10 mar 2015

[Sto Odcieni Bieli] Rozdział V







     Sufit był pełen niewidzialnych cieni. Widziałem człowieka z obciętą głową, jakąś panią, która krzyczała przerażona. Widziałem też kogoś, kto chce coś powiedzieć, ale najwyraźniej nie potrafi. Deszcz delikatnie grał dźwiękiem o parapet, a przez otwarty balkon wlatywało chłodne, ale wiosenne powietrze. Długie, białe zasłony falowany krucho z każdym małym powiewem. Westchnąłem głośno. Wszystko było nie tak, jak być powinno. Czułem się zmęczony, otępiały, ale nie senny. Zastanawiałem się co ja właściwie wciąż robię w Seulu. Mogłem wrócić i byłoby łatwiej. Być może. Ponieważ nie mogłem być tego pewny na sto procent, ale w Chinach było mi łatwiej, byłem szczęśliwy. Teraz byłem w Korei, zagubiony i bliski płaczu. Gdybym miał świadomość, że wydarzy się tak wiele, nie przyjechałby tu. Postawiłbym się Jonginowi. Zabawne, że tak naprawdę nie odezwałem się ani słowem wczorajszego popołudnia. Nie zrobiłem niczego, co sprawiłoby, że mój stan ducha byłby teraz lepszy, a sam teraz narzekałem. Może była to moja wrodzona cecha. Tęskniłem za moim chłopakiem, naprawdę. Tęskniłem za tym jak mnie przytulał i szeptał, że wszystko będzie dobrze. A więc byłem od niego uzależniony. Gdyby teraz tu był, czułbym się jak człowiek, a nie jak trup, tak? Choć… być może ja po prostu byłem uzależniony od ludzi i ich głupich zapewnień. Od Sehuna też ich pragnąłem. Chciałem właśnie tego - wyjaśnienia. Chciałem mieć czarno na białym napisane, dlaczego tak się wtedy zachował. Dlaczego wczoraj mnie zignorował. Chciałem odpowiedzi na proste pytanie: Dlaczego? Ale przecież miłość nie była czarno-biała i musiałem się z tym pogodzić. Chwyciłem telefon leżący obok na szafce nocnej. Przeglądałem listę kontaktów zastanawiając się z kim mógłbym się upić, kto mnie jeszcze pamięta. Miałem na studiach kilka kolegów, czasem się spotykaliśmy. Ale nie wiedziałem, czy picie z nimi byłoby dobrym pomysłem. Jedyna myśl jaka przyszła mi do głowy to Tao. Ale on był w Chinach. Czułem się tak kurewsko samotny, że aż zacząłem się bać. Postanowiłem do niego zadzwonić, przewijając szybko  listę kontaktów, ponieważ wiedziałem, że jest tam numer Sehuna. To zabawne, że wciąż go nie wykasowałem. Pamiętam, jak spisałem jego numer z teczki, którą miałem wtedy mu zanieść do TRX. Był tam adres wytwórni i jego numer. Jak widać, już wtedy był blisko z Jonginem. Rok czasu. 

     Tao odebrał po trzech sygnałach. Był zaspany i chyba ledwo kontaktował. Nie dziwiłem się. Była druga w nocy.

-Chłopie, dlaczego ty zawsze dzwonisz o nienormalnych godzinach? - zapytał ziewając głośno. 

-Mam kryzys emocjonalny. - powiedziałem kompletnie go ignorując.

-Kryzys? - zaśmiał się i słyszałem jak po drugiej stronie Tao wierci się w pościeli. - Ty przez całe życie masz kryzys, stary.

-Ja nie żartuję. - prawie wyszeptałem gapiąc się w sufit.

-Mhm.

-Serio, Tao. Przyleć tu. Chcę się upić do nieprzytomności.

-Jezu, Luhan. Ty serio masz załamanie. - ton jego głosu spoważniał - Tylko niczego sam nie próbuj! Rozumiesz? Jeszcze ktoś cię zabije i wrzuci do rowu.

-To co mam robić? - zaskamlałem będąc na granicy płaczu.

-Podaj mi adres hotelu i numer pokoju. 

-Przylecisz? - zapytałem cicho z niedowierzaniem, bo nie sądziłem, że naprawdę byłby w stanie to zrobić. 

-A mam jakieś inne wyjście?






-Naprawdę nie wierzę, że jestem dla ciebie aż takim dobrym przyjacielem. 

-Ja też w to nie wierzę. - zaśmiałem się głośno. Szliśmy z Tao  spowitą nocą ulicą w Gangnam szukając jakiegoś klubu. Mój przyjaciel pozwolił mi się upić, ale tylko wtedy, gdy nie zemdleję jak już będzie po wszystkim. Obiecałem mu trzymać się na nogach, więc musiałem się naprawdę pilnować. Rzadko piłem. Właściwie to unikałem alkoholu. Wynikało to z tego, że kiedyś po jednej z imprez w liceum byłem tak wstawiony, że jacyś goście mnie okradli. Wolałem aż tak nigdy nie ryzykować. Ale tego dnia wszystko było jakieś inne. W mojej głowie nazywałem mój stan w dwóch słowach: “do dupy”. Tak właśnie się czułem. Była czwarta nad ranem, gdy weszliśmy do jakiegoś klubu przepełnionego ludźmi, głośną muzyką i zapachem alkoholu.

     Usiedliśmy przy barze, a jakiś koleś z mnóstwem tatuaży podał nam jakieś kolorowe coś i naprawdę, w tamtej chwili, miałem na wszystko wyjebane. Nie obchodził mnie Sehun, Jongin, praca i mój chłopak. Choć to dość brutalne, tak właśnie było. Pozbyłem się wszystkich zahamowań. Tao, dość szybko przyczepił się do jakiegoś gościa, który wyglądał jak jakiś pieprzony model i aż zrobiło mi się słabo, gdy się uśmiechnął i pokazał ząb równiutkich, białych ząbków. Ten typ bogacza, ew. Zaśmiałem się w sobie, bo właśnie tacy faceci mnie kręcili, tak? Inaczej Sehun nie zrobiłby na mnie aż tak wielkiego wrażenia. Poszli na parkiet, a ja zamówiłem chyba czwartego już drinka z taką małą, słodką limetką i parasolem dla małych, chińskich laleczek. Westchnąłem głośno i odgarnąłem tą przeklętą grzywkę, która co chwilę wpadała mi do oczu. A potem zacząłem gorączkowo i nietrzeźwo myśleć. 

Sehun cię nie chce - mówiła szyderczo moja podświadomość - Jesteś nikim. Nie umiesz nawet wyjść z cienia. 

Huh, to była prawda. 

Powinieneś wracać do swojego chłoptasia, Luhan. 

Auć. Czy sam fakt, że myślałem o kimś innym był zdradą? Chyba nie. Nie powinno być. Ale jeśli już myślę o ustach innego chłopaka? Wtedy to zdrada, tak? Jezu, i tak nie potrzebnie robię sobie nadzieję. Nic z tego nie będzie. On cię olał wczoraj i to dość zjawiskowo, Luhan. Zapomnij. 

Albo nie. Spotkaj się z nim i powiedź mu. Powiedź mu co czujesz, jak bardzo ci źle, jak bardzo on cię wkurwia. Powiedź mu to. Dajesz.

Spojrzałem chwiejącą się głową na swój kolorowy napój. A potem zacząłem szukać Tao, który w tej samej chwili znalazł się przy mnie i, tak serio, nie wyglądał na normalnego. 

-Stary,  nie wracam do domu na noc. - zakomunikował, a potem wziął duży łyk z mojej szklanki. Spojrzałem na niego i zmarszczyłem nos. - Oj, słodki jesteś, ale zamów taksówkę, czy coś. 

A potem zniknął w tłumie. Znów spojrzałem na tęczową ciecz, a potem przypomniało mi się, że o czymś zapomniałem. Ah, tak taksówka. Zapłaciłem. Choć nie byłem pewny, czy gościu dał mi resztę. Wyszedłem tylnymi drzwiami przeciskając się przez tłum śmierdzących, spoconych ludzi, fuj ludzi. Świeże, kwietniowe podeszczowe powietrze wdarło się do moich płuc, aż prawie przewróciłem się z napływu świeżości. Jakiś kolo stał i pił, jakaś para lesbijek obściskiwała się w kącie, a jeszcze obok jakiś trans chyba się masturbował o ile to można było tym nazwać. Zaśmiałem się wesoło, wznosząc głowę do góry. 

-Żyję. - powiedziałem rozkładając ramiona. - Aaa, taksówka. - wymamrotałem wyciągając telefon z kieszeni. O dziwo był tam jeszcze. Mrużąc oczy znalazłem listę kontaktów i znów wertowałem ją, powoli, śmiejąc się do siebie. - O, ten gej - skomentowałem gdy przypomniałem sobie kolegę ze studiów. 

Przynajmniej myślałem, że to właśnie zrobiłem. Prawda jest taka, że potem niewiele pamiętałem  z tamtej nocy. 

Nagle spoważniałem, gdy przed oczami mignęło mi to znajome imię. 

-A pierdolić to - powiedziałem naciskając zieloną słuchawkę. 

Jeden sygnał.

Drugi sygnał.

-Oh Sehun, prezes TRX Entertainment, słucham. - jego głos był surowy, ale nie zaspany.

-Sehunnnnnnnnnnnnnnn. - prawie krzyknąłem.

-Luhan? - mogłem usłyszeć jak bardo się zdziwił.

-Uuu, brawo panie prezesie, pamięta mnie pan jeszcze. Miło, huh. - zaśmiałem się. - A myślałem, że jednak nie. Ups, przykro mi.

-Luhan. Czy ty jesteś pijany? 

-Może. Ale tak odrobinkę. Tak troszkę maciupeńko. Tak niu niu. Trochę bardzo. Ale dobrze mi z tym!

-Luhan - wziął głęboki oddech - Gdzie jesteś? Masz jak wrócić do domu? O tej godzinie-

-Stop, panie przystojny. Po pierwsze gówno pana obchodzi gdzie jestem. Ważne, że daleko od ciebie i twoich chorych gierek. A no i po drugie, proszę pana, niech się pan ode mnie odpierdoli.

-Lu-

-Nie! Posłuchaj mnie choć raz w końcu! Mam cię dość, mam dość tego jak mnie potraktowałeś, jakbym był kurwa niczym. I nie rozumiem tej twojej chorej gry. Raz jesteś jak: Chodź do mnie LuLuś, chcę cię, a potem: Nie, nie jestem mężczyzną dla ciebie, ale nie: chodź do mnie, podejdź bliżej. A wiesz co ci powiem?! Goń się! 

-Luhan, jadę po ciebie.

-Co?

Co?!

Rozłączyłem się chyba jakoś samoczynnie z braku jakichkolwiek odczuć ze świata zewnętrznego. Jak to po mnie jedzie? Co?

Stałem wpatrując się w ziemię. Co to w ogóle było? Chwila. Moment. Zastanówmy się powoli. Zadzwoniłem do Sehuna.

KURWA, ŻE CO?!

Luhan, no mądry jesteś, nie ma co. 

Odetchnąłem głośno, chcąc, aby to dziwne uczucie znikło. On żartował? Tak? A jeśli nie? Ale w sumie na chuj mi to? I tak mnie wystawił już raz. Walić go. 

      I z taką właśnie myślą wróciłem do środka klubu, gdzie powietrze znów było duszące, a alkohol lał się litrami. Usiadłem obok jakiegoś faceta, który chyba już nie kontaktował, bo zjechał z krzesła i rąbnął głową o ziemię. Cóż, zawsze mógł skończyć gorzej. Barman z tatuażami wciąż był trzeźwy i spoglądał na każdego bacznym okiem. Podał mi drinka, tym razem, zielonego z jakimś liściem, czy coś. Wypiłem go szybko, naprawdę szybko. Choć może nie. Może to po prostu czas dla mnie inaczej płynął, ale gdy czyjaś ręka chwyciła moje ramię, podnosząc do góry z pewnością, a ja stanąłem twarz w twarz z Sehun, czas zatrzymał się jeszcze bardziej. Mrugałem szybko, zastanawiając się, czy jest prawdziwy.

-Jesteś prawdziwy? - wymsknęło mi się.

Zaśmiał się kręcąc głową, a potem splótł swoją dłoń z moją i zaczął kierować mnie w stronę wyjścia. Miałem tak zamroczony umysł, że jedyne co zdołałem dostrzec i przyswoić, to to że Sehun nie ma garnituru, a tylko dżinsy i białą koszulkę, i o boże, dlaczego wyglądał tak seksownie. Wręcz wypchnął mnie z budynku, a ja zachwiałem się lekko, ale on szybko mnie złapał chroniąc przed upadkiem. Spojrzałem na niego z przerażeniem, ale z jego twarzy nie dało się nic wyczytać. Gdyby nie alkohol, który buzował w moich żyłach, to nie dałbym mu się poprowadzić w stronę parkingu, gdzie zapewne miał samochód. Powiedziałbym nie, ale w tamtej chwili asertywność odleciała, fiu fiu w siną dal. 

-Skąd wiedziałeś, że tu jestem? - tylko o to udało mi się zapytać. 

-Zadzwoniłem do Tao. Tak swoją drogą poszedł gdzieś się pieprzyć. Powiedział, że masz na niego nie czekać.

Przełknąłem głośno ślinę, ponieważ te słowa w jego ustach brzmiały tak...o Jezu.

Lamborghini.

Czerwone.

Westchnąłem. Za dużo jak dla mnie. 

Otworzył drzwi od strony pasażera i trzymając mnie mocno pomógł usiąść. Naprawdę nie kontaktowałem. Chwilę potem Sehun usiadł obok mnie. Nie spojrzał na mnie. Nie wiedziałem czy był zły, czy może w środku ze mnie się śmiał. Jechaliśmy w kompletnej ciszy. Nie wiedziałem nawet dokąd. Jedyne co pamiętałem to senność, światła Seulu, które rozmazywały się przed moimi oczyma. A potem ciemność. 




     Jaskrawe światło wdarło się między moje senne powieki, powodując jakiś metafizyczny ból. Zobaczyłem słońce, którego promienie delikatnie zlewały się z falującą od wiosennego wiatru zasłoną. Usłyszałem śpiew ptaków. To wszystko było tak nierealne i nieosiągalne. Leżałem na czymś niebywale miękkim. Satynowy materiał pod moją dłonią, wydawał się być niebem. Było mi tak dobrze i błogo. Jednak do czasu, gdy mocny ból głowy, zwany potocznie kacem, przybył niespodziewanie jak wiadro zimnej wody. Chciało mi się pić. Kończyny bolały. Byłem zmęczony i zdezorientowany. 

Gdzie ja właściwie jestem? 

I wtedy miliony małych klatek filmowych z wczorajszej nocy przeleciało mi przed oczyma. 

Tao, klub, alkohol, telefon, Sehun. 

O kurwa.

     Potrząsnąłem mocno głową, ale to sprawiło jeszcze większy ból głowy, aż jęknąłem. Podniosłem się delikatnie. Pomieszczenie w którym się znajdowałem było duże, przestronne, nowocześnie umeblowane i… białe. Oprócz takich szczegółów jak szafki i rama łóżka, które były brązowe i cholernie dobrze to wszystko ze sobą kontrastowało. Okno, ciągnące się od samego sufitu, aż do podłogi, nie było zjawiskowe, ale bardziej zjawiskowe było to co znajdowało się za oknem. Ogród. Pełen zielonych, rozkwitających kwiatów. Dostrzegłem nawet żółtego motyla. Zanim zdążyłem to zakodować trochę dalej w głąb ogrodu dostrzegłem psa, który biegał z piłką w pysku. Jeśli się nie myliłem był to Golden Retriever. Uśmiechnąłem się mimo pulsującego bólu głowy. Wstałem powoli. Na szczęście miałem na sobie swoje ubrania, więc nie miałem powodu do zmartwień. Zakładałem, że jestem w domu Sehuna. To  było jedyne, realne i możliwe w czasie rzeczywistym wyjaśnienie. Stąpałem delikatnie po białym, miękkim, puchatym dywanie, aż dotarłem do drewnianych drzwi, które otworzyłem powoli. Jedyne co uciekło z moich ust, to “wow” wypowiedziane szeptem. 

     Wiedziałem, że Sehun był bardzo bogaty. Ale nigdy nie sądziłbym, że jego dom - a raczej willa - będzie aż taka. Wszedłem powoli do czegoś co chyba było salonem połączony z kuchnią, barem. Po prawej stronie były drewniane schody prowadzące  na górę, a po lewej drzwi szklane do ogrodu. Dostrzegłem też dwa korytarze, które zapewne gdzieś prowadziły, ale nie miałem teraz zamiaru tego sprawdzać. Wszystkie ściany były białe. Samo pomieszczenie było tak wysokie, że zmieściło by się tak z 7 Luhanów ułożonych w pionie, serio. Podłoga z ciemnych desek była czysta i błyszcząca, zapewne często polerowana. Na ścinach wisiały obrazy, zwierzęce skóry i jakieś ozdoby indiańskie. Ten cały widok był tak piękny, że na chwilę zatrzymałem się aby na niego popatrzeć. I właśnie wtedy, zbyt zagapiony, zostałem napadnięty przez wielką beżową kulkę sierści, która zapewne przywędrowała z ogrodu przez uchylone drzwi. Leżałem już na zimnej podłodze, gdy ów stwór zaczął mnie lizać po twarzy. Wielkie to bydle było. Ale dopóki nie gryzło,  było dobrze.

-Calpro,  zostaw go! - usłyszałem rozbawiony głos Oh Sehuna. Przeszedł mnie dreszcz. Wielkie zwierzę zeszło ze mnie i poleciało na spotkanie ze swoim panem. Wstałem z ziemi i zacząłem udawać opanowanie. 

-Dzień dobry - powiedział spoglądając na mnie. Schylił się aby pogłaskać psa.

-Dzień Dobry - odpowiedziałem prawie szeptem. 

-Jak sądzę boli cię głowa. Zaraz coś przy niosę i zjemy śniadanie. Możesz usiąść - pomachał rękami  w powietrzu - gdzieś.

Uśmiechnął się i wyszedł. A ja zacząłem kodować jego obraz w kraciastych spodniach i czarnej koszulce. O Boże. 

Włochata kulka położyła się obok białej, skórzanej kanapy, więc ominąłem to miejsce szerokim łukiem. Usiadłem przy ciemnym drewnianym stoliku. Ze zdenerwowania zacząłem się bujać. 

Sehun był dla mnie miły.

Co?

Sehun jest dla mnie miły.

Przetarłem dłońmi twarz. To będzie długi dzień. 




A/N: Tak, musiałam. To chyba jedyne sceny  z Greya, które lubię, więc.......... x"D Mam nadzieję, że się nie gniewacie. Dodaję rozdział dziś, bo w weekend chcę pisać coś innego i jakoś tak. xD Za to nie obiecuję, że następny rozdział dodam szybko. Chyba najpierw napiszę sobie to opowiadanie na zapas, a potem będę dodawać co tydzień. ♥ I liczę na Wasze opinie, bo serio jestem ciekawa, co o tym sądzicie. <:3)~

9 komentarzy:

  1. czułam że dzisiaj będzie rozdział *znowu*
    to było cudowne, tak bardzo cudowne~~
    weny życzę i czekam na dalsze rozdziały *-*

    /Outsiderka (͡° ͜ʖ ͡°)

    OdpowiedzUsuń
  2. omf mówiłam już, ze umieram za każdym razem, gdy to czytam? Nie? Więc mówię, umieram. Taka zajebioza jakich mało <3 Kocham to :3 Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  3. Oziuu nie powinnam czytać tego w szkole ;-;
    Koleżanki pytają się co mi jest i wgl. Jeju nie spodziewałam się że on zadzwoni do Sehuna, tym bardziej że Sehun po niego przyjedzie :o Boże co to będzie. Już nie mogę się doczekać następnego rozdziału. Fighting! C:

    OdpowiedzUsuń
  4. Wybacz, że dopiero teraz komentuję, ale lepiej późno niż wcale. Może i ta scena nawiązuje do tej z książki, lecz Twoja jest o wiele lepsza. Pijany Luhan to przesłodki Luhan. I do tego bardzo odważny. Jestem ciekawa, czy Sehun w ogóle weźmie do serca wypowiedź Lulu, który był w końcu szczery z nim. Z niecierpliwością czekam na kolejne rozdziały.
    Pozdrawiam! :D

    OdpowiedzUsuń
  5. Kocham to opowiadanie! Czekam z niecierpliwością na więcej! :)))

    OdpowiedzUsuń
  6. Opowiadanie jest super <3 <3 NIe mogę się doczekać kiedy dodasz coś nowego . Tak ciekawi mnie o co chodzi w relacjach Kai - Sehun ;__; No i Luhan , o matko niech on przestanie się załamywać i żyje <3
    Pozdrawiam i życzę powodzenia w pisaniu ~~

    OdpowiedzUsuń
  7. Trochę szkoda mi Laya, ale jestem przepelniona feelsami do hunhanow, wiec nie obchodzi mnie on na razie xd. Kocham takiego Sehuna, jest taki aidjjskwncjskwmd i seksowny :D czekam na następny rodział <3

    OdpowiedzUsuń
  8. Trochę szkoda mi Laya, ale jestem przepelniona feelsami do hunhanow, wiec nie obchodzi mnie on na razie xd. Kocham takiego Sehuna, jest taki aidjjskwncjskwmd i seksowny :D czekam na następny rodział <3

    OdpowiedzUsuń
  9. kiedy będzie następna część? *_* hunhan forever <3

    OdpowiedzUsuń

Obserwatorzy