12 lip 2015

[Sto Odcieni Bieli] Rozdział XII











     Kiedy otworzyłem oczy, znajdowałem się gdzieś pomiędzy wieczną krainą snów a rzeczywistością, która docierała do mnie powoli, nigdzie się nie śpiesząc. To zabawne, że czułem się jak w raju, jakbym przebiegł maraton i wygrał najcenniejszą nagrodę. Byłem za to wdzięczny Sehunowi. 


     Oczywiście w łóżku byłem sam, nic nowego. Przewróciłem się na lewy bok, przecierając zaspane oczy. Okno było otwarte, słyszałem szum letniego wiatru, śpiew ptaków i radio, które sączyło się gdzieś z kuchni. Idealny poranek, tak, definitywnie.


     Uśmiechnąłem się do siebie szeroko. Chciałem, żeby było tak każdego dnia. Oczekiwałem tego wręcz tak bardzo, że bolała mnie myśl, iż tak nie będzie, jeśli nie podpiszę tej cholernej umowy. Oczywiście, po wczorajszej nocy rozważałem podpisanie tego głupiego papierku. Swoją drogą, Sehun to Sehun, prawdopodobnie nikłe są szanse na to, aby się zmienił, ale ja mogę dużo zmienić w swoim życiu. Wczorajsze doświadczenie utwierdziło mnie też w przekonaniu, że Sehun nie ma granic, ale też dowiedziałem się o sobie czegoś nowego, fascynującego.


     Podobało mi się.


     Mógłbym skłamać, że przywiązanie do łóżka nie jest podniecające, ale prawda była inna i nie potrafiłem dopuścić tej myśli na światło dzienne. Była zbyt dziwna. 


     To nie tak, że myślałem o podpisaniu tej umowy. Na siłę nie chciałem o tym myśleć, bo nie mogłem pozbyć się wrażenia, jakby ta decyzja była bardzo skomplikowana, a ja, jak wiadomo, nie jestem zbyt dobry w podejmowaniu decyzji. 


     Ale mimo to, byłem zadowolony. Nie czułem się jakoś specjalnie źle, ani psychicznie, ani fizycznie. Byłem szczęśliwy. Naprawdę szczęśliwy. 


     Wygrzebałem się z ciepłego łóżka, którego naprawdę nie chciałem opuszczać. Ubrałem się i wyszedłem z sypialni.


     Sehun przygotowywał śniadanie. I o ile ten widok był piękny, był też zabawny, bo nie mogłem wyobrazić go sobie inaczej, niż jako biznesmena. Zacząłem się śmiać, co zwróciło jego uwagę.


-Jak widzę, już wstałeś. - powiedział, udając obrażonego. 


-Taaak, a ty bawisz się w kurę domową. - podszedłem do lodówki i wyciągnąłem z niej świeży sok. Sehun podał mi szklankę, wciąż mając minę obrażonego dziecka. - Oj, no. Przestań. Czasem się zastanawiam, który z nas jest bardziej dziecinny.


-Zdecydowanie ty. - pocałował moje czoło, odkładając tosty na talerzyk. -Tak, dzień dobry. 


-Dzień dobry. - uśmiechnąłem się a potem pocałowałem go lekko w usta. 


     Do tego jeszcze miałem prawo. 


-Wiesz, naprawdę umiesz gotować, czy to taki konspekt, abym pomyślał, że jesteś we wszystkim taki super i w ogóle? - zapytałem, siadając do stołu.


     Zaśmiał się delikatnie, podając mi talerz z chrupiącymi tostami i serem.


-Nie muszę udawać, Luhan. Jestem świetny we wszystkim.


-W łóżku najbardziej. - uciąłem, choć nie była to złośliwa uwaga, a raczej zaczepka.


-W łóżku szczególnie. - usiadł naprzeciwko. - Jak się czujesz?


-Naprawdę cię to obchodzi? - postanowiłem zagrać inną stroną. Skoro naprawdę mu na mnie zależy, niech pokaże, że jednak coś do mnie czuje.


-Luhan. - ostrzegł mnie, rzucając mi lodowate spojrzenie.


-No co?! - wziąłem duży gryz tosta - Nie moja wina, że cały czas mam wrażenie, jakbym… Ugh, nieważne. 


Spojrzał na mnie uważnie, ale nie był zły. Był zaciekawiony.


-Nie. Powiedz. Musisz mi mówić wszystko, jeśli nasza znajomość ma mieć w ogóle jakikolwiek głębszy sens.


-Głębszy sens? - prawie się zakrztusiłem, Sehun szybko podał mi szklankę z sokiem - Jezu, jaki głębszy sens? Tak to nazywasz? Serio? Nie dociera do ciebie, że ludzie, których wykorzystujesz mogą poczuć się jak dziwki?


-Więc tak właśnie się poczułeś? - wciąż miał spokojny wyraz twarzy, jakby przechodził takie rozmowy już setki razy, a nawet tysiące.


-Tak. Właśnie tak. Jak dziwka. Bo... czy to nie jest dla ciebie dziwne? - westchnąłem ze złości - Równocześnie mógłbyś pojechać do burdelu i płacić za takie coś. Poza tym, jaki głębszy sens? Nawet cię nie znam. Nic o tobie nie wiem. Czy to według ciebie jest głębszy sens?


     Chwycił moją dłoń, która leżała na stole kuchennym. Spojrzał mi w oczy i musiałem się opamiętać, żeby się w nich nie zatracić, bo to było niezwykle łatwe.


-Luhan, nie chcę żebyś tak się czuł. - wyjaśnił cicho.


-To zrób coś z tym. - westchnąłem.


-Wiesz, gdybym nie był tym, kim teraz jestem, powiedziałbym, że cię kocham, ale nie mogę tego zrobić.


     Moje serce niemiłosiernie się skurczyło.
 

-Dlaczego? Dlaczego nie możesz tego zrobić? Ja tego potrzebuję. Nawet jeśli nic do mnie nie czujesz. 


Pokręcił głową i uśmiechnął się smutno.


-Nic nie czuję? Jestem pewien, że cały czas właśnie tak myślisz. Prawda, Luhan? Tylko wiesz… to nie jest prawda. Nie jestem tego typu człowiekiem.


-To jakim jesteś człowiekiem? - zapytałem, ponieważ to pytanie od dwóch dni siedziało w mojej głowie, zagnieździło się w niej i nie chciało odejść. 


     Dostrzegłem w jego oczach coś na kształt wahania. Może bał się powiedzieć mi prawdy o sobie samym. Może jego przeszłość była straszna i nie chciał jej wspominać. Ale mimo to chciałem go poznać, bo musiałem mieć pewność, że jeśli się na coś zgodzę, nie skończę w psychiatryku, czy coś w ten deseń. Już byłem tego bliski. 


-Co chcesz wiedzieć? - zapytał prosto. 


Uśmiechnąłem się lekko. Nareszcie usłyszę prawdę.


-Te umowy… którą z kolei jestem osobą? Zakładam, że nie pierwszą. - powiedziałem sztywno, bo to mnie w jakiś sposób bolało. Jakoś nie mogłem znieść myśli, że Sehun miał kogoś innego. 


-Jeśli podpiszesz, będziesz trzeci. - odpowiedział spokojnie.


-Tylko? - zdziwiłem się. Nie było to do niego podobne. - A tak... bez umowy?


Zastanawiał się przez chwilę nad odpowiedzią. 


-Nie jestem w stanie tego zliczyć - odpowiedział w końcu szczerze.


Cholera. Świetnie. 


-Okej. To teraz… masz kontakt z tymi osobami?


-Czy to aż takie ważne? - zirytował się lekko.


-Tak. - mój ton głosu był pewny siebie, więc chyba nie miał innego wyjścia jak powiedzieć mi wszystko.


-Tak, mam. Z dwoma osobami, które podpisały tą umowę. Z resztą bez niej, nie mam kontaktu. Ale nic nas nie łączy oprócz... w sumie koleżeństwa. To nawet nie jest przyjaźń. Po prostu spotykamy się czasem we trójkę. 


-Tak się da? Oni sie znają? -zdziwiłem się.


-Hm, tak. Z tego co wiem są nawet przyjaciółmi. 


-Cóż… - wolałem zostawić ten temat w spokoju - Umowa podlega negocjacji, tak? Nie muszę godzić się na wszystko?


-Oczywiście, że nie. Prawda jest taka, że czasem niektórych  z tych rzeczy w ogóle byśmy nie robili. To działa na zasadzie znalezienia tych kilku, w których dana osoba czuje się najlepiej.


-Och… Właściwie, dlaczego to robisz?


     Nastała cisza. Słyszałem tylko radio i korek samochodowy na ulicy przed apartamentem. 


     Spuścił głowę, jakby chciał mi powiedzieć bez używania słów, że już dość, że nie musiałem o to pytać.


     Ale ja chciałem. 


-Dlaczego?


     Spojrzał na mnie i uśmiechnął się lekko.


-Szczerze? Zdziwisz się. 


-Tak, szczerze. 


-Byłem kiedyś w takim porąbanym związku. Kochałem bardzo tą osobę. W sumie, mogę nawet powiedzieć, że była moim światem, wiesz? Po niej nikogo tak nie kochałem. To była moja pierwsza miłość. Nawet sobie nie wyobrażasz… spędzałem z tą osobą każdą moją wolną chwilę w liceum a potem na studiach, ale ona… zostawiła mnie. Właściwie to..-zaśmiał się smutno - Zostawiła mnie, bo chyba byłem bardzo zły w łóżku, skoro poszła do kierownika jakiegoś burdelu. To przez nią znienawidziłem delikatność, waniliowy seks i ogólnie związki. Wszystkie głupie serca, rocznice, spacery, poznawanie rodziców, ślub, dzieci… to wszystko w moim świecie już nie istnieje. Za bardzo wtedy cierpiałem. Chodziłem na terapię. Miałem myśli samobójcze. Doszło nawet do tego, że kiedyś prawie się zabiłem, ale na szczęście mój brat mnie uratował. To było trudne. Po tym wszystkim po prostu stwierdziłem, że nigdy się nie zakocham. Ja po prostu szanuję osoby, które są ze mną  w tym popieprzonym związku. Wiem, że to dla ciebie trudne i wiem, że zaraz powiesz mi, że nie wszyscy ludzie odchodzą, ale to gówniane słowa, Luhan. Każdy odchodzi. Dlatego, właśnie dlatego.


     Patrzyłem na niego i nie wiedziałem co odpowiedzieć. Oczywiście, że chciałem znać prawdę, ale nie sądziłem, że aż tak ciężko będzie mi ją przyjąć. Bolało, ponieważ zdałem sobie sprawę, że nie ma nawet cienia szansy, abym był z nim w normalnym związku. 




-Luhan, powiedź coś.  - wyszeptał. 


-Przykro mi. - powiedziałem cicho, bo tylko to przychodziło mi do głowy. Czułem się żałośnie. 


-Niepotrzebnie. To co się zdarzyło, nauczyło mnie bardzo wielu rzeczy. I pozwoliło spotkać ciebie, bo wiesz… jesteś naprawdę wspaniałym człowiekiem.


-Nie musisz tego mówić.


-Ale chcę. Nie spotkałem jeszcze tak pięknego człowieka jak ty.


     Miałem ochotę dać mu w twarz, bo zacząłem się rumienić. Świetnie, Luhan. W takim momencie.


-Ugh.


-Lubisz to.  -zaśmiał się. - Masz jeszcze jakieś pytania?


-Nie, już nie. - odpowiedziałem zgodnie z prawdą. 


     Może to wszystko jednak jakoś się ułoży? 


     Sehun wstał i posprzątał naczynia po śniadaniu, a ja poszedłem się ogarnąć. Ta noc dała mi nieźle w kość a i tak wyglądałem lepiej, niż na to zasługiwałem. 


      Kiedy próbowałem rozczesać grzebieniem moje niesforne włosy, Sehun przytulił mnie od tyłu i spojrzał na nasze odbicie w lustrze.


-Wiesz, co? - pocałował mój kark.


-Hm?


-Podpisz tą umowę. Naprawdę tego chcę. 


     Uśmiechnąłem się lekko odkładając grzebień na szafkę.


-Cóż, może dałoby się bez tej umowy? -zapytałem z jakąś nadzieją, choć wciąż miało to charakter żartobliwy.


-Um, to dla twojego dobra, Luhan.


-Okej.


-Co? sł


-Okey, rozumiem, dla mojego dobra. - wytłumaczyłem, bo sam zrozumiałem, jak bardzo źle to zabrzmiało. 


-Cieszę się. Muszę się zbierać. Ktoś musi przecież pracować. 


     Zaśmiałem się, bo oboje wiedzieliśmy, że Sehun nie musiał pracować. Spokojnie utrzymałby się z tych wszystkich pieniędzy, które ma. 


     Czułem się szczęśliwy, kiedy całowałem go na pożegnanie. Szczęśliwy.







Kiedy późnym popołudniem usłyszałem dzwonek do drzwi, zdziwiłem się. Moje zdziwienie było jeszcze większe, kiedy zobaczyłem w drzwiach Jongina. Oczywiście, nie pracowałem, ale miałem urlop, który z resztą mi się należał. Poza tym wcześniej, któregoś dnia jeszcze przed przyjazdem Xinga, rozmawiałem z Jonginem przez telefon. Powiedział, że gdy skończy mi się urlop, tak jak przedtem będę mógł pracować w Seulu.


-Coś się stało? - zapytałem, kiedy zaprosiłem go do środka. Nie wyglądał na złego. Był tylko trochę przemoczony, ponieważ pół godziny wcześniej zaczęła się ulewa i świetna pogoda poszła sobie zbyt szybko. Nie zdążyłem nacieszyć się słońcem.


-Właściwie to tak. Chciałem z tobą o czymś porozmawiać. - zakomunikował wchodząc za mną do salonu.


-Słucham cię. - mrugnąłem kilka razy, bo miałem przeczucie, że to za dobrze się nie skończy.


-Chcę żebyś trzymał się z dala od Sehuna.


-Co?


Zatkało mnie. Co właściwie wiedział Jongin? Chciałem  przyrąbać sobie w głowę, bo przecież miałem zapytać się o to Sehuna wczoraj po balu charytatywnym, ale byłem..cóż, nie miałem do tego głowy. 


-To co słyszałeś. Luhan, to po prostu ostrzeżenie, on-


-Jest złym człowiekiem? Niebezpiecznym? - dokończyłem za niego czując narastającą we mnie furię. - Jongin, ja to wszystko wiem do jasnej cholery. Po co tu przychodzisz? 


-Nie, Luhan, Ty nie ro-


-Rozumiem wszystko, wiem wszystko. Poznałem go. 


Jongin nie odezwał się. Czekałem aż coś powie. 


-Możesz wyjść. -powiedziałem, bo miałem go serdecznie dość. - Wyjdź Jongin.


-Powiedział ci? - zapytał poważnie.


Nie odpowiedziałem, wskazałem tylko drzwi.


Jongin wyszedł a ja zacząłem płakać. 




     Tamtej nocy szlajałem się po całym Seulu, płakałem i nie mogłem się przełamać, aby zadzwonić po Sehuna. 


     Bolało mnie wiele rzeczy. Wiele również zostało bez odpowiedzi. 


     A w tym całym bałaganie -bezbronny ja.






A/N: Obiecałam! I jest. Rozdział zbetowany przez Miyuki LaVey, na której bloga serdecznie zapraszam TUTAJ. 
Za kilka godzin wsiadam do pociągu i jak już mówiłam - nie będzie notki przez tydzień. Chcę sobie odpocząć, tak. Od wszystkiego. I dziękuję za komentarze!

     Wiecie, 28 lipca mija rok od założenia tego bloga. Niestety nie ma mnie wtedy, ponieważ jadę na Przystanek Woodstock i akurat tego dnia mam pociąg (nikłe szanse, że coś dodam), a chciałam dla Was coś napisać. Napisać coś, żeby podziękować za to wszystko co dla mnie robicie i jak mnie motywujecie. Niestety, nie uda się. Ale mam dla Was niespodziankę już teraz. Będzie na rocznicę bloga. Sami zobaczycie. I naprawdę, dziękuję. A teraz lecę się pakować! Kocham Was! ♥ 




2 komentarze:

  1. Zrobiło mi sie szkoda Sehuna przez tą laskę ._. no żeby zostawić Huna dla jakiegoś typa z burdelu, pfff nie wie co traci :')
    I ten Kai... ciekawe po co przyszedł (͡° ͜ʖ ͡°)
    UNNIE JEDNO NIE DAJE MI SPOKOJU.. CO TY KOMBINUJESZ? Teraz będę zadręczać się tą niespodzianką, dzięki.
    weny i KC ❤
    /Miyuki (͡° ͜ʖ ͡°)

    OdpowiedzUsuń
  2. Jejku, historia Sehuna jest wzruszająca~ Ugh, nie mam ostatnio weny nawet do komentarzy~ Tak czy siak rozdział jak zawsze ciekawy :3 Odpocznij sobie i wróć z jakimś cudownym rozdziałem! Miłych wakacji! ♡

    yehetasshole.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń

Obserwatorzy