata, który tak na marginesie mi się podobał. Nie czytałam jeszcze takiego opowiadania z nimi, ale bardzo przypadło mi ono do gustu, więc masz być z siebie dumna. ♡
    Kocham twój styl pisania, bo jest taki wyjątkowy, trzeba się trochę wysilić, żeby zrozumieć o co dokładnie chodzi. A tutaj opisy były bardziej plastyczne, niż dajesz zazwyczaj, więc łatwo mogłam sobie wszystko wyobrazić. To dobrze, wielki plus dla Ciebie. ♡
    Teraz Xiu. Najpierw może napomknę, że mogłaś użyć jego prawdziwego nazwiska, a nie pseudonimu. Jednak nie obniża to w żaden sposób treści tekstu w tym przypadku. Ta jego szczerość przy ich pierwszym spotkaniu mnie powaliła. W sumie to tak go sobie wyobrażam, jago kogoś kto mało się odzywa, ale jak już to zrobi, to dowala ciętym komentarzem. Może był trochę podkoloryzowany, ale mimo wszystko wydawał mi się taki prawdziwy, na pewno w jakimś stopniu. ♡
    „To, że jesteś fajny i w ogóle, ale masz jakiś chory mózg.” Tak, to z pewnością cytat, przy którym po prostu wymiękłam i zaśmiałam się na cały sklep, a ludzie na mnie dziwnie popatrzyli, jakbym miała nierówno pod sufitem. Może mieli rację, bo w tamtym momencie serio byłam mało przewidywalna. To było piękne i naprawdę bardzo mi się podobało ;;
    Dziękuję Ci za to opowiadanie, bo wyszło Ci wspaniale. Z pewnością nie raz jeszcze do niego jeszcze wrócę.
    Kocham Cię
    Kookie ♡

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też Cię kocham :c
      Ale przestań mi spamić XiuHanami na GG xD

      Usuń
  3. nieważne, czy piszesz o Hunhanie, czy o innej parce, bo ciągle mnie zaskakujesz. podoba mi się tutaj postać Chena psychopaty. na początku myślałam, że jest lekko zagubiony, a tu nagle: zabiłem człowieka! to mną wstrząsnęło! myślałam, że chociaż Xiumina oszczędzi. w końcu robili tyle rzeczy wspólnie. jednak instynkt zabójcy wygrał. a ostatnie zdanie oneshota powala. skąd Ty bierzesz inspiracje na taką fabułę? cieszę się, że napisałaś o Xiuchenie! na serio wielkie brawa dla Ciebie!
    pozdrawiam! :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Fabułę wzięłam właśnie znikąd... To miał być fluff, ale pisząc coś mnie natchnęło i pomyślałam: "A czemu by nie zrobić Chena psychopaty?" I fluff poszedł sobie dalekko. xD Ja w ogóle nie wiem, jak ja to napisałam D:

      Usuń
  4. Czytałam tego fika w nocy i nie miałam mózgu szczerze powiedziawszy, ale teraz czas podzielić się opinią. Kocham tego fika, bo xiuchen, a ich jest mało, po drugie, naprawdę ma w sobie to coś. Może i był angst (znów!!), to i tak fik jest piękny. Angsty mają to do siebie, że naprawdę można się nad nimi zastanowić, można się poryczeć i nie wiem co jeszcze. No po prostu kocham ten tekst, jest taki inny, piękny, daje do myślenia. Choć na początku nie rozumiałam o co chodzi, to teraz jednak wiem. Może przez późną godzinę, kiedy to czytałam? Nie wiem, ale strasznie mi się podoba ten shot, klimat i te wszystkie słowa jakimi tu operowałaś. No po prostu miód dla mych oczu. Cóż, życzę weny na kolejne teksty. Pozdrawiam, Miś Yogi.

    OdpowiedzUsuń
  5. Mam nadzieję, że mój komentarz nie wyjdzie jakiś bardzo niezgrabny. Zawsze kiedy usiłuję sklecić taką wypowiedź, strasznie się stresuję i później wychodzi z tego słowno-wątkowy bałagan… Cóż, może zacznę od tego, że motyw seryjnego mordercy to moje obszary tematyczne i dlatego bardzo mnie „ucieszył” opis „4 in the morning” w spisie Twojej twórczości. Nawet jeśli nie przepadam za Xiuminem, a paring z Jongdae wydał mi się dość ekscentryczny, to w Twoim stylu pisania mogłabym przeczytać choćby instrukcję obsługi robota kuchennego. Nie żartuję. Doszłam do wniosku, że Twój styl pisania jest jednym z moich ulubionych, jeśli chodzi o blogosferę.
    Przejdźmy może do przeskoków chronologicznych, który to zabieg niezmiernie mi się spodobał. Uczucie jest takie, jakby się łowiło poszczególne elementy puzzli i układało je w myślach, aby powstał pełen obraz wydarzeń. Przeskoki między poszczególnymi scenami – między miejscami, czasem, wspomnieniami. To było takie niepokojące i drażniące ciekawość. Miałam wrażenie, jakby przeglądała chaotyczny zapis pamięciowy mordercy ¬– wybiórczy, niepełny prawdy, subiektywny. Bo, bądź co bądź, choć opowiadanie jest przedstawione narracją wszechwiedzącego, perspektywa widzenia niezmiennie należy do Jongdae’go.
    Powiem szczerze, że w dalszym ciągu mam niepokojące wątpliwości co do biegu chronologicznego. Mamy wspomnienia Jongdae’go z czasów przedszkolnych i szkolnych, kiedy był cudownym dzieckiem, potem morderstwo matki, jej kochanka i ojca w wieku lat dziewiętnastu, następnie dwa lata więzienia i zwolnienie dzięki kaucji spłaconej przez wujka. Później powrót do rodzinnych stron (rok 1972, do Busanu) i spotkanie Xiumina, kolejne spotkanie, wypady do klubów, picie i ćpanie, rozmowy z Jonginem (gdzie miały one miejsce?) i… nie mam pewności, czy najpierw Jongdae zabija Xiumina, czy wpierw ma miejsce impreza. Zakładam, że decyzję o morderstwie podjął właśnie na przyjęciu – co sugeruje „Jongdae tamtej nocy podjął pewną ważną decyzję. Podjął ją w osamotnieniu.”. Aczkolwiek wciąż się nad tym waham. Nie wiem, może niedostatecznie uważnie czytałam i pominęłam jakieś ważne wzmianki… To okaże się, kiedy przeczytam opowiadanie ponownie.
    Przechodząc do samego obrazu mordercy: czytając rozmowę z Xiuminem, w której Jongdae wyjaśniał powód morderstwa matki, można wnioskować, że czerpał przyjemność ze strachu swoich ofiar, a brutalność dawała mu chwilowe poczucie władzy, które uwielbiał. Mimo to mam wrażenie, że Jongdae wcale nie był brutalnym mordercą pałającym się zbrodnią. Powiedziałabym raczej, że zabijanie było dla niego czymś oczywistym, tak jak samo życie. Mówił o tym w sposób otwarty, traktował to trywialnie. Nie miałam poczucia, że pragnął tych zbrodni, że nie mógł bez nich wytrzymać i ubóstwiał zadawane bólu swoim ofiarą – co najczęściej pojawia się w sylwetkach psychologicznych morderców. To było raczej coś nieodwołalnego jak zmiany pór roku. Po prostu minęło trochę czasu i nadszedł moment, kiedy musiał zabić Xiumina. Domyślam się, że wkrótce zabije kogoś innego. Będzie to robił tak długo, jak nie zostanie zatrzymany, bo po prostu chce to robić i tak będzie. Właśnie dlatego „nie obwiniał się za śmierć rodziców” – zabijanie było dla niego czymś „po prostu”, niewymagającym wyjaśnienia. Nie miał wyrzutów sumienia, nie czuł, że postąpił źle.
    Ciężko natomiast mówić szczegółowo na temat Xiumina, bo niezbyt duży obraz jego charakteru się w opowiadaniu pojawia. Z pewnością nie jest on przeciętnym człowiekiem – wiedział, że Jongdae może być chociażby psychicznie „niestabilny”, ale mimo to zaryzykował uwikłanie się w tę znajomość. Nie podchodził do morderstwa z paniką i przestrachem, po prostu rozmawiał na ten temat. Nie wiem, czy to dlatego, że może podejrzewał Jongdae’go o kłamstwo. Xiumin prezentuje się jako osoba bardzo otwarta i pewna siebie, widać, że polubił Jongdae’go i może poczuł się zaintrygowany jego historią, ufał mu i nie bał się go. Jak widać, nie skończyło się to dobrze.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak na historię mordercy, czytając, nie czuło się tej brutalności, zwierzęcości. Wszystko było takie lekkie, poetyckie, pogrążone w opisach przestrzeni. Nie pojawia się krew i flaki, ale raczej ćwierkające ptaki i wschodzące słońca. To bardzo interesujący zabieg – takie przedstawienia mordercy. Mucha, papierosy, poranki i temperatura otoczenia: zimność i gorąc – te elementy przewijały się przez cały tekst nadając mu jakiś niepokojący wyraz, splatając ze sobą poszczególne wydarzenia. Och, no i opisy. Tak jak jedna z przedmówczyń już wspomniała – bardzo plastyczne. Piękne słowa, ale jednocześnie jakby obrazy o delikatnych pociągnięciach pędzla. No i, nie ukrywam, że wciąż są w tym tekście takie fragmenty, zdania, których nie potrafię zinterpretować i którym pozwolę pozostać nieodkrytymi.
      Teraz może trochę kwestią techniczną:
      „A Pożegnania nie są złe, są dobre.” <- Nie mam pewności, czy celowo pojawia się tutaj duża litera.
      „(…) pieniądze. – marudził Jongin (…) <- Niepotrzebna kropka w dialogu. Taka sytuacja powtarza się co najmniej kilka razy.
      „-Wole? – zapytał nieznajomy” <- Nieznajomy miał może na myśli wole tarczycy? A może rozszerzenie przełyku ptaków? Czy jakąś nazwę własną?
      „-Jest zimna” <- Oczywiście „zima”.
      „Ponieważ Jongdae był bez problematyczny.” <- Bezproblematyczny chyba.
      „Jongdae zrozumiał, że to wszystko to tylko obraz.” <- Podwójna spacja przed „tylko”.
      Być może są jeszcze jakieś inne błędy (pomijając brakujące wcięcia w niektórych akapitach), ale nie szczególnie się na tej kwestii skupiałam. Wypisuję te, bo może przydadzą Ci się przy poprawkach.
      A teraz moje ulubione fragmenty:
      „Człowiek rozbudza się z okrywającego go płaszcza snu i nie pamięta nawet kim był, co robił i kim się stał podczas tej kilkugodzinnej wędrówki w senne zaświaty.”
      „Niebo było usłane szeptem deszczu, lecz barwne kolory odbijały się w jego iluminacji.” <- Masz mnie! Niebo usłane! Szept deszczu! Iluminacja! Dostaję poetyckich spazmów szczęścia.
      „Było wtedy cicho i spokojnie, a o szybę okna obijała się odurzona smrodem papierosów mucha.”
      „Był ubrany w taką samą grubą kurtkę, rękawiczki, czapkę i szalik. Ta kompozycja sprawiła, że Jongdae widział tylko jego oczy. Może to właśnie w tych oczach się zakochał?” <- Moje serce dokonało przewrotu w przód.
      „Dekadencja zbliżała się szybko. I była nieunikniona.” <- Oooo tak.
      Myślę, że w końcowym podliczeniu pominęłam wiele szczegóły, które błądziły mi w myślach w trakcie czytania… Już tylko dla podsumowania „powiem”, że niezmiernie cieszę się na przeczytanie tak interesującej i niepokojącej miniatury. Winszuję, naprawdę. To było wspaniałe doświadczenie. :)
      Ściskam, całuję autorskie rąsie i życzę weny do kolejnych słownych perełek.

      Usuń
  6. http://you-are-the-music-in-me.blogspot.com/ blog kolegi, dopiero zaczyna i dużo nie ma, ale jak masz ochotę to wpadnij. Przepraszam za spam XD

    OdpowiedzUsuń

Obserwatorzy