11 lut 2015

[Sto Odcieni Bieli] Rozdział I








     Istnieją historie, które łamią pewien schemat. Istnieją historie, które nie są tylko białe, albo tylko czarne. Istnieją historie, które są kolorowe. W moim całym życiu doświadczyłem wielu czarno-białych historii. Były one puste, zapomniane, odłożone gdzieś w kąt. Nie spełniły moich oczekiwań. Jeśli mam być szczery, kochałem wiele razy, ale każda z tych miłosnych historii była bardzo podobna do następnej. Ludzie mówią, że miłość jest zawsze taka sama, a historie są zawsze tak samo zakończone. Pozwolę nie zgodzić się jednak z tym stwierdzeniem. Miłość nigdy nie jest taka sama.  Być może różni się po prostu malutkimi czynnikami, których ludzie nie potrafią dostrzec. A zakończenia nigdy się nie pokrywają, są odrębne. Panuje zasada, że miłość albo kończy się szczęśliwie, albo sprawia, że osoba ze złamanym sercem gryzie ręce z bólu. Tutaj też przedstawiłbym stanowisko opozycyjne.  Moja historia jest całkowicie inna. Moja historia nie jest czarno-biała. Już od samego początku zdawała się być jakaś inna. 




     Pędziłem szybkim krokiem między ludźmi, którzy tak jak ja śpieszyli się do pracy. Potknąłem się o jakąś torbę starszej pani, która zapewne wracała z zakupów. Wykrzyczałem głośne „Przepraszam” i zniknąłem za rokiem. Ten pozornie zwykły poranek w Seulu, w dzielnicy Gangnam, w ciepły dzień maja, przyprawiał mnie o mdłości. Śpieszyłem się. I to bardzo się śpieszyłem. W popłochu spoglądałem co chwilę na zegarek, którego wskazówki dobitnie przesuwały się coraz bliżej pełnej godziny 8. W moim umyśle pojawiła się myśl, że, gdy tylko wrócę do domu dam sobie sam w twarz, za to, że wciąż nie mam prawa jazdy. A przecież mógłbym, ale moja praca wymaga zbyt wielu poświęceń. Modliłem się w  duchu, aby tylko jeszcze zdążyć się przebrać zanim szef przyjdzie. Miałem na sobie tylko jakieś dżinsy i biły T-shirt, a nie jest to typowy strój z klasą. Zawsze tak robiłem. Od roku, kiedy mnie zatrudnili przychodziłem do pracy w zwykłych ubraniach, a na miejscu się przebierałem. Wynikało to z tego, że miałem tylko jeden garnitur. Niestety. I to nie tak, że nie było mnie stać na inne. Po prostu mama wychowała mnie tak, a nie inaczej. Poza tym gdybym biegł przez miasto w garniaku, to po przybyciu na miejsce wyglądałby on mniej więcej jak szmata do wycierania podłóg.

     Na moje szczęście dotarłem pod wielki, szklany biurowiec, który miał dokładnie 45 pięter, jakieś 5 minut przed pełną godziną. To dawało mi mało czasu na ogarnięcie się, ale wierzyłem, że dam radę. Szybko przebiegłem kilka schodków, aby przejść przez obrotowe drzwi  ozdobione złotymi ramkami, następnie wymieniłem uśmiech z Panem Ji, recepcjonistą i szybko pobiegłem do windy. Jej drzwi zamknęły się, a ja odetchnąłem z wyraźną ulgą.

     Tak było dokładnie od roku. Dzień w dzień prawie biegłem do swojej pracy, przez mega korki w całej stolicy. A praca niestety wymagała ode mnie punktualności. I to co do sekundy. Pracowałem w wytwórni muzycznej, Kim Records, ale w tej bardziej… księgowej robocie. Byłem pomocnikiem szefa, Kim Jongina. Lubiłem go i czasem dziękowałem pustej przestrzeni za to, że mam takiego przełożonego. Kim był prezesem głównym. Ciągle miał zaplanowane jakieś spotkania, konferencje, czy wypady na golfa. Spotykał się z ludźmi naprawdę wysokiej klasy, a ja chodziłem za nim krok krok, przynosząc mu kawę, potakując i wypełniając każdą jego najmniejszą zachciankę. Choć przyznam,, że jak na arystokrację (jak to ja ich w myślach nazywałem) Kim był naprawdę świetnym człowiekiem. Nie kazał mi robić dziwnych rzeczy, nie prosił o coś, czego nie byłbym w stanie zrobić. Mimo to, nie tolerował spóźnień. Czasem mi się wydawało, że nie pasowałem do niego i tych wszystkich jego znajomych, czy współpracowników. Ja pochodziłem z małego chińskiego miasteczka i w pogoni za marzeniami, po zdaniu egzaminów na studiach,  wyleciałem do Seulu, pierwszym lepszym porannym samolotem.  Dostałem tą pracę dzięki przyjacielowi, Huang Zi Tao – był redaktorem naczelnym gazety o muzyce, pracował tu, w Kim Records. Tak naprawdę to nie wiem jak mu się udało namówić ich, aby mnie przyjęli, ale zrobili to. A ja lubiłem swoją pracę na tyle, że mogłem bez oporu ją wykonywać. Może nie był to szczyt moich ambicji, ale przecież zawsze mogło być gorzej. 

     Podróż windą na 40 piętro zajmowała zwykle jakieś 45 sekund. Tak było i tym razem. Na moje szczęście w  windzie byłem tylko ja i starsza kobieta w grafitowej spódnicy, białej bluzce, a jej siwe włosy związane były w gruby, szary kok. Zapewne była tu kimś nowym i ważnym. Choć mogłem się mylić, ponieważ pracując w firmie, która zatrudnia jakieś 1200 pracowników, istniała możliwość, że nie wszystkich znam. Wziąłem głęboki, uspokajający oddech. To będzie ciężki dzień. Winda zatrzymała się na 40 piętrze, a jej drzwi otworzyły się wraz z głośnym „pin”. Wyminąłem szybko kobietę o siwych włosach i pędząc na złamanie karku po śliskiej marmurowej podłodze wparowałem do pokoju socjalnego, który pełnił rolę szatni dla pracowników. Wygrzebałem z kieszeni mały, srebrny kluczyć i najszybciej jak się otworzyłem swoją szafkę i chwyciłem służbowy zestaw odzieżowy. Wybiegłem, nawet nie domykając drzwi. Zostało mało czasu, już byłem spóźniony, prawdopodobnie. Przebiegłem długim, wąskim korytarzem i dotarłem pod drzwi łazienki. Znów odetchnąłem z ulgą. Wparowałem do środka, prawie potykając się, właściwe,  potykając się o kogoś.

     Nigdy nie byłem zwolennikiem komedii romantycznych, naprawdę. Zazwyczaj wyłączałem je, ponieważ fabuła była tak beznadziejna i jakże uniwersalna. Każdy film  z tego  gatunku miał podobną puentę. A ja nienawidziłem powtarzających się schematów.  Tamta chwila nie była aż tak podobna do tych durnych filmów. Ale mogłem powiedzieć z czystym sumieniem, że osoba  przez którą prawi wylądowałem  na kafelkach, była jak aktor grający w takim właśnie badziewnym filmie. 

     Zabolała mnie noga w okolicach kostki, gdy zahaczyłem o tą niego. Przez chwilę zrobiło mi się ciemno przez oczami i chwyciłem się zimnej umywalki, aby nie rąbnąć na ziemię. Usłyszałem cichy śmiech. Podniosłem głowę i wtedy po raz pierwszy go zobaczyłem. 

     Wysoki, chudy, a jednak dobrze zbudowany. Jego postura dawała mi prosto do zrozumienia, że drwi ze mnie. Miał na sobie dobrze dopasowany, czarny, połyskujący garnitur, a pod spodem idealnie śnieżnobiałą koszulę. I również czarny krawat. Najpierw przeniosłem wzrok na jego dłonie schowane w kieszeniach. Ta poza była tak bardzo odcięta od rzeczywistości, gdy stał tak w przestrzeni męskiej ubikacji. Przeniosłem wzrok na jego twarz i pierwsze co rzuciło mi się w oczy, to jego drwiący uśmieszek. To jeden z tych uśmieszków, które zarezerwowane były tylko dla arystokratycznych dupków. Mimo tych myśli, poczułem jakieś dziwne drżenie swojego ciała, jak gdybym był chory i miał wysoką gorączkę. Był strasznie blady. Dostrzegłem nawet tak iście nienormalny szczegół jak to, że jego skóra musi być strasznie gładka  i miła w dotyku. Szybko odpędziłem od siebie tę myśl, przełknąłem głośno ślinę i spojrzałem w jego oczy. 

Cholera.

     Wydawało się jakby ich kolor był czarny, ale im dłużej się w nie gapiłem, tym bardziej zacząłem dostrzegać brązową poświatę jego spojówek.  Szybko wyprostowałem się jak należycie przystało, wciągnąłem mocno powietrze i udając, że zajście nie miało na mnie żadnego wpływu, podniosłem głowę wyżej. 

Kolejny aroganci uśmieszek zagrał an jego ustach. 

-Nie powinien mnie pan teraz przeprosić? – zapytał niskim głosem, który odbił się echem w mojej głowie. Przełknąłem głośno ślinę, uciekając wzrokiem od jego oczu. Było ciężko mi się przyznać przed samym sobą, ale był cholernie przystojny. Jego czekoladowe włosy były celowo roztrzepane, a mnie naszła niepohamowana ochota, aby je przeczesać. 

Luhan, uspokój się.

Nigdy nie byłem dobry w panowaniu nad samym sobą. 

-Em… -odchrząknąłem – Przepraszam, proszę pana. 

Poniżyłem się. Ale nie miałem wyjścia. Od razu było widać, że jest wysoko postawioną rangą, a ja nie chciałem mieć kłopotów. Och, nie. Ja już je miałem, bo ten facet mnie kłopotał swoim istnieniem. 

-Powinien pan się bardziej kontrolować-  rzekł w odpowiedzi i zerknął na moje ubranie, a potem znów jego usta wykrzywiły się w uśmiechu.

Zdałem sobie sprawę, że mam na sobie tylko jeansy i T-shirt, a zapakowany  w pokrowiec garnitur wciąż trzymam w ręce. 

-Nie za bardzo lubię kontrolę. - uśmiechnąłem się sarkastycznie, bo mimo tego całego zdarzenia jakaś cześć mojego mózgu wciąż była trzeźwa i to na tyle, aby myśleć.

-To bardzo niedobrze.  

-Pan zresztą też powinien się kontrolować – prawie wybuchnąłem – Nie wpada się na obcych ludzi.

Zaśmiał się delikatnie odchylając głowę do tyłu. 

-Ja nie muszę się kontrolować. – wbił swoje czarne oczy we mnie – Za to bardzo, bardzo, bardzo lubię sprowokować tą kontrolę nad innymi.

Znów zaschło mi w gardle i przełknąłem głośno ślinę, a on znów się uśmiechnął w ten cholerny sposób.  Zastanawiałem się, kiedy zacznę odzyskiwać zdrowe myśli.  Mogłem wnioskować, że zauważył moje zdenerwowanie, dlatego być może wyszedł, tak po prostu, a na odchodne rzucił mu głębokie spojrzenie wprost w moje oczy, a ja zadrżałem. 

Zacząłem powtarzać sobie w myślach, że to się nie wydarzyło. Wstydziłem się, ale czego? Nic nie zrobiłem, on też nie. Po prostu wpadłem na niego. Nic więcej. Prawda…?

Przyjrzałem się sobie w lustrze i jęknąłem z zażenowaniem. Na moim policzkach widoczne były czerwone rumieńce, włosy miałem roztrzepane, i oddychałem przez usta, kojąc myśli. Wyglądałem jak siedem nieszczęść. Co on musiał sobie o mnie pomyśleć?

Z zamyślenia wyrwał mnie dzwonek telefonu komórkowego. Aż podskoczyłem, ponieważ zdałem sobie sprawę, że te całe zajście w łazience musiało trwać kilka cennym dla mnie minut. Przetarłem dłonią twarz w rezygnacji odbierając telefon.

-Tak, proszę pana?

-Luhan? Masz być w sali konferencyjnej za 10 minut. – głos Kim Jongina brzmiał przyjaźnie, jakby nie wiedział jeszcze, że praktycznie spóźniłem się do pracy – Ah, i przynieś mi zieloną teczkę, która leży na moim biurku.

-Dobrze, proszę pana. 

Rozłączyłem się i opadłem na zimne kafelki, a ich chłód drażnił moje plecy. 

Zapowiadał się długi i męczący dzień w Kim Records. 




     Gdy byłem nastolatkiem powtarzałem, że praca i kariera zawodowa to najważniejsze dla mnie rzeczy. Nie myślałem o zasadach, rodzinie, przyjaciołach, czy miłości. Sądziłem, że takie aspekty rujnują człowiekowi życie. Głupie, prawda? Z upływem lat zrozumiałem, że rodzina jest najcenniejszym skarbem, a przyjaźń może ocalić mi życie. Nauczyłem się też, że do miłości trzeba mieć specyficzne, nieustępliwe podejście. Każdy nastolatek myślał, myśli i każde następne młode pokolenie również będzie myślało  w ten sposób. Nie można tego zmienić. Jedno jest natomiast pewne: Czas zmienia człowieka. Mówi się, że wiek to tylko liczba, ale w rzeczywistości wiele od niego zależy. Chociaż prawdziwa dorosłość zaczyna się, gdy człowiek sam zaczyna podejmować za siebie odpowiedzialne decyzje. Dlatego też sądziłem, że mam w sobie coś z dziecka. Nie potrafiłem podejmować decyzji. Zawsze wahałem się niezliczoną ilość czasu, a potem albo ktoś decydował za mnie, albo kompletnie rezygnowałem. Bałem się jedynie dnia, gdy będę musiał stać prze podjęciem decyzji którą tylko i wyłącznie ja będę musiał podjąć i nie będę mógł z niej zrezygnować. Sądzę, że to będzie dla mnie najtrudniejsze. 




     Szedłem opanowanym krokiem przez bogato zdobiony korytarz ściskając  kurczowo zieloną teczkę  w dłoni. Poprawiłem guziki od marynarki i  moje niesforne włosy, które sterczały na wszystkie strony. Powtarzałem sobie w myślach, że mam być spokojny. Ale spotkanie w łazience z tym facetem doszczętnie wypaliło mi mózg na najbliższy tydzień. 

     Sala konferencyjna na 40 piętrze była naprawdę dziełem sztuki. Byłem tam tylko cztery razy, ale zawsze zachwycałem się widokiem na cały Seul, stołem wielkości mojej sypialni, a nawet i większej oraz obrazami, które wisiały na białych ścianach. Były naprawdę piękne. Zawsze kusiło mnie do tego rodzaju piękna i zawsze chciałem tam wracać. Ale tym razem, gdy stałem przez bordowymi drzwiami sali konferencyjnej odechciało mi się wszystkiego. Brzuch zaczął mnie boleć ze zdenerwowania. Z pewnością już zaczęli, a ja wproszę się tak jak nieproszony gość. Nienawidziłem tego.  

     Zebrałem się w sobie i otworzyłem drzwi po czym zdecydowanym krokiem wszedłem do środka. Przecież ten dzień nie mógł już być gorszy, prawda?

-Luhan-ah, chodź tu! – zawołał mój szef. Siedział po drugiej stronie pomieszczenia na honorowym miejscu, a ludzie wokół niego studiowali jakieś papiery i dyskutowali zawzięcie.  Przełknąłem głośno ślinę i ruszyłem w jego stronę gapiąc się na podłogę. I oczywiście, nie byłbym sobą, gdybym znów się nie potknął, tym razem o krzesło. Jednak tym razem coś się różniło. Nie wylądowałem na ziemi. Zanim zdałem sobie sprawę, że ktoś kurczowo mnie trzyma chroniąc prze upadkiem, podniosłem głowę i spojrzałem w te czarne oczy, w którym dostrzegłem cień troski i gniewu. 

-Powinieneś bardziej na siebie uważać – powiedział cichym, łagodnym, lecz stanowczym głosem. 

Odsunąłem się od niego szybko od razu spuszczając głowę na dół. 

-Dziękuję – wyszeptałem, po czym od razu odwróciłem się i podszedłem do Pana Kim. 

Jak widać, nie zauważył tego całego zajścia, gdyż był pochłonięty rozprawą na temat budżetu z panem siedzącym obok. Gdy odbierał z moich rąk teczkę z dokumentami, zmarszczył brwi, a jego czekoladowe oczy przyjrzały mi się oceniająco.

-Jesteś chory? – zapytał, a ja tylko przekląłem moje ręce, które trzęsły się za bardzo nawet jak na stan gorączkowy. 

-Nic mi nie jest, proszę pana. – wymamrotałem. 

Kim kazał mi siąść obok siebie i podał szklankę  z wodą.  Gdy poprosił o ciszę, skuliłem się i zacząłem gorączkowo myśleć.

Co on tu robi? Luhan, kretynie, oczywiście, że jest tu z TRX Entertainment. Przecież omawiają ważną kwestię kontraktu. O mój boże, a jeśli on jest kimś bardzo ważnym. Może jest na mnie zły? Może ze mnie drwi w myślach? Kim on w ogóle jest? A co jeśli on-

     Leniwy dreszcz przeszedł po moim ciele, gdy zorientowałem się, że ktoś się otwarcie na mnie gapi. I nie musiałem nawet zgadywać kto. To było z góry przesądzone. Nie rozumiałem tego faceta. Chciałem tylko wiedzieć, czy jest na mnie zły za to zajście w łazience. Ale czemu miałby być? Nic  złego przecież nie zrobiłem. Podniosłem głowę i cała  swoją wolą walki oraz odwagą, której pozostała znikoma ilość, spojrzałem mu prosto w oczy. Poczułem jak pod jego nachalnym spojrzeniem, rumienię się wściekle.

-…Jeśli koszty mają być równe pod koniec produkcji filmu, może to być dobre wyjście. – Kim spokojnie tłumaczył swoje stanowisko, a znajdujący się w sali ludzie,  słuchali go kiwając co chwilę głowami.

     Przechylił głowę w prawą stronę, a ja złapałem gwałtownie powietrze, ponieważ, o boże, jego prezencja była tak niesamowicie piękna. Był przystojny, bardzo.  To było wręcz bolesne.  Poruszyłem się na swoim krześle niespokojnie, a na jego ustach pojawił się drwiący uśmieszek. Albo powinienem raczej powiedzieć ten genialny uśmieszek, który rozbrajał każdą nawiną istotę. Spuściłem szybko głowę, mrugając w szybkim tempie powiekami. Gdy znów odważyłem się na niego spojrzeć siedział normalnie wpatrując się w Kima, który ciągle o czymś mówił. Nie miałem nawet pojęcia, co jest tematem tej konwersacji, ponieważ ktoś de facto bardzo mnie rozpraszał. 

     Do końca spotkania nie wydarzyło się nic dziwnego. Oczywiście, ja musiałem zwrócić uwagę innych, ciągle pijąc wodę, ale był to jedyny sposób, aby mój umysł wytrzeźwiał i uwolnił się  z tego amoku. Cieszyłem się w duchu, że nie palnąłem gorszej gafy. Gdy Kim wstał, oficjalnie zakończono się spotkanie.

Wstałem i chodząc krok w krok za szefem żegnałem się z gośćmi, ale gdy Ten facet podszedł do Kim Jongina i uścisnął mu rękę chciałem zapaść się pod ziemię. 

-Ah, to Luhan – powiedział Kim przedstawiając mnie – Jest moim pomocnikiem. Luhan-ah, to Oh Sehun, prezes TRX Entertainment.

     Przełknąłem głośno ślinę, ale podałem mu rękę z grzeczności. Musiałem przynajmniej pozostać kulturalny, bo godność już dawno mi zabrano. Uścisnąłem jego dłoń spoglądając w te czarne, nieodgadnione oczy. Znów zacząłem się trząść. Jego dotyk zadziałał jak zapalnik. Ciepło jego dłoni w leniwy sposób rozlało się po całym moim ciele. Uśmiechnął się tylko. Jednak był to przyjazny uśmiech.  Czekałem na coś w stylu: „Ach, my się już znamy.” Ale z jego ust nie padło nic podobnego. 

-Mam nadzieję, że będzie pan na jutrzejszej imprezie dobroczynnej? – Na twarzy Jongina zakwitł szczery i pełen sympatii uśmiech. – Musi pan być. Bez pana będzie nudno.

-Niestety, nie będzie mnie. – odpowiedział Oh Sehun i poczułem się urażony, bo stracił mną całe zainteresowanie. Jakim cudem przechodził z jednego stanu do drugiego  stanu w tak krótkim czasie?

-Dlaczego? – w głosie szefa wyraźnie usłyszałem rozczarowanie. – Chciałem z panem jutro omówić parę ważnych spraw.

-Nie może pan kogoś wysłać? Chętnie spotkałbym się z panem lub z kimś kto się tym zajmuje, ale na osobności. W gronie takie rozmowy na nic się nie zdają. – Pan Lodowaty, jak nazwałem, go w myślach, znów zmienił wyraz twarzy i tym razem był chyba czymś rozbawiony. 

-W sumie to też dobry pomysł. – uśmiechnął się Kim – Mimo to, naprawdę byłoby mi miło, gdyby zaszczycił nas pan jutro na tej ważnej imprezie. 

Odszedłem od nich na kilka kroków, aby sięgnąć po szklankę z wodą. Znów zasychało mi w gardle.  Zaśmiałem się w sobie na zawziętość Kima. Rzadko aż tak bardzo zależało mu na czymś. Oh Sehun był ważnym człowiekiem, ale to nie znaczyło, że mój szef musiał się przed nim poniżać. Byli przecież równi. Chyba, że przegapiłem jakiś ważny szczegół. 

-Panie Kim – Oh znów się uśmiechnął – Przemyślę to.  

Miałem wrażenie, że Jongin podskoczył ze szczęścia. Chyba, że od tej wody coś mi się zaczęło mieszkać i widziałem rzeczy, które nie istnieją. 

-Dziękuję. No i przyślę do ciebie Luhana z dokumentami. Przedstawi ci co i jak. 

Zachłysnąłem się wodą tak mocno, że prawie dostałem ataku kaszlu.  Spojrzeli na mnie oboje z troską widoczną na ich twarzach. Pokręciłem tylko głową dając do zrozumienia, że mają  nie przerywać.  Nie wierzyłem, że Kim chciał mnie do niego wysłać. Przecież ja się do tego nie nadawałem. Nie poradziłbym sobie z zaparzeniem porządnie kawy, a co dopiero z rozmową z tym facetem. 

-Będę wyczekiwał niecierpliwie. – na ustach tego nieprzyzwoitego faceta zagrał chyba najbardziej obiecujący, zadziorny, seksowny i nieodpowiedni uśmieszek jaki  w życiu widziałem. Przełknąłem głośno ślinę. Patrzał w moje oczy, a ja stałem jak sparaliżowany. 

-Do wodzenia, panie Kim. 

-Do widzenia.

I znów odszedł, stał się nieosiągalny. A ja pozostałem z mętlikiem  mojej głowie. 




-Masz zamiar tak przez cały wieczór gapić się w te sushi? – usłyszałem pytanie i jęknąłem cicho wbijając pałeczkę w ryżowy rulonik. Tao spojrzał na mnie ze zmartwieniem, ale ja olałem go całkowicie. Czułem się jak wypluta guma do żucia, który leży na chodniku i co chwila deptana jest przez szpilki i ciężkie buciory. 

-Ciężki dzień w pracy? – mój przyjaciel nie dawał za wygraną. Siedział naprzeciwko mnie w swoim ulubionym miejscu  i wyglądał tak beztrosko. Jakby problemy omijały go szerokim łukiem. Był po prostu chińskim szczęściarzem. Codziennie po pracy przychodziliśmy do tej restauracji na jakąś kolację. Choć było drogo, to jakoś nie zwracałem na to uwagi. Ta restauracja była jedyną drogą rzeczą na którą wydawałem moją pensję. Resztę składałem na kocie, na tzw. czarną godzinę. I wiedziałem, że ona nadjedzie, bo to byłem ja. Zawsze pakowałem się w kłopoty i inne sytuacje, które pociągały za  sobą odpowiedzialność.

-Znasz Oh Sehuna? – wypaliłem grzebiąc pałeczką w rybie. Sam nie wiedziałem skąd to wyszło. Może byłem po prostu ciekawy. 

Tao zmarszczył brwi  lekko zdziwiony.

-Niby znam, a co?

-A nic. – wymamrotałem.

     To nie tak, że myślałem o nim cały dzień po tym spotkaniu i po tym wszystkim co zaszło w Kim Records. Nie miałem tylko pojęcia, czy byłem na niego zły, czy może byłem nim oczarowany? Nie umiałem sam sobie na to odpowiedzieć. Jego zachowania mnie irytowały, ale z drugiej strony łapałem sam siebie na tym, że byłem bliski stwierdzenia, że mi się podoba, co było bardzo absurdalne. Nie wiedziałem też co on czuje. I w co pogrywa. Bo to nie było normalne. Przerażała mnie też myśl ponownego spotkania go. Miałem jutro z samego rana pojechać do TRX Entertainment. Ta myśl sprawiała, że traciłem ochotę do życia. Nie wiedziałem czego mam się spodziewać. 

-LuLu… Coś się stało?

-Nie – rzuciłem szybko – Tylko przez tego dupka mój dzień jest jakąś masakrą.

-Przez kogo?

-Przez Pana Oh Sehuna. Wpadł dziś na mnie w toalecie, a potem się okazało, że mam jutro mu coś zanieść i boże, zginę. – mamrotałem z dłonią na policzku. – Umrę, rozumiesz.

Tao nagle otworzył szerzej oczy.

-On serio jest tak przystojny jak mówią?!

-Nie widziałeś go nigdy? Pracujesz w Kim Records dłużej niż ja. Założę się , że już nie raz tam był. 

-Ugh, własnie, że nie. Z resztą ja pracuję na 4 piętrze, nie zapomnij o tym, Lulu. To piętro dla biedaków. – zaśmiał się – No więc jest przystojny?

Westchnąłem głośno przywołując  w myślach jego twarz i sylwetkę. 

-Bardzo. – wyszeptałem – Przystojny i cholernie seksowny.

Jakaś część mnie nie wierzyła, że własnie powiedziałem to na głos. 

Tao patrzał na mnie z wyraźnym zdziwieniem. Jego oczy stały się większe. Coś nie tak powiedziałem?

-Nie wierzę. Czy ty własnie zasugerowałeś, że on ci się podoba?

-Co?! Nie! Oczywiście, że nie!  -wybuchnąłem szybko i głośno. 

-Nie wcale. – Tao zaśmiał się głośno, a ja rzuciłem mu mordercze spojrzenie. 

A może było w tym trochę racji? Może ten niezrównoważony facet naprawdę mi się podobał? Wolałbym, żeby tak nie było, bo przecież dzieliła nas przepaść. Doszedłem do wniosku, że będę musiał się psychicznie przygotować. I to porządnie. 

-Dasz radę – Huang uśmiechnął się do mnie pocieszająco – Ludzie mówią, że Sehun to taki niebezpieczny człowiek. Ale sądzę, że nie ma w tym krzty prawdy. Owszem, może potrafi dobrze uwodzić, bo fakt faktem Bóg  nie był szczodry dając mu urodę, ale Luhan, znając życie jest kolejnym bogatym dupkiem. Spotkałeś w swoim życiu takich pełno. I zawsze sobie z nimi radziłeś. I wierzę, że tym razem też dasz sobie radę. 

-Chciałbym. Ale boję się, że jest na mnie zły za to, że na niego wpadłem w tej toalecie…

-Luhannn – Tao znów się zaśmiał. – Serio? On pewnie nawet już o tym nie pamięta. Założę się, że jutro będzie się przy tobie zachowywał jak kolejny bogaty egoista. Nie masz o co się martwić.

     Chciałem mu wierzyć, ale jakieś dziwne i niewytłumaczalne uczucie mówiło mi, że jutro nadejdzie dzień mojego sądu ostatecznego. 




     Zapytany za co kocham Seul i co mnie przywołało do tego miasta bez wahania odpowiedziałbym, że panorama stolicy nocą. Miliony świateł, odgłosy tętniącego życiem miasta, gdzieś w klubach odbywające się imprezy, a w normalnych domach śpiący w spokoju ludzie. Być może z takich właśnie powodów mieszkałem w małym, ale swoim własnym apartamencie na 20 piętrze, skąd przez duże szklane szyby mogłem podziwiać tak wspaniałe piękno. Widok ten był nie do opisania. Po prostu piękny, idealny, niemieszczący się w definicji bytu. Cudowny. Gdy wracałem późną porą z pracy, rzucałem swoje rzeczy na łóżko, siadałem na nim i gapiłem się w setki migoczących świateł. Tego dnia ich widok był jakiś inny. Czułem strach, lęk przed nadchodzącymi, nieodwracalnymi zmianami. Zawsze pragnąłem tego, aby wszystko  wokół mnie było stałe i nigdy się nie zmieniało.  Ale w głębi swojego umysłu miałem świadomość, że coś się właśnie teraz zmienia. To tak jakbym miał możliwość widzenia ludzkich myśli i analizowania ich. Poczułem się jakby ktoś tej nocy podjął ważną, ale i niebezpieczną decyzję, a ja miałem być jej częścią. I to przerażało mnie bardziej niż cokolwiek innego. 

     Moje myśli ciągle coś zaprzątało. Problem polegał na tym, że nie wiedziałem co to było. Robiąc zwykłe czynności, takie jak składanie ubrać do szafy, czy szybki prysznic, czułem jakąś pustkę. Gdy w końcu położyłem się do łóżku, a obok mnie leżała panorama nocnego Seulu, dotarło do mnie, że coś zrobiłem źle, gdzieś coś przegapiłem. Zacząłem analizować cały dzisiejszy dzień od samego początku do teraz w myślach, ale nie potrafiłem nic znaleźć. Koncentrowałem się, ale wciąż byłą sama pusta. Może gdybym, tamtej nocy wiedział, że biel ma sto różnych odcieni, rozegrałbym to inaczej. Może.





A/N: Wiem, są błędy i literówki, ale dziś wieczorem je poprawię. Ten rozdział wyszedł mi jakiś dziwny i zrobiłam z Luhana kompletną ciotę x"D Ale potem wszystko się zmieni. Jak jak mówiłam, to HunHan na podstawie "50 Twarzy Greya", ale jeśli ktoś mnie zna, to wie, że nie lubię pisać czegoś, co już teoretycznie jest. Dlatego spodziewajcie się kompletnie innej fabuły. Powiem szczerze, że piszę to na yolo. Na pewno będzie bdsm i ta cała otoczka. x"D  Nawet planu całego nie mam. Nie wiem co z tego wyjdzie, ale chcieliście, to jest. I nawet bardzo przyjemnie mi się to pisało. Następny rozdział w Walentynki. ♥ 

Jeśli chodzi o "Seoul 1950", to mam mały zastój i nie wiem z czego on wynika. Po prostu strasznie męczę się pisząc rozdział, ale postaram się do końca tygodnia, obiecuję.

I możecie zostawić po sobie jakiś ślad, nie obrażę się! Chciałabym wiedzieć, co o tym sądzicie! ☻ 



5 komentarzy:

  1. Dopiero wyczołgałam się z łózka, ale stwierdziłam, że lepiej będzie jak od razu napiszę Ci komentarz, bo potem zapomnę, a poza tym chyba zaraz po przeczytaniu jest tyle filsów, że lepiej na świeżo być ze wszystkim, zwłaszcza z wyrażaniem opinii. I tak, pozwolisz, jak jeszcze się spotkamy, że wyściskam Cię mocno za to ff? Cholera, dawno nie było żadnych fajnych opowiadań na blogspocie, oczywiście polskich. Tęskniłam za czytaniem po polsku, ale teraz, gdy większość autorek poodchodziła, nie ma nawet co. Cieszę się, że Ty zostałaś i dalej piszesz i zwłaszcza, że zabrałaś się za coś takiego! Takiego Greya mogę czytać, serio i dobrze, że jest tylko na podstawie tej książki, bo po co się powtarzać? Znacznie lepiej jest połączyć pewne elementy, zaczerpnąć trochę inspiracji i stworzyć coś innego. Jak widzę, tego się trzymasz i naprawdę się cieszę, bo czuję, że to opowiadanie będzie świetne! Rozdział pierwszy, mimo że był początkiem, wcale nie był nudny, więc czuję, że coraz dalej będzie jeszcze lepiej, czego nie mogę się doczekać :D Hwaiting!

    OdpowiedzUsuń
  2. Zabieranie się za komentowanie to w moim przypadku zawsze cholernie długi proces, bo nigdy nie wiem jak ubrać w słowa to co czuję po przeczytaniu, jednak u ciebie jest to jeszcze trudniejsze i to pewnie dlatego jeszcze nie skomentowałam Seulu 1950. Szczerze jestem o to na siebie naprawdę zła, bo wiem jak wiele mogą komentarze dać autorce. Ale stwierdziłam, że zabiorę się za SOB, bo już od początku wiedziałam, że ta seria do mnie przemówi, w końcu ktoś napisze dobrą historię o "tego" rodzaju relacji między dwoma osobami, a że to Hunhany to podoba mi się jeszcze bardziej, Sehun pasuje mi na takiego dominującego faceta w garniturze.
    Cieszę się, że za to zabrałaś się akurat Ty, bo mogę bo mogę być pewna, że nie zawiedziesz i spełnisz oczekiwania swoich czytelników. Zresztą, widać to już w pierwszym rozdziale. Zazwyczaj pierwsze kilka rozdziałów jest dość nudne, bo poświęca się dużo czasu na opisanie sytuacji, przedstawienie postaci i ogólnie, wprowadzenie czytelnika w świat przedstawiony. Tobie udało się napisać to w taki sposób, że od razu zachęcasz do dalszego czytania, więc na pewno będę czekać z niecierpliwością na kolejne części serii, bo jestem serio ciekawa jak będzie wyglądało spotkanie Luhana z Sehunem, to może być naprawdę ciekawe c:
    Życzę Ci powodzenia z tym opowiadaniem, tak samo jak z każdym innym, oraz wiele motyw, bo jest naprawdę potrzebna każdemu z nas. Nie poddawaj się <3

    OdpowiedzUsuń
  3. chciałabym napisać coś konkretnego ale mam mózg wylansowany ...
    jak przeczytałam że to jest na podstawie "50 twarzy Greya" to zaczełam sie cieszyć jak głupia. Co prawda książka okazała sie jak dla mnie klapą ale to mi się podoba o wiele bardziej ;_;
    stwierdzam że jestem w niebie bo będzie bdsm a mało jest polskich opowiadań z takim czymś :')
    z niecierpliwością czekam na kolejne rozdziały i życzę weny *-*

    /Outsiderka która stwierdza że Luhan to wyjebista ciota (͡° ͜ʖ ͡°)

    OdpowiedzUsuń
  4. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  5. Odkąd wiem o istnieniu "50 twarzy Greya" cały ten film oraz książka prześladują mnie na co dzień, całe otoczenie jara się tym jak chomik żarciem, a ja wciąż uparcie sądzę, że nie ma czym...
    Jestem jednak w pełni świadoma o czym jest "50 twarzy Greya", więc z niecierpliwością czekam na Hunhan'ową wersję, bo w końcu to Hunhan, będzie zajebiście. Zwłaszcza, że będzie on twojego autorstwa~ Pierwszy rozdział - wymiata, mózg mi wypaliło, Luhan ciota, ale jest dobrze XD
    Pozdrawiam i życzę weny!

    OdpowiedzUsuń

Obserwatorzy