14 lut 2015

[Sto Odcieni Bieli] Rozdział II






♥ 


     Otworzyłem leniwie powieki budząc się z odległej krainy. Znajdowałem się gdzieś pomiędzy słodkim zapachem wczorajszego jutra, a szarą rzeczywistością, która przytłaczała mnie  z każdym kolejnym westchnieniem. Krew w moich żyłach zaczęła szybciej płynąć, pobudzając moje ciało do działania, jak każdego ranka. Promienie słoneczne, przedzierały się przez poranną zasłonę snów, a panorama Seulu wydawała się jednocześnie bliska i bardzo odległa. Słońce powoli wyłaniało się zza horyzontu tworząc niewidzialną kopułę. Wyłączyłem budzik w telefonie szybkim ruchem i leniwie podniosłem się z łóżka okrytego bielą. Lubiłem ten kolor. Dlatego właśnie wszystko w całym moim apartamencie było prawie białe. Począwszy od ścian, mebli, ozdób, kończąc na takich drobiazgach jak prześcieradło, czy ręcznik. Po prostu sądziłem, że ten kolor jest bardzo niewinny. Niewinny,  a jednocześnie miał w sobie coś tajemniczego. Bo jak coś pozornie idealnego może w ogóle istnieć? Właśnie, bo jest pozorne. Biel też była pozorna. Kryło się za nią wiele brudnych i czarnych sekretów, lecz nie miały one siły przebicia. Westchnąłem głośno i uśmiechnąłem się do siebie. Widok obok był naprawdę tak niesamowity, że zapierał dech w piersiach. Seul, majowy poranek. Jednak mój cały zapał i entuzjazm nagle osłabł. Powoli jakaś niedościgniona myśl przedzierała się przez mój umysł. Przez krótką chwilę miałem wrażenie pustki, lecz potem pewna szara, niezbyt optymistyczna prawda, będąca jednocześnie surowym przypomnieniem, uderzyła w moje zbolałe myśli. Dziś się z nim spotkam. Poczułem jak każda komórka mojego ciała sprawia, że mięśnie zaciskając się i napinają. To wszystko było tak bardzo niezrozumiałe. Nie potrafiłem sobie wytłumaczyć dlaczego denerwowałem się na spotkanie  z Oh Sehunem. Przecież nic złego nie mogło się stać, prawda? Nie zabije mnie, nie zje, nie poćwiartuje. Jedynie co może zrobić, to wykopać mnie zza drzwi i zerwać kontrakt  z Kim Records, a tego chyba najbardziej chciałbym uniknąć. Bałem się, ponieważ ten facet naprawdę był nieprzewidywalny. Przeczesałem dłonią, swoje złote włosy, ułożone w porannym nieładzie, w zdenerwowaniu zapomniałem na chwilę co ja tu właściwie robię. Zebrałem się w sobie i wstałem. Gapiłem się przez chwilę na wschodzące słońce i powiedziałem sobie, że takiego dnia nie zniszczy mi jakiś bogaty, nadąsany dupek z wielkim ego. Jestem Luhan, tak? A Luhan pyskuje, nie poddaje się i walczy o swoje marzenia bez znaczenia jak głupie one są. Tak. Jestem Luhan i dam z siebie wszystko. 







     To chyba był pierwszy raz odkąd przyleciałem do Seulu, kiedy zamówiłem taksówkę. Dziwnie było wsiąść spod apartamentów do takiej, wręcz mógłbym rzecz, limuzyny. W sumie nie wiedziałem dlaczego to zrobiłem. Ale tego poranka rzeczy były zupełnie na odwrót. Nie miałem na sobie garnituru, tylko jeansowe spodnie i niebieski T-shirt, ach no i zwykłe trampki na nogach. I jechałem tak ubrany do TRX Entertainment ściskając w rękach biała teczkę z dokumentami. Miałem świadomość, że tak nie wypada, ale gdzieś głęboko w moim umyśle pojawiło się pragnienie zaimponowania temu dupkowi. Zaimponowania? Ale czym? Byciem sobą. Poza tym nie miało to być typowe spotkanie biznesowe. Raczej coś w stylu doręczenia teczki. Nic więcej. Własnie, niby nic, a jadowity strach zżerał mnie od środka. Wyglądałem pewnie jak dziecko w za dużej koszulce i roztrzepanych włosach, których nawet nie uczesałem. Brakowało mi tylko lizaka. Nie przejmowałem się tym jednak. Moje intencje nie były złe, ale miały chytry cel, to fakt. Pokazać, że jestem lepszy, bo jestem sobą,  anie kimś, kim każą mi być.

     Taksówka podjechała pod duży, szklany wieżowiec dokładnie 15 minut przed umówioną godziną. Wysiadłem z samochodu i z głośnym wdechem rozejrzałem się dookoła. Nigdy wcześniej tu nie byłem, więc była to dla mnie nowość. Jak to możliwe, że budynek, który ma chyba ze 70 pięter, jest potężny ze stali i szkła, stoi pośrodku kwiatów, drzew i nawet parku, gdzie dostrzegłem drewniane ławeczki. To był tak absurdalny i obcy dla Seulu widok, że przełknąłem głośno ślinę, czując ten ogrom na barkach. Zapłaciłem pośpiesznie kierowcy , a on odjechał polecając się na przyszłość. Podszedłem bliżej głównego wejścia, gdzie tłoczyło się wiele ludzi, przeważnie ubranych w garnitury, czy kremowe spódniczki i białe bluzki z kołnierzykiem. Musiałem wyglądać naprawdę dziwnie wśród tej elity. Nad głównymi drzwiami widniał surowy, metaliczny napis: TRX Entertainment. To mnie trochę zdziwiło, bo myślałem, że w takim budynku trenują także dzieciaki. Niestety to był chyba biurowiec od spraw papierniczych. Wiedziałem, że TRX miało kilka osobnych sankcji rozłożonych w różnych dzielnicach, ale to troszkę mnie przerosło.  Ruszyłem żwawym, ale spokojnym krokiem do środka. Główne pomieszczenie było chyba budowane jako audytorium, bo jego wielkość, tłoczący się w nim ludzie, ogrom i bogactwo mnie przytłoczył. Jeśli myślałem, że Kim Records to coś, to od tego dnia definitywnie ta wersja była nieaktualna. Biała marmurowa podłoga, połyskująca pod promieniami słońca, które wdzierały się w wielkie okna znajdujące się naprzeciwko mnie. Na środku stał pomnik. Również z jakiegoś białego budulca. Przedstawiał drzewo z rozłożonymi dookoła gałęziami. Rzeźba była tak duża, że sięgała prawie do sufitu, a sufit, no cóż, znajdował się dobre kilkanaście metrów nade mną. Po prawej stronie zładowała się recepcja. Kobieta stojąca za ladą z wysokiej jakości drewna o orzechowym kolorze była ubrana w cóż, biały uniform składający się z spódniczki, dość obcisłej, i koszuli z żabotem. Czarne włosy upięte miała w staranny kucyk opadający na jej ramiona. Uśmiechała się, a jej uśmiech nie schodził z twarzy i wcale nie wyglądał na sztuczny. Być może lata praktyki ją do tego przygotowały. Podszedłem do niej, gdy odszedł jakiś mężczyzna w garniturze, z którym wcześniej rozmawiała. Zgodnie z oczekiwaniami posłała mi uśmiech i zapytała w czym może mi pomóc. Przełknąłem głośno ślinę, a potem wykrztusiłem z siebie cicho:

-Mam umówione spotkanie z Panem Oh. Jestem z Kim Records.

     Zaczęła przeglądać coś na tablecie, który zwinnie trzymała w dłoni. Miałem wrażenie, że coś ją bawi. Jakby nie mnie się tu spodziewała. Nie dała po sobie jednak niczego poznać. Odłożyła urządzenie, a potem spojrzała na mnie z przyjaznymi iskierkami  w oczach.

-Tak, proszę tutaj ma pan kod do windy numer 8. Na 60 piętro. Tam będą na pana czekać. – wręczyła mi małą kartkę identyfikacyjną z kodem.

     Odszedłem w stronę wind, które znajdowały się po lewej stronie. W moim umyśle śmiałem się sam z siebie, ponieważ wśród tych wszystkich ubranych elegancko kobiet i mężczyzn musiałem stanowić beznadziejny wyjątek w moim jakże codziennym ubraniu. Szczególnie te trampki, tak, one dodawały mi uroku i klasy. Wszedłem do windy z malutkim złotym numerkiem 8 na srebrnej tabliczce. Za mną nikt nie wszedł, przez co znów doznałem uczucia strachu. Spokojnie, Luhan. Nacisnąłem odpowiedni guzik i winda ruszyła, choć w ogóle tego nie poczułem. Zacząłem przyglądać się sobie w kryształowych lustrach naokoło mnie. Nie wyglądałem najgorzej. Tak, ta myśl chyba uspokoiła moje nerwy. Ale dlaczego ja przejmowałem się tym jak wyglądam. Może faktycznie powinienem ubrać garnitur?

     Podróż windą trwała zaledwie kilka sekund, już chwile później otworzyła się z charakterystycznym „ding”. Platynowa blondynka przywitała mnie i kazała iść za sobą. Pomieszczenie przypominało hol, ale było mniejsze o wiele od tego na dole. Podłoga – biała, ściany-białe, uniformy pracujący kobiet, które przechadzały się po korytarzu – białe. Jedynie obrazy w czarnych ramkach wiszące na ścinach odznaczały się innym kolorem. Nie było okien, więc cały hol, który bardziej przypominał korytarz oświetlony był jasnym światłem jarzeniówek. Klosze były jak brylanciki i straciłem kilka sekund na przyglądanie się im zadzierając głowę w stronę sufitu.

-Pan Oh za chwilę się z panem spotka. 

Głos kobiety był subtelny i pogodny. Zaprowadziła mnie pod wielkie, stylowe drzwi z jakiegoś jasnego drewna.

-Niech pan wejdzie ze jakieś pięć minut. – poinstruowała mnie, a skinąłem głową. Odeszła w drugą stronę, a potem zniknęła  z pola widzenia.

5 minut?

     Spojrzałem na zegarek w telefonie, aby przypadkiem nie przegapić czasu. Tym samym odkryłem trzy wiadomości od Tao, który w każdej z nich życzył mi powodzenia. Prychnąłem z irytacją. Przecież nie szedłem polować na słonia, tylko oddać dokumenty bogatemu dupkowi. Żadnej filozofii. Tak chciałem myśleć, jednak wiedziałem, że prawda była inna. To było coś. Bałem się, naturalnie, ale wytłumaczenie sobie dlaczego się boję, było dla mnie niemożliwe. Nie wiedziałem. Stałem podskakując delikatnie na na nogach. Zaczęło robić mi się duszno, a czas jak na złość nie śpieszył się. Minuty ciągły się w nieskończoność. Gdy w końcu wybiła pełna godzina włożyłem telefon do tylnej kieszeni dżinsów, ścisnąłem teczkę mocniej w dłoni i wziąłem pokrzepiający duży wdech. Dasz radę, Luhan. 

     Otworzyłem drzwi, a moim oczom ukazała się panorama Seulu. Podobna do tej, którą ja sam posiadałem. Z tą różnicą, że ta była inna, większa i bardziej zielona. Mimo to wciąż tak samo piękna. Szybko ogarnąłem pomieszczenie wzrokiem, który od razu zatrzymał się na znajomej sylwetce. Siedział za ogromnym, dębowym burkiem. Pisał coś czarnym piórem, które dostrzegłem z dość dalekiej odległości, która nas dzieliła, ponieważ jego gabinet nie należał do małych pomieszczeń. Co w ogóle mnie nie zadziwiło, to to, że podłoga, ściany, kanapa w rogu, wazon na kwiatki, doniczki, lampka na biurku – wszystko było białe. Wciąż stałem wpatrując się w niego. Dopiero, gdy podniósł głowę, a jego twarz wyrażała poirytowanie, poruszyłem się niespokojnie. Jego wyraz twarzy nagle się zmienił. Poirytowanie zniknęło zastąpione jakąś łagodnością i pogodnością, która biła od niego niebezpiecznie mocno. Uśmiechnął się do mnie, ale nie tak jak to robił wczoraj. Ten uśmiech był pocieszny, naturalny. Mój umysł zakodował ten obraz, wciąż zaznaczając jak bardzo ten mężczyzna jest piękny.  Wstał i ruszył w moją stronę. Wstrzymałem oddech, gdy stanął naprzeciwko mnie i wyciągnął w moją stronę swoją rękę. Uścisnąłem ją drżąc.

-Dzień Dobry, panie Lu.

-Dzień Dobry, Panie Oh.

Jakże protekcjonalnie i formalnie to brzmiało. Tym razem to ja posłałem mu uśmiech wpatrując się w te czarne oczy, które świeciły się mocno zainteresowane i rozbawione.

-Proszę tędy. – wskazał dłonią kanapę obitą białą skórą. Usiadłem, ale wciąż będąc mega zesztywniały. On usiadł na przeciw mnie zakładając nogę na nogę. Przełknąłem głośno ślinę.

-To te dokumenty, które miałem panu przynieść, proszę pana. – wyciągnąłem  w jego stronę białą teczkę, a on chwycił ją i rzucił niedbale na szklany stolik.. Zdezorientowałem się trochę. Nie miał zamiaru ich przejrzeć? Przecież chyba o to chodziło, prawda? Najważniejsze były dokumenty. Choć z drugiej strony dlaczego Kim nie przesłał ich mu fax-em? Mógłby, tak? Nie musiałbym tu wtedy przychodzić. Chyba, że…

-Co sądzi pan o współpracy TRX Entertainment i Kim Records? – zapytał.

-Em…-zawahałem się zdenerwowany –Właściwe, to sądzę, że to nie najgorszy pomysł. – odpowiedziałem zgodnie z prawdą. Dla Kim Records kontrakt z wytwórnią, która jest chyba jedną z najbardziej rozpoznawalnych w całej Korei i która wydaje najlepsze i największe gwiazdeczki show biznesu…no cóż, wszystko przemawiało za tym, że ta współpraca byłaby rozwiązaniem wszystkich finansowych problemów Kim Records, ponieważ z tego co wiedziałem, Jongin raz wziął jakiś kredyt, którego do teraz nie spłacił. A firma musi szukać kontrahentów.

-Jestem takiego samego zdania. – powiedział łagodnie ogarniając niesforny kosmyk włosów, który zasłonił jego czoło. –Ale słyszałem, że macie jakieś problemy.

O nie, nadchodzi. Nie spieprz tego, Luhan.

-Tak, lecz są to problemy do rozwiązania. I jestem szczerze przekonany, że  dzięki tej współpracy znikną raz na zawsze. – powiedziałem jak inteligentniej się dało.

Uśmiechnął się.

-Skoro pan tak sądzi, będę skory panu uwierzyć.

Tak, o to chodziło. Nie spieprzyłem niczego,  a on wciąż wyglądał na zainteresowanego. Luhan, wyjdziesz stąd zwycięzcą.

-Dziękuję, proszę pana.

-Sehun.

-Huh? –wyrwało mi się.

-Gdy mówisz do mnie per pan czuję się strasznie staro – zaśmiał się – Dlatego Sehun. A ty jesteś Luhan, tak?

Kiwnąłem głową zdezorientowany. Jak ten sam człowiek może być tym człowiekiem, który napastował mnie swoim wzrokiem wczoraj. To przecież niemożliwe. Zmieniał swój charakter tak często jak zapewne zmienia krawat.

-Więc, Luhan, naprawdę następnym, razem uważaj, aby nie wpaść na kogoś w toalecie.

O nie. Spuściłem głowę zażenowany. Dokąd ta rozmowa zmierzała?

-Będę uważał. – mruknąłem cicho zawstydzony.

Znów urzekł pomieszczenie swoim pięknym śmiechem, a ja chciałem wyjść.

-Tak, będziesz. – powiedział dobitnie już z trochę bardziej surowym tonem wyczuwalnym w swoim głosie.

Nie bałem się, ale czułem przed nim respekt. Onieśmielał mnie.

-Jeśli to wszystko, chyba powinienem już iść. – zasugerowałem cichym głosem spoglądając na jego twarz. Była bez wyrazu i przez chwilę miałem wrażenie, że dostrzegłem na niej cień niezadowolenia.

-Racja, to wszystko. – znów zmienił się w łagodną kreaturę. Wstał, a ja zaraz po nim. Ruszyliśmy w stronę drzwi. Obróciłem się, aby się pożegnać, a on patrzył na mnie z głębią  w swoich czarnych oczach.

-Wybiera się pan może na dzisiejszy bal dobroczynny? – wypaliłem nie
wiadomo skąd, zapominając nawet, że nie miałem do niego mówić per pan.

Dostrzegłem jakiś błysk w jego oczach, a potem uśmiechnął się w ten sam sposób jak wczorajszego ranka uśmiechał się kilka razy. Wstrzymałem oddech. On definitywnie był groźny dla mojego zdrowia.  Nie chciałem go na tym balu, ale to pytanie było niekontrolowane. Nie miałem zamiaru uciekać przed jego spojrzeniami przez cały wieczór. Trzymała mnie jednak nadzieja, że nie zjawi się, ponieważ wczoraj mówił, że sam nie wie.

-Powiedźmy, że się wybieram, ale tylko wtedy, kiedy pan też tam będzie, panie Lu.

Moje funkcje układu oddechowego naprawdę zrobiły sobie przerwę. Nawet nie wiem, czy się trzęsłem, czy nie. W sposób w jaki wypowiedział „panie Lu” był tak cholernie pociągający, że o mało nie wylądowałem na ziemi. Choć byłem pewien, że złapałby mnie wtedy. Umknęło mi znów to, że mieliśmy mówić do siebie po imieniu a tu znów  forma, która sprawiała, że powietrze jakoś zrobiło się duszne.

Obserwował moją reakcję z poważną miną, ale w jego oczach grało rozbawienie.

-Zastanowię się – wydukałem.

-Będę pana oczekiwał, panie Lu. – znów ten cholerny uśmiech. Podał mi dłoń na pożegnanie,  a ja uścisnąłem ją ze strachem.

-Do widzenia – prawie wyszeptałem.

Nachylił się w moją stronę niebezpiecznie blisko, jego oddech łaskotał moje wrażliwe miejsce za uchem.

-Radzę popracować nad funkcjami oddechowymi. – wyszeptał, sekundę późnij znów stał przed mną, uśmiechnął się i powiedział zwykłe do widzenia.

Zbyt zesztywniały by myśleć, wyszedłem szybciej niż było to w ogóle możliwe. Gdy drzwi jego gabinetu się za mną zatrzasnęły wciągnąłem głośno powietrze, a układ odchowy znów zaczął pracować.  Nagle świat zewnętrzny ruszył z powrotem. Dostrzegłem jedną z pracownic patrząca na mnie  z przerażeniem.

-Wszystko w porządku? – zapytała. Kiwnąłem tylko głową i ruszyłem korytarzem, a potem do winy najszybciej jak się dało. Potrzebowałem świeżego powietrza. Wnioskowałem, że byłem bliski omdlenia.  Z ledwością udało mi się nacisnąć odpowiedni guzik i wpisać kod z karty, którą cały czas miałem w kieszeni. Gdy spojrzałem na siebie w lustrze dostrzegłem moje zaczerwienione policzki, a  oddech wciąż był nierówny. Dlaczego ten facet tak na mnie działa? Co to w ogóle było? Za dużo pytań, za mało odpowiedzi. Podróż windą dłużyła się w nieskończoność.  Gdy w końcu drzwi otworzyły się wyleciałem na zewnątrz prawie biegiem. Lekko chłodne, majowe powietrze uderzyło we mnie przywracając mi życie. Stałem tak, po środku chodnika. To był flirt, tak? Jak inaczej można by to nazwać? Flirtował ze mną? A może zbyt wysoko siebie cenię. Niechciane myśli błąkały się wśród mojego umysłu. Ruszyłem przed siebie kompletnie zdezorientowany. W międzyczasie zadzwoniłem po taksówkę. Potrzebowałem położyć się w domu w swoim ukochanym łóżku i po  prostu uciąć sobie drzemkę. Za dużo myśli kołatało się w mojej głowie.





     Gdzieś między przejazdem taksówką do domu, a majowym porankiem, dotarło do mnie, że mam coś do tego mężczyzny. Otworzyłem drzwi swojego apartamentu i pierwsze co zrobiłem to rzucenie się twarzą na łóżko. Leżałem tak kilka dobrych minut, potem podniosłem się na łokciach i patrzałem na moją panoramę w całej okazałości. Seul tętnił życiem. Szkoda, że we mnie było go tak mało. Zegarek w telefonie wskazywał dziesiątą. Spodziewałem się telefonu od szefa  z pytaniem jak poszło spotkanie, ale niestety nikt nie dzwonił. Właściwie, co miałbym mu powiedzieć? Że prawdopodobnie pociąga mnie gościu, z którym pan chce współpracować. Że ze mną flirtował i to otwarcie? Co tam się w ogóle stało? Denerwował mnie fakt, że nie wiedziałem o nim dosłownie niczego, zmieniał swój nastrój zbyt szybko. Ale mimo tego był czarujący, mądry, miły i wyrafinowany. No i przystojny, ale tej myśli zabroniłem rozprzestrzeniać się w moim umyśle. Za dużo mnie to kosztowało.

-Czy on mi się podoba? – zapytałem siebie samego na głos. Obróciłem się na plecy i zacząłem gapić się w biały sufit. Po kilku minutach cichy opowiedziałem sam sobie –Tak.

     Ta myśl była niebezpieczna. Oh Sehun był typem człowieka, który spędza z kimś jedną noc, a potem, nawet nie zadzwoni, czułem to. Dlaczego więc chciałem ryzykować i myśl o tym, aby udać się na ten bal, wydawała się taka kusząca? A co jeśli go tam nie będzie? Co jeśli to tylko takie zagranie i mnie oleje? 
Z zamyślenia wyrwał mnie dzwonek do drzwi. Przełknąłem głośno ślinę, ponieważ jeśli był to Tao, to nie miałem jak się wytłumaczyć z mojego aktualnego stanu. Wstałem z westchnieniem zmęczenia i powłóczyłem się pod drzwi, które otworzyłem naprawdę leniwie.

-Przesyłka dla pana Luhana.

     Stałem jak osłupiały gapiąc się w kuriera. Mężczyzna poprawił swoją czapkę z logo firmy, podał mi jakąś kartkę, którą podpisałem automatycznie, a potem wręczył mi białe zdobione kartonowe pudełeczko w kształcie dłuższego prostokąta. Zamknąłem za sobą drzwi marszcząc brwi z frustracji. Postawiłem pudełeczko na blacie kuchennym i gapiłem się na nie marszcząc czoło. W moim umyśle pojawiła się jedna, pełna głupich nadziei myśl. A może…? Choć była ona głupia, to dzięki niej zrozumiałem jak ten facet bardzo namieszał mi w głowie.

     Otworzyłem je delikatnie, bojąc się, że rozleci się w moich dłoniach. W środku znajdowała się biała róża, ułożona na jakże białym aksamitnym materialne. Przełknąłem głośno ślinę sięgając po karteczkę w beżowym kolorze złożoną na pół.

„Kiedy mówiłem, że oczekuję Pana na dzisiejszym balu dobroczynnym, nie było w tym ani krzty żartu. Naprawdę chcę żeby pan tam był. Czekam z niecierpliwością, Panie Lu.  Oh Sehun, prezes TRX Entertainment”

Mój układ oddechowy chyba znów odmówił mi współpracy. Podekscytowanie wzbierało się we mnie niemożliwie szybko. On chce żebym tak był. On tego naprawdę chce. Powtarzałem to jak mantrę. Straciłem dla niego głowę, kompletnie. W zaledwie dwa dni. Jak to w ogól było możliwe? Drżącymi dłońmi wstawiłem różę do wazonu i postawiłem na stoliku w salonie. Wyglądała  pięknie.





     Tao poznałem jeszcze w Chinach, gdy  przebywał tam na wakacjach. Studiował wtedy w Seulu. Zaczepił mnie w jednej z kawiarni, gdzie kupowałem lody. Zrobił to tylko dlatego, że miałem koszulkę z jego ulubionym zespołem. Z tego co pamiętam skończyła jako szmata do wycierania podłogi. Zaczęliśmy wtedy ze sobą rozmawiać i jakoś tak się stało, że on zaoferował mi pomoc, jeśli po studiach chciałbym wyjechać do Korei. Nawet długo się nie zastanawiałem na tym. Bardzo mi pomógł, ponieważ mój koreański ograniczał się do podstawowej komunikacji, która sama w sobie też była na lichym poziomie. Tao sterczał ze mną nawet po nocach i tłumaczył podstawowe zasady gramatyczne. To dzięki niemu dostałem też swoją pierwszą poważną pracę w życiu. W Kim Records. On sam pracował tam już w czasie studiów, więc wkręcenie mnie w ten biznesowy świat było tylko kwestią czasu. To właśnie mojemu przyjacielowi zawdzięczałem cały ten dorobek. Wprawdzie studia ekonomiczne same w sobie może by mi pomogły, ale na pewno nie doszedłbym tak daleko bez jego pomocy. Nigdy nie doceniałem go, uważałem za głupiego, bo tak się zachowywał, ale kochałem go, bo przyjaciół się kocha. To właśnie on tego dnia znów mi pomógł przynosząc jakieś tabletki na uspokojenie, które popiłem szybko wodą.

-Lepiej tam nie idź. – powiedział marszcząc brwi z frustracji – Jeszcze coś ci zrobi, czy coś.

Spojrzałem na niego z politowaniem.

-Serio? – zaśmiałem się- Wątpię, aby był do tego zdolny. Wręcz pozorom, był dla mnie dziś bardzo miły i uprzejmy.

Dziwnie brzmiał to, gdy wypowiadałem te zdanie na głos, ale taka była przecież prawda.

-Oh Sehun nie zawsze bywa miły. Może coś do ciebie ma.

-Co?! – wykrzyknąłem podchodząc do stolika barowego, który łączył kuchnię z salonem. – Chory jesteś? Jak już to może robi to wszystko tylko po to, aby zacieśnić współpracę. – zerknąłem na różę, a  Tao podążył za moim wzrokiem.

-Ta, współpraca. – wykrzywił usta w uśmiechu. – Nie osądzam go, ani nic, ale takie gesty coś znaczą.
Gdzieś ostatnio czytałem, że podobno ma żonę, także wiesz, Luhan…

Zabolało? Nie. Bardziej zdziwiło.

-To plotki – nie wiedziałem czy bronię siebie, czy jego.

-Skąd ta pewność? – Tao upił łyk swojego ulubionego pomarańczowego soku.

-Jest młody, przystojny, czarujący. Tacy ludzie wolą się bawić, niż uziemiać przy jednej kobiecie na całe życie. – wymyśliłem na szybko jakąś sensowną odpowiedź. Wyczekiwałem co odpowie mój przyjaciel, ale on tylko się uśmiechnął kręcąc delikatnie głową.

-Zbieraj się- rzucił wstając ze stołka – Trzeba się przygotować na ten bal. Przyjadę po ciebie o ósmej.




     Przełknąłem głośno ślinę, gdy wysiadałem z samochodu. Tao pojawił się zaraz obok mnie dodając mi otuchy swoim uśmiechem. Według planu, który ustaliliśmy najpierw musieliśmy się spotkać z Kim Jonginem, aby poinformować go o naszej obcości. Wciąż byłem zdziwiony, że nie zadzwonił, ale najwyraźniej liczył na moją obecność tutaj. Poprawiłem marynarkę i wziąłem głęboki oddech, a potem ruszyliśmy w stronę wejścia. Bal dobroczynny odbywał się co pół roku w pałacu w Gangnam. Był to jednak raczej budynek w stylu rezydencji. Był naprawdę duży i cały oświetlony, z podjazdem, ludźmi, którzy zawozili samochody do garażu, tłoczącym się gośćmi ubranymi w najlepsze ciuchy od projektantów. Pałac był pomalowany zielonkawą farbą, coś na rodzaj pastelu, a okna były obite złotymi ramami. Wyglądało to zjawiskowo i naprawdę pięknie w połączeniu z światełkami, które znajdowały się nawet na dachu budynku. Za pałacem znajdował się park, gdzie często przychodziłem, gdy opiekowałem się psem Tao – Niką. Choć park był publiczny, to do pałacu nie można było weź tak po prostu. Ten nocy jednak po raz pierwszy mnie do niego wpuszczono. Przy wejściu przywitał nas starszy pan z siwą brodą, kłaniając się nam, kazał podać nazwiska. Zostaliśmy zaproszeni tylko ze względu na to, że jesteśmy pracownikami Kim Records. Choć i tak wyczuwałem w tym ingerencję szefa. Weszliśmy i przywitał nas tłum ludzi, którzy panoszyli się zarówno na zewnątrz jak i w środku. Kobiety starsze, młodsze, mężczyźni siwiejący no i ci młodzi, strasznie przystojni. Były nawet też dzieci ubrane w małe garniturki i różowe sukieneczki. Sala była duża, nawet bardzo, ozdabiana złotymi zakończeniami. Marmurowe schody rozwidlające się u dołu zapewne prowadziły do pokoi, lub innych sal, o których pojęcia nie miałem. W środku również wszystko oświetlało lampki. To było naprawdę piękne i powstrzymywałem się, aby nie otworzyć buzi z wrażenia. Tao szturchnął mnie, żebym się opamiętał, a potem pociągnął mnie w tłum. Znalezienie naszego szefa  graniczyło z cudem, ale udało nam się dzięki jednej charakterystycznej rzeczy. Założył czerwony frak i musiałem przyznać, że to ten typ ludzi, którym, we wszystkim jest dobrze. Przywitał się z nami grzecznie i zaczął pytać o spotkanie, a ja zarumieniłem się wściekle.

-Właściwie, to poszło świetnie. Sądzę, że Pan Oh jest całkowicie za tą współpracą. – uśmiechnąłem się lekko.

Kim chyba bardzo się ucieszył, bo rozpromienił się niesamowicie.

-Cieszę się. Kontrakt który mamy podpisać z TRX jest dla nas bardzo ważny. – Tao skinął głową definitywnie się z nim zgadzając – Bez niego prawdopodobnie upadlibyśmy. Chcą nam dać dość spore pieniądze, aby spłacić wszystkie długi. Jeśli się uda, wyjdziemy na prostą.

     Ucieszyłem się słysząc to z jego ust. Był tak niesamowicie optymistycznie do tego nastawiony, że nawet Tao posłał mi znaczące spojrzenie, a ja obiecałem sobie, że dopilnuję, aby ten kontrakt został podpisany. W końcu pan Oh coś do mnie miał, racja? I wtedy sobie o  nim przypomniałem. On gdzieś tu jest. Moje serce nagle jakby zaczęło szybciej bić, oddech przyśpieszył, a kończyny stały się jakieś takie niemrawe. To nie wróżyło niczego dobrego.

     Tao zauważył moje podenerwowanie. Przeprosił Jongina i zaczął ciągnąć mnie w stronę łazienki, którą swoją drogę też było ciężko znaleźć.

-W porządku? –zapytał z troską.

-Tak… Znaczy, boję się.

-Luhan, proszę cię. To tylko jakiś tam  facet.

Nie Tao mylisz się. To Oh Sehun.

-Dasz radę?

-Mhm – przytaknąłem głową i spojrzałem na  siebie w lustrze. Nie było tak źle. Jeszcze nie byłem cały czerwony, a szybki oddech nie był dostrzegalny.

     Wróciliśmy na salę, a ja całą siłą starałem nie rozglądać się. Nie chciałem go szukać, ale moja podświadomość jednak bardzo tego pragnęła.

-Panie i Panowi – rozniósł się głos z głośników i wszyscy zwrócili się  w stronę schodów, gdzie stał dyrektor pałacu, dość stary mężczyzna. – Witam na  balu dobroczynnym w Itness House! – rozległy się barwa – Mam nadzieję, że dzisiaj zbierzemy sumę, która wypłynie na konto światowej organizacji pomocy dzieciom głodującym. Będę informował państwa o programie dzisiejsze imprezy na bieżąco, a teraz zapraszam na poczęstunek.

-Dość szczytny cel – skomentował Tao, a potem jak reszta ruszył w stronę szwedzkiego stołu a ja za nim.

     Zabawne, że zbierają pieniądze na głodujące dzieci, a połowa tego wysokiej jakości pożywanie trawi do kosza. Zaśmiałem się w sobie czując skurcz w żołądku, co skutecznie oderwało mnie od pomysłu zjedzenia czegokolwiek. Poprawiłem krawat i skusiłem się na kieliszek wina. Tao za to zniknął z mojego pola widzenia  i znając życie zaraz wda się w dyskusję z jakimś kimś na temat chińskiego jedzenia, które również serwowano dzisiejszej nocy. Spacerowałem ostrożnie między ludźmi, którzy zawzięcie o czymś dyskutowali łącząc się w grupki. Przyszło mi przez myśl, że będąc tu, ktoś z zewnątrz też mógłby nazwać mnie bogatym dupkiem jak ja nazywałem tą całą biologiczną masę znajdującą się w tym pomieszczeniu. Być może niektórzy z nich mieli jednak dobre serca.

      I wtedy pomyślałem o nim. Sehun  wydawał się wprawdzie był arogancki, zbyt pewny siebie, ale z drugiej strony było w nim coś, co sprawiło, że postrzegałem go troszkę inaczej. Wydawał się zamknięty w sobie, ale tak jakby myślał, że przez to jest lepszy od innych. Był złożoną osobowością i dostało do mnie, że ciężko było by go rozgryźć. Poczułem się głupio zażenowany, ponieważ cząstka mnie miała nadzieję, że sam Sehun dam mi szansę na poznanie siebie, ale to wydawało się tak bardzo nierealnie, że aż pokręciłem głową. Zacząłem sobie wmawiać, że to nic takiego, że on to zrobił, aby mnie tu ściągnąć, bo ważna jest współpraca. Przecież to nie był żaden flirt. On po prostu szukał sposobu, kogoś naiwnego, aby dowiedzieć się, czy warto plątać się w kontrakt z Kim Records. Tak, definitywnie chodziło własnie o to.

     Zacząłem znów się rozglądać, bo naprawdę chciałem go zobaczyć. Gdy podniosłem wzrok na schody, dostrzegłem go. Stał tam, z jakąś starszą kobietą i dwoma mężczyznami. Jeden był może w moim wieku. Rozmawiali. Sehun co chwilę uśmiechał się pogodnie, a jego grzywka wpadała mu do oczu, więc odgarniał ją ręką. Wyglądał tak wspaniale, gdy jego krawat zastępowała czarna muszka, która idealnie kontrastowała z białą koszulą i czarnym garniturem. Jego dłonie chowane były w kieszeniach, co nadawało mu jakiegoś takiego luzackiego wyglądu. Bo właśnie tak wyglądał, na rozluźnionego. Nie dostrzegłem grama powagi w na jego twarzy i to znów mnie skonsternowało. Dotarło do mnie, że otwarcie się na niego gapię, choć ludzi wokół jakoś to nie obchodziło. Gdy już chciałem opuścić wzrok ten jak zwykle obrócił głowę  w moją stronę, a potem złapał moje spojrzenie. Uśmiechnął się, a ja po raz kolejny zatopiłem się w jego czarnych oczach, które teraz błyszczały się na brązowo.



A/N: WESOŁYCH WALENTYNEK! ♥ Kończą mi się ferie i nie wiem, kiedy znów coś dodam, choć akurat SOB pisze mi się naprawdę szybko i łatwo, ale znając moją kochaną  panią z polskiego nawali nam tyle zadań i lektur do przeczytania, że nie będę miała czasu nawet załączyć komputera. W każdym razie, będę się starać coś naskrobać. A Seoul... Może jutro jeśli dam radę. Ah, i dziękuję za komentarze pod pierwszym rozdziałem! Naprawdę nie spodziewałam się, że Wam się to aż tak spodoba. x"D Mam nadzieję, że ten rozdział również się podobał! ♥ 

PS: W międzyczasie zmienię playlistę dostosowaną do SOB, czy coś, bo ta smętna muzyka w tle nie pasuje xD 




7 komentarzy:

  1. Boże kocham to opowiadanie <3 <3<3<3<3<3<3<3<3Fajnie sie je czyta i do tak mię,do opowiadanie ale tez mam BFF co by tak samo jak Lu wszytsko,na bialo,chciala mieć :D A tak do opowiadania to serio je kocham fajnie,sie je czyta i Se Hun jest taki Fajny bo nw jak to napisać :) Juz czekam co dalej <3<3<3<3<3<3<3<3<3<3<3<3<3<3<3<3<3<3Powodzenia i Weny <3 Hwaiting!<3

    OdpowiedzUsuń
  2. Uroczyście przysięgam, iż właśnie tworzę coś okropnego.
    Jak już kiedyś wspomniałam, nie rzucam się ze ślinotokiem na każde opowiadanie z hunhanem, ale za to, przyznając się do sławnej zbrodni ostatnich kilku miesięcy - lubię bardzo 50TG i emocje jakie wywołała u mnie ekranizacja (wyjątkowo o wiele lepsza niż książka T^T), co za tym idzie, łącząc pomysł na fabułę z wyżej wymienionym shipem, który notabene idealnie pasuje do relacji dom-sub, czuje wielkie motyle w brzuchu na samą myśl o przeczytaniu ff o odcieniach bieli. Byłam ciekawa w jaki sposób przeniesiesz fabułę oryginału do opowiadania, czy będzie dużo podobieństw czy wręcz przeciwnie - no i bardzo mile mnie zaskoczyłaś (oczywiście), za co jestem Ci wdzięczna bo znalazłam sobie nową lekturę, przerywając tym samym kryzys nie-czytania fików ;_; I nie wiem czy mi się zdaję, czy to Ty mi mówiłaś (albo widziałam to na twitterze - nie pamiętam), że od drugiego rozdziału jebniesz czytelnikiem własnym stylem? To damn gurl, muszę przyznać, że to rzeczywiście było mocne zderzenie, gdy włączyłam sobie na słuchawki 'I Put A Spell On You' i zaczęłam czytać. Może to dziwna reakcja i wyda Ci się przerysowana, z mojego opisu, ale przeszły mi po plecach ciarki. Czułam idealne dopasowanie między wyrafinowaniem melodii, a Twoimi słowami i może TA kombinacja była taka...oddziałująca. Miałam przed oczami początek filmu i surowość, która otacza Luhana gdy ten wchodzi do biura Sehuna. Ohoho no i sam prezes *-* w tym momencie pożałowałam, że mam wiedzę, na temat upodobań Oh, bo to by było zajebistym dla mnie zaskoczeniem >.< Mam też nadzieję, że nie planujesz zrobić z Sehuna faceta, który ulegnie i łatwo odbiegnie od swojej natury tak jak to uczynił oryginał T^T Byłoby mi smutno gdybym miała nie ujrzeć prawdziwego zboczeństwa w tym opowiadaniu. Chyba mam coś do związków, w którym jedna strona jest aż zanadto apodyktyczna i dominująca (ALE JAK JUŻ MÓWIŁAM JEŚLI CHODZI O TO OPOWIADANIE WOLAŁABYM SAMA-WIESZ-JAKI-SHIP). Wracając do piosenki i pana Oh, tak jak Luhan uważam, że był czarujący i rzucił na biednego Lu urok, od którego - jak dobrze wiemy - chłopak się łatwo nie uwolni. Szkoda, że nic z tego nie ma odniesienia w rzeczywistości. Dobrze wiemy, że za wielkimi korporacjami siedzą równie wielcy, obleśni i spoceni ludzie. Chociaż nie wiem czy chciałabym JAKO PRACOWNIK mieć kogoś takiego jak Oh Sehun nad sobą w pracy. Myślę, że to byłoby cholernie trudne i frustrujące pracować z piekielnie przystojnym gejem...T^T
    Podsumowując, bardzo mi się podobało i szybko zatrzymało przy sobie. Tematyka opowiadania może wydawać się ciężka, ale jest jednym z tych 'ambitniejszych' tematów, którym ludzie mogą bardziej się interesować, bo są zboczeni jak ja :----) Miałaś się rozpłakać, ale teraz możesz płakać jedynie ze śmiechu, wiem to bełkot (wspomniałam Ci prywatnie czym spowodowany xD), za który przepraszam. I jeśli moja opinia ma znaczenie to mówię Ci - nie musisz się martwić, że odcienie bieli się komuś nie spodobają.
    Olka.

    OdpowiedzUsuń
  3. w ogóle kocham to opowiadanie ;-;
    niby jest coś z 50 twarzy Greya ale idzie też swoim torem i jest to oryginalne (nie wiem czy to ma sens XD )
    Mam ochote wyć z Luhana cioty ale tak musi niestety być XDD
    Sehun jest tutaj taki xhwisvdkahisbw ;_;
    weny życzę i czekam na dalsze rozdziały *-*

    /Outsiderka która stwierdza że Sehuj jest zbyt fab (͡° ͜ʖ ͡°)

    OdpowiedzUsuń
  4. Świetne to, ale błagam powiedz, ze Luhan się opamięta i jego ciotowatość spadnie o kilka stopni w dół XD haha, świetnie mi się to czyta. :D Życzę weny i pozdrawiam ;*

    OdpowiedzUsuń
  5. Jezu błagam kontynuuj to. Czytałam 50 twarzy greya i jestem pewna że ta książka nawet nie będzie mogła pięt lizać temu co stworzysz z tej fabuły Ty. Dodatkowo hunhan no błagam czy znalazłam niebo na ziemi?

    OdpowiedzUsuń
  6. Muszę przyznać, że „50 twarzy Grey” jakoś nie przypadło mi do gustu, bo główna bohaterka lekko mnie wkurzała. Była irytująca, ale u Ciebie Luhan jest inny, co bardzo mnie cieszy. Od razu polubiłam jego słodką niezdarność i problem z oddychaniem. To takie śmieszne, że przy Oh Sehunie traci panowanie nad swoim ciałem. Nie dziwne to, skoro z Hunniego jest taki przystojniaczek. W ogóle pasuje do niego taka rola. Podoba mi się również postać Tao. Pocieszny przyjaciel na dobre i na złe.
    Pozdrawiam! :D

    OdpowiedzUsuń
  7. Miałam napisać ci komentarz kilka dni temu, wypadło mi to z głowy, więc wybacz. Ten też nie będzie ani treściwy, ani jakiś super fajny, ale obiecuję, że postaram się następnym razem. Cóż, historia nabiera powolutku kształtów. Jeszcze niby nic się nie dzieje, ale mimo to jest ciekawie, zauważyłam, że uśmiecham się przez cały czas jak to czytam. To chyba przez to, że zdecydowanie zakochałam się w klimacie tego opowiadania i w Luhanie, który tak słodko reaguje na Sehuna :D Czekam na więcej i weny, weny i jeszcze raz weny, bo nie mogę doczekać się kolejnych rozdziałów!

    OdpowiedzUsuń

Obserwatorzy